Medalodajny dzień
Trzy polskie pięściarki staną na podium mistrzostw świata w Liverpoolu. Panowie wracają na tarczy.
Medal MŚ to największy sukces w karierze Agaty Kaczmarskiej. Fot. PZB
BOKS
Znakomicie rozpoczęła się środa na mistrzostwach świata w Liverpoolu, a to za sprawą Anety Rygielskiej (60 kg) i Agaty Kaczmarskiej (+81 kg), które w południowej serii wygrały ćwierćfinałowe walki i zapewniły sobie miejsce na podium. W wieczornej odsłonie dołączyła do nich Julia Szeremeta. W piątek dowiemy się, czy poprzestaną na najniższym stopniu, czy też wskoczą wyżej.
Do pięciu razy sztuka
Aneta Rygielska debiutowała w mistrzostwach świata w 2014 roku jako 19-latka, a przed Liverpoolem wystąpiła w nich czterokrotnie, jednak bez sukcesów. Torunianka zdobywała medale mistrzostw Europy (dwukrotnie srebro), ale jak podkreślała wciąż czeka na krążki MŚ i... olimpijskie. W Paryżu jej się nie powiodło, bo odpadła w 1/8 finału, ale teraz cieszy się z pierwszego medalu mistrzostw świata.
W drodze do krążka w dobrym stylu pokonała Sanju Khatri z Indii oraz Amerykankę Jajairę Gonzalez. W ćwierćfinale zmierzyła się z rozstawioną w tym turnieju Japonką Ayaką Taguchi, która w 1/16 finału miała wolny los, a w 1/8 nie musiała walczyć, bo Turczynka Gizem Özer nie została dopuszczona przez lekarzy.Obawialiśmy się więc, że nasza pięściarka może odczuwać zmęczenie. Niepotrzebnie.
W pierwszym starciu dużo było wymian w półdystansie, obie często trafiały, ale Polka była skuteczniejsza, co docenili sędziowie, dając jej w komplecie wygraną rundę. Drugie starcie było podobne, ale tym razem nieco aktywniejsza była Japonka i trzech sędziów dało jej to starcie, a dwóch Rygielskiej. Po dwóch rundach u trzech był więc remis, a u dwóch prowadziła nasza zawodniczka, która nie mogła jednak przegrać w ostatniej odsłonie. Taguchi ruszyła w niej do ataku, ale nadziewała się na kontry, a w końcówce Polka dwa razy czysto trafiła prawym prostym.
Oczekiwanie na końcowy werdykt było nerwowe, ale po jego ogłoszeniu była eksplozja radości Rygielskiej. Wszyscy sędziowie dali jej wygraną w 3. rundzie i końcowy wynik to dwa razy 30:27 i trzy razy 29:28.
W piątek o finał Rygielska będzie walczyła z Chinką Yang Chengyu, mistrzynią świata (IBA) z 2023 roku.
Dawid i Goliat
Kilkanaście minut później do ringu weszła Agata Kaczmarska. Licząca sobie 27 lat radomianka debiutowała w mistrzostwach świata w 2018 roku, ale też nie odnosiła w nich sukcesu. W Liverpoolu rywalizację rozpoczęła od razu od ćwierćfinału, podobnie jak jej rywalka, Chinka Zhan Yilian. To mistrzyni świata z tego roku, złoto zdobyła w serbskim Niszu podczas turnieju organizowanego przez IBA, federację nieuznawaną przez MKOl. Co ciekawe, to był jej pierwszy międzynarodowy występ, bo wcześniej nikt o takiej zawodniczce nie słyszał.
Gdy obie stanęły koło siebie, od razu nasunęło się skojarzenie, że będzie to pojedynek polskiego Dawida z chińskim Goliatem. Rywalka Kaczmarskiej jest bowiem o głowę wyższa i znacznie cięższa. Pierwsza runda nie zapowiadała pomyślnego finału, Yilian wygrała ją bowiem 4:1. Polka znana jest jednak z nieustępliwości i wielkiej ambicji. W drugiej ruszyła do ataku i ku zaskoczeniu wszystkich zaczęła obijać Chinkę ciosami na tułów oraz sierpowymi i podbródkowymi. Sędziowie nie mieli wątpliwości kto był lepszy i po dwóch starciach u czterech był remis, a u jednego prowadziła Kaczmarska. W ostatniej odsłonie Yilian straciła ochotę do walki i dominacja naszej reprezentantki była bezsporna. Tę też jednogłośnie wygrała Polka (cztery razy 29:28 oraz 30:27) i wielka niespodzianka stała się faktem.
W piątkowym półfinale Kaczmarska zmierzy się z 23-letnią Kazaszką Yeldaną Talipovą, która w MŚ w Niszu przegrała w finale z... Yilian.
Na zakończenie południowej serii mieliśmy występ Adama Tutaka (90 kg). Polak efektownie wygrał dwie wcześniejsze walki, ale w ćwierćfinale przegrał z urodzonym na Kubie Hiszpanem Emmanuelem Pla Reyesem, brązowym medalistą igrzysk i mistrzostw świata oraz wicemistrzem Europy. Polak już w pierwszej rundzie poniósł duże straty, gdyż po nieprzepisowym ataku głową otrzymał ostrzeżenie i odjęto mu punkt. To starcie przegrał 8:10. W kolejnych rundach Hiszpan kontrolował wydarzenia w ringu i zasłużenie jednogłośnie wygrał (pięciokrotnie 30:26).
Wielkie nerwy
W wieczornej sesji walk mieliśmy kolejne cztery szanse medalowe. Przed pierwszą stanęła wicemistrzyni olimpijska Julia Szeremeta (57 kg), która walczyła z Kazaszką Kariną Ibragimovą. Zaczęło się koszmarnie, bo po jednym z ciosów Polka upadła. Potem było więcej przepychania i klinczowania niż boksu. Sędziowie rundę przyznali Ibragimovej, ale na szczęście tylko 10:9. W drugiej było bardzo nerwowo. Szeremeta z opuszczoną gardą prowokowała rywalkę do ataków, tańczyła wokół niej i zadawała sporo ciosów, ale i sama została kilka razy trafiona. Punktacja w tym starciu to trzykrotne 10:9 dla Polki i dwukrotne dla Kazaszki. W sumie u trzech sędziów był remis, a u dwóch 20:18 prowadziła Ibragimova. W trzeciej rundzie znów więcej było zapasów niż boksu i była ona trudna do oceny. Przed werdyktem obie podniosły rękę, ale efekt był pomyślny dla Julii Szeremety. Okazało się, że ostatnią rundę u wszystkich wygrała Polka i cały pojedynek 3:2 (trzy razy 29:28, dwa razy 28:29). O finał Szeremeta będzie walczyła z Kolumbijką Valerią Arboledą Mendozą.
Jeszcze więcej nerwów było w pojedynku Kingi Krówki (65 kg) z brązową medalistką olimpijską z Paryża, Chen Nien-Chin z Tajwanu. 18-letnia Polka nie przestraszyła się doświadczonej rywalki i dobrze radziła sobie w pierwszej rundzie, którą wygrała u trzech sędziów. W drugiej dała się kilka razy skontrować, próbowała szybko odpowiedzieć, ale rywalka dobrze się broniła. To starcie Chen wygrała u 4 sędziów. Po nim prowadziła 20:18, dwa razy był remis 19:19, a u jednego Krówka prowadziła 20:18. Znów decydowała więc ostatnia runda. Zaczęła się niedobrze, bo od ostrzeżenia dla Polki za trzymanie. Sytuacja się wyrównała, bo taką karę dostała też potem Tajwanka. Po końcowym gongu trudno było powiedzieć, kto wygrał. Niestety, okazało się, że pięściarka z Tajwanu 4:1 (trzy razy 28:27, raz 29:26 i raz 27:28).
Porażki na koniec
Emilia Koterska (80 kg) pokazała się z bardzo dobrej strony w pierwszym swoim występie, w którym jednogłośnie pokonała Bułgarkę Aleynę Mehmed. W ćwierćfinale walczyła z Pooją Rani z Indii i po pierwszej rundzie wydawało się, że powinna sobie poradzić. Wykorzystywała dłuższy zasięg rąk i punktowała rywalkę. Powinna tę rundę wygrać jednogłośnie, ale Węgier i Uzbek dali ją Hindusce. W drugiej 19-letnia Polka chciała zaakcentować swoją przewagę, poszła do ataku, ale zapominała o obronie. Wykorzystała to rywalka często trafiając sierpowymi. To starcie sędziowie dali Rani. W ostatnim sytuacja znów się powtórzyła, Koterskiej zabrakło zimnej krwi w sytuacjach, kiedy powinna pójść za ciosem. Wdawała się w szarpaninę, w której lepiej czuła się zawodniczka z Indii. Polski narożnik sądził, że wygrała ich zawodniczka, ale okazało się, że 3:2 (dwa razy 30:27, raz 29:28, dwa razy 28:29) wygrała Rani.
Ostatnim naszym reprezentantem w środowych ćwierćfinałach był Paweł Brach (60 kg). Bardzo liczyliśmy, że przerwie długą serię bez medalu Polaka, trwającą od 2003 roku, kiedy to brąz zdobył Aleksy Kuziemski. Nasz pięściarz zmierzył się z Brazylijczykiem Luizem Gabrielem De Oliveirą, który nie odniósł większych międzynarodowych sukcesów. W ringu okazało się jednak, że jest zbyt trudnym rywalem dla Bracha, który dał się zdominować w ringu. Brazylijczyk imponował szybkością i zwinnością, będąc trudnym do trafienia celem. Sędziowie nie mieli wątpliwości kto jest lepszy i jednogłośnie dali wygraną Oliveirze - pięciokrotnie 30:27.
Andrzej Wasik
