Mistrz olimpijski będzie miał własną ulicę?
Piast Gliwice chce godnego uhonorowania Egona Franke, który w 1964 roku zdobył na igrzyskach w Tokio złoty medal we florecie.
SZERMIERKA
Egon Franke to jedna z naszych najwspanialszych sportowych legend. Był przede wszystkim doskonale wyszkolonym technicznie florecistą, ale dawał sobie świetnie radę również w szabli i szpadzie. Z igrzysk olimpijskich w Tokio przywiózł złoty medal. Był również legendą Piasta Gliwice, jedną z jego sztandarowych postaci.
Legenda gliwicka
– W przyszłym roku Piast Gliwice obchodzi jubileusz 80-lecia. Chcemy, żeby jednym z elementów uświetniających tę rocznicę było nadanie przez miasto jednej z ulic imienia Egona Franke, jednej z naszych legend – mówi „Sportowi” Andrzej Kyrcz, prezes stowarzyszenia Piasta. – Podniesiemy tę sprawę na jednym z najbliższych spotkań z miastem – dodaje.
Egon Franke z pewnością zasłużył na takie uhonorowanie. Sukcesów miał na koncie przecież jak zboża. To nie tylko pierwszy polski złoty medalista olimpijski w szermierce (zdobył tytuł we florecie) z Tokio (1964), ale również wicemistrz olimpijski (Tokio 1964), brązowy medalista olimpijski (Meksyk 1968), olimpijczyk także już z Rzymu (1960).
Urodził się w 1935 w Gliwicach jako syn pracownika miejscowej gazowni, ukończył w tym mieście szkołę średnią, był pracownikiem Huty 1 Maja jako kreślarz. Zaczynał uprawiać szermierkę w Budowlanych (1952-55), na chwilę ze zrozumiałych względów trafił do Legii Warszawa (1955-57), a większość kariery spędził w Piaście (1957-1971). Pracowali z nim świetni trenerzy – Antoni Franz, a także mjr Andrzej Przeździecki (podczas służby wojskowej) i Zbigniew Czajkowski w kadrze narodowej. Tego ostatniego miałem przyjemność poznać jeszcze w latach 90., usłyszałem od niego, że Franke był rewelacyjnym szermierzem, przede wszystkim znakomicie wyszkolonym technicznie. A przy tym budził podziw swoją wszechstronnością, najmocniejszy był we florecie, ale w szabli i szpadzie także dawał sobie świetnie radę. Wyróżniała go nienaganna klasyczna przy tym technika: znakomita praca nóg, długie wypady, szybkie i oszczędne ruchy bronią oraz mylące zwody. Do tego był cholernie pracowity i wytrwały, dlatego nawet pechowe urazy i choroby (dwukrotne zranienie oka, przebicie płuca, dokuczliwa choroba jelit czy żółtaczka) nie mogły stanąć na drodze do sukcesów.
Spać, spać, spać…
Pierwszy tytuł zdobył w 1955, było to mistrzostwo Polski juniorów we florecie. Głośno zrobiło się o nim i zresztą o całej polskiej reprezentacji podczas mistrzostw świata w Turynie (1961). Biało-czerwoni zdobyli wtedy brązowy medal w drużynie, ale w turnieju indywidualnym działy się rzeczy niebywale wspaniałe: Franke przegrał walkę o wejście do finału dopiero po barażu z Witoldem Woydą, a mistrzem świata został… Ryszard Parulski. O polskich florecistach mówił więc wtedy cały świat! Potem już poszło… Złoto olimpijskie wywalczył właściwie jako rekonwalescent, nie czuł się dobrze po chorobie jelit. Ogromne nerwy… „Kiedy grano Mazurka Dąbrowskiego, myślałem wyłącznie o tym, by uciec z sali, położyć się spać. Byłem potwornie zmęczony” – wspominał po latach.
Franke miał w dorobku również osiem medali mistrzostw świata, w tym złoty, który był dość wyjątkowy, bo zdobyty w szabli. Zresztą wymieńmy bardziej szczegółowo te osiągnięcia:
Mistrz Polski (ind.) we florecie (1962) i dwukrotny wicemistrz (1957, 1967), trzykrotny drużynowy mistrz kraju: we florecie (1960, 1969) i szabli (1956), wicemistrz we florecie (1965) i czterokrotny brązowy medalista drużynowych MP: we florecie (1958, 1961, 1966) i szabli (1966).
Mistrz świata w drużynie szabli w Buenos Aires (1962), wicemistrz świata (floret druż.) z Gdańska (1963) oraz brązowy medalista MŚ (floret ind.) z Gdańska (1963). Także czterokrotny brązowy medalista MŚ (floret druż.) z Turynu (1961), Buenos Aires (1962), Moskwy (1966) i Montrealu (1967).
Szacunek we Włoszech
Wszechstronny szermierz z Gliwic w latach 70. wyjechał do Włoch, gdzie został trenerem i wychował całe pokolenia utytułowanych zawodników. Trenował włoską kadrę florecistów.
Zawsze podkreślał, że jest Polakiem, kochał Gliwice i nigdy nie przyjął obywatelstwa włoskiego, a miał takie propozycje. Dla młodych zawodników był punktem odniesienia, uosobieniem elegancji, stylu i wyrafinowania. Był przy tym dżentelmenem, który nie zabiegał o honory i chwałę. Zasłużony Mistrz Sportu, odznaczony m.in. wielokrotnie Medalem za Wybitne Osiągnięcia Sportowe. Zmarł 30 marca 2022 roku w wieku 86 lat.
(pacz)