Sport

Myślenie życzeniowe

CZADOBLOG - Paweł Czado

W założeniu miał to być felieton poświęcony piłkarskiej reprezentacji Polski i jej dokonaniom w poprzednim roku. Korzystam jednak z faktu, że jest już jednak nowy, 2025. Dlatego mniemam, że na miejscu będzie zastosować wishful thinking, czyli optymistyczny scenariusz zamiast urzędniczej racjonalności. Cóż, to, co wielkie - zanim się zacznie - zawsze musi być poprzedzone czymś mniejszym lub bardzo małym, żebyśmy wiedzieli, że to wielkie. Także w piłce nożnej.

- tak, wiem, że poprzedni rok był futbolowo stracony: byliśmy na wielkim turnieju, ale pierwsi z niego odpadliśmy. Uczucia niespełnienia nie zatrze fakt, że udało nam się strzelić szybko gola w pierwszym meczu Euro, co w przypadku naszej futbolowej historii nie jest przecież oczywistością;

- tak, wiem, że spadliśmy z najwyższego poziomu Ligi Narodów i w kolejnym rzucie wystąpimy na drugim poziomie. Marzyliśmy o utrzymaniu, ale rzeczywistość okazała się bezwzględna; 

- tak, wiem, że w zeszłym roku… Gibraltar miał większy procentowy udział wygranych podczas meczów międzypaństwowych niż Polska (45 procent do 42,30 procent). Oczywiście – rywale mieli przeciwników bezwzględnie słabszych, jednak i tak to porównanie robi wrażenie ;

- tak, wiem, że żaden mecz z tych reprezentacyjnych w 2024 nie zapisze się w naszych wspomnieniach jako wielka gra, jako taki, który chcielibyśmy pieścić we wspomnieniach. Być może niektórzy będą wspominać strzępy pojedynczych gier jako te, który miałyby świadczyć o tym, że przecież mogłoby być lepiej. Będą podkreślać fakt, że… nie przegraliśmy na wyjeździe w pierwszej połowie meczu z Portugalią. Kiedy słyszę tego rodzaju refleksje, robi mi się zwyczajnie jednak przykro;

O szczegółach przypadków reprezentacji Polski w 2024 roku przeczytacie w sąsiednim tekście Kacpra Janoszki. Jakie można wysnuć wnioski? Ja wysnuwam taki, że… nie trzeba - a może raczej pisząc ściślej - nie warto rozpamiętywać z masochistycznym zacięciem chwil bólu, wstydu, bezradności czy sprawdzać każdą podszewkę każdej z klęsk. Zdarzyło się i już, cóż! Zeszłym rokiem polskiej piłki niech zajmie się teraz ZUS albo fundusz inwalidzki, a my spójrzmy lepiej z nadzieją w przyszłość.

Mniemam, że trzeba teraz zasłonić przeszłość wielką kotarą amnezji i skupić się na pozytywach i przyszłości. Dla pokrzepienia serc, dla stabilizacji stanu psychicznego, w tym własnego – wolę drogę myślenia życzeniowego.

Owszem, nie jesteśmy wielką futbolową nacją, której stan sukcesu to norma, a co poniżej raczej to stan epizodyczny – nie jesteśmy Niemcami, Hiszpanami czy Włochami. Nie jesteśmy małą futbolową nacją, która musi cieszyć się z byle czego. Jesteśmy średniakami, ale takimi, którzy od czasu do czasu potrafią oszołomić sukcesem, rozmachem i stylem. Przed trzecim miejscem podczas mistrzostw świata w 1974 roku, nie potrafiliśmy wejść do finałów ME, przed trzecim miejscem podczas mistrzostw świata 1982 – też nie potrafiliśmy wejść do finałów ME. 

Co było, to było, dziś mamy nowe rozdanie. Życie przeszłością w naszej sytuacji jest jedynie obciążające. Próbujmy się wyrwać z marazmu. A pierwsze przed takim wyrwaniem to – uwierzyć. Dlaczego nie miałoby się udać zajść daleko na najbliższym mundialu? Głęboko wierzę więc, że jesteśmy w stanie zamieszać na najbliższych mistrzostwach świata.

Możecie się śmiać ze mnie, albo… ze mną. Przekonamy się.