Jan Flak (z prawej) oraz jego koledzy z drużyny nie mieli pomysłu, jak zaskoczyć drużynę z Kalisza. Fot. gksjastrzebie.com
Przystępując do niedzielnego meczu z KKS-em 1925 Kalisz podopieczni trenerów Patryka Szymika i Mateusza Wrany byli w strefie spadkowej. W „otchłań” zepchnął ich remis Rekordu Bielsko-Biała z faworyzowaną Wieczystą Kraków. Po końcowym gwizdku kiepskiego arbitra z Kielc, Aleksandra Kozieła, sytuacja jastrzębian nie uległa poprawie. Na pewno przyczyniła się do tego czerwona kartka Sebastiana Rogali, którą stoper GKS-u zobaczył w 44 min. Gospodarzy absolutnie nie rozgrzesza z porażki absencja pauzujących za kartki Oliwera Jakucia i Szymona Maszkowskiego, Kacpra Masiaka (dwa mecze dyskwalifikacji za „czerwień”) oraz mającego problem z kręgosłupem bramkarza, Grzegorza Drazika. Zastępca ostatniego z wymienionych, Jakub Trojanowski, był najjaśniejszym punktem w zespole gospodarzy i uratował go przed znacznie wyższą porażką. Obronił m.in. rzut karny egzekwowany przez Mateusza Gawlika (49 min), ponadto wygrał trzy sytuacje sam na sam, nie licząc strzałów z najbliższej odległości. Fakt, że kaliszanie strzelali w niego niczym na odpustowej strzelnicy, nie zmienia opinii o jego znakomitym występie, bo akurat stał w miejscu, gdzie powinien. Gdyby 23-letni wychowanek Znicza Pruszków był słabszej dysponowany, gospodarze „popłynęliby” co najmniej 0:5.Po miesięcznej przerwie do składu gospodarzy wrócił 34-letni stoper Paweł Baranowski, który poprzednio zagrał 6 października przeciwko Olimpii Grudziądz (1:2). W niedzielę jastrzębianie ponieśli już 6. porażkę na własnym boisku i widmo degradacji do 3. ligi zaczyna zaglądać im głęboko w oczy. Wprawdzie strata do wyprzedzających ich w tabeli rezerw ŁKS-u, Rekordu i wspomnianej Olimpii jest niewielka, ale w takiej dyspozycji jak w ostatnich spotkaniach mają niewielkie szanse, by wyskoczyć nad „kreskę”. Wypada dodać, że drużynę gości wspierała grupa 340 kibiców, wśród których byli nie tylko fani KKS-u, ale również Ruchu Chorzów, Widzewa Łódź, Elany Toruń i Unii Oświęcim.
Bogdan Nather