Miał nie jechać, a... zwyciężył!
Brytyjczyk Samuel Watson z grupy Ineos Grenadiers wygrał prolog wyścigu Tour de Romandie, jazdę indywidualną na czas w Saint-Imier.
Młody Brytyjczyk w drodze po zwycięstwo, którego nikt – nawet on! – się nie spodziewał. Fot. PAP/EPA
KOLARSTWO
Trasa prologu miała zaledwie 3,44 km. 23-letni triumfator pokonał ją w cztery minuty i 33 sekundy, co dało średnią nieco ponad 45 km/h – stosunkowo niską jak na płaski odcinek, który jednak obfitował w zwalniające zakręty. Drugi, Portugalczyk Ivo Oliveira (UAE Team Emirates - XRG), stracił do niego zaledwie 28 setnych sekundy, a o trzy sekundy gorszy był trzeci na mecie Hiszpan Ivan Romeo (Movistar Team). Belg Remco Evenepeol (Soudal Quick- Step), dwukrotny mistrz olimpijski z Paryża w jeździe na czas i w wyścigu szosowym, oraz wielki faworyt zajął ósme miejsce, cztery sekundy za zwycięzcą. Inny z kolarzy typowanych do końcowego zwycięstwa, Portugalczyk Joao Almeida (UAE Team Emirates), wykręcił 11. czas, tracąc do Samuela Watsona pięć sekund.
Co ciekawe, Brytyjczyk... nie był przewidziany w składzie drużyny Ineos Grenadiers na ten wyścig. – Jeszcze wczoraj, kiedy trenowałem w Andorze półtorej godziny od domu, dostałem telefon od zespołu z informacją: „Przyjedź na lotnisko tak szybko, jak to możliwe, bo ścigasz się w Tour de Romandie”. A teraz tu jestem ze zwycięstwem, więc to coś naprawdę wyjątkowego – zachwycał się Watson. – Nie wiedziałem, że mam najlepszy czas, to była całkiem miła niespodzianka. Nie sądziłem, że utrzymam prowadzenie, ale teraz mogę powiedzieć, wygrałem swój pierwszy wyścig World Tour z Ineos. To jak spełnienie marzenia – podkreślał kolarz, który pierwszy sezon jeździ w brytyjskiej grupie, a do tej pory jego największym sukcesem było wygranie etapu Tour de Wallonie w ubiegłym roku.
Kolarze na trasę wyruszali w minutowych odstępach. Jako piąty od końca wystąpił Filip Maciejuk. Mistrz Polski w jeździe indywidualnej został sklasyfikowany na 34. miejscu – 12 sekund za Watsonem. Pozostała dwójka Biało-czerwonych uplasowała się w czołowej setce. Kamil Gradek (Bahrain-Victorious) był 73. (strata 17 sekund), a Stanisław Aniołkowski (Cofidis) - 99. (21).
W środę zawodników czeka 194-kilometrowa rywalizacja z Muenchenstein do Fryburga, z czterema premiami górskimi. Będzie to najdłuższy z tegorocznych etapów. Składający się z prologu i pięciu etapów wyścig w Szwajcarii odbywa się po raz 78. i jest zaliczany do cyklu World Tour. Zakończy się w niedzielę w Genewie, jazdą indywidualną na czas o długości 17,1 km. Dla wielu uczestników szwajcarskiego wyścigu to ostatni sprawdzian przed rozpoczynającym się 9 maja Giro d'Italia.
Prolog - jazda indywidualna na czas w Saint-Imier (3,44 km): 1. Samuel Watson (Wielka Brytania/Ineos Grenadiers) 4:33, 2. Ivo Oliveira (Portugalia/UAE Team Emirates-XRG) strata 0,28 sekundy, 3. Ivan Romeo (Hiszpania/Movistar) strata 3 sek., 4. Stefan Bissegger (Szwajcaria/Decathlon AG2R), 5. Maikel Zijlaard (Holandia/Tudor), 6. Stefan Kueng (Szwakcaria/Groupama - FDJ) ten sam czas... 34. Filip Maciejuk (Red Bull-Bora-hansgrohe) 12, 73. Kamil Gradek (Bahrain-Victorious) 17, 99. Stanisław Aniołkowski (Cofidis) 21.
Pojadą dla Franciszka
Organizatorzy Giro d'Italia 2025 poinformowali we wtorek, że ostatni etap tegorocznej edycji będzie poświęcony zmarłemu niedawno papieżowi. Start nastąpi z Watykanu, przed bramą Porta del Perugino na placu Świętego Piotra. – Rzym (na ulicach tego miasta 1 czerwca kolarze będą rywalizować o zwycięstwo w 21. etapie – przyp. red)to wyjątkowe miejsce, muzeum na świeżym powietrzu, a w tym roku będzie miał coś wyjątkowego – powiedział Urbano Cairo, prezes grupy medialnej RCS, która organizuje drugi co do wielkości wyścig etapowy. – Ostatni etap rozpocznie się z Watykanu, będzie dla wszystkich, nie tylko dla kibiców, ważnym momentem, zwłaszcza po śmierci papieża Franciszka – dodał Cairo. Jego zdaniem „ostatni etap będzie w całości poświęcony papieżowi”. – Tak złożymy hołd temu wielkiemu człowiekowi – podkreślił.