Sport

Marnujemy złoty wiek dziecka

Jacek Matyja wyszukuje talenty dla Polskiego Związku Piłki Nożnej.

Jako piłkarz Jacek Matyja zapisał się w historii polskiego futbolu w klubach z dwóch województw. Wychowanek KS Chełmek ekstraklasowy debiut zaliczył w Wiśle Kraków, w barwach której w sezonie 1998/99 mógł się cieszyć z mistrzostwa Polski, a następnie w najwyższej klasie rozgrywkowej reprezentował Odrę Wodzisław Śląski i Ruch Chorzów, w którym 24 maja 2003 roku zakończył profesjonalną karierę. Nie pożegnał się jednak z piłką, bo przez 20 następnych lat można go było spotkać na boiskach niższych klas rozgrywkowych, a obecnie – choć ma już 55 lat – z wielką ochotą ugania się za piłką w rozgrywkach oldbojów, występując z „Białą gwiazdą” na piersi. Przede wszystkim jednak jest obecnie trenerem Mobilnej Akademii Młodych Orłów w Małopolsce, czyli pracuje dla Polskiego Związku Piłki Nożnej, wyszukując talenty w województwie, które ma najwięcej klubów w naszym kraju.

- Pochodzę z Chełmka – mówi Jacek Matyja. - Wychowałem się na osiedlu Nowopole i jako dziecko, jak wszyscy moi rówieśnicy, grałem w piłkę, bo nie mieliśmy innych rozrywek, których dzisiejsze życie tak dużo oferuje najmłodszym. Dlatego możemy mówić, że kiedyś sport był uprawiany masowo. Ogólnorozwojówkę przechodziliśmy w lasach i na podwórkach. Na polu spędzaliśmy cały wolny czas, nie tylko grając, ale także biegając czy jeżdżąc na rowerach. Trampki zdzierałem w ciągu miesiąca, bo betonowe i asfaltowe nawierzchnie boisk były bezlitosne dla każdej podeszwy, a także dla kolan i łokci. Do klubu trafiłem jako trampkarz, czyli w wieku około 10 lat, a nie było daleko, bo z mojej ulicy wystarczyło... przeskoczyć przez płot. Mój pierwszy trener przekazywał nam wiele boiskowych i życiowych rad, z których najbardziej zapamiętałem to, że jeżeli czegoś chcę, to muszę do tego dążyć za wszelką cenę. Nigdy nie było mowy o taktyce. Próbowaliśmy swoich sił na bardzo różnych pozycjach i grałem w pomocy, w ataku, bo największą frajdą jest strzelanie goli, aż wylądowałem na stoperze i na tej pozycji rozegrałem 215 spotkań w ekstraklasie.

Infrastruktura jest okej

Swoje doświadczenie zdobyte na boiskach Jacek Matyja od 2019 wykorzystuje na potrzeby PZPN-u. - Odpowiadam za dzieci w wieku od 6 do 13 lat – dodaje Jacek Matyja. - Od razu zaznaczę, że tego, co mają obecnie dzieci, nie da się porównać z tym, co było do naszej dyspozycji. Na szczęście baza szkoleniowa z boiskami ze sztuczną nawierzchnią na orlikach umożliwia praktycznie całoroczne zajęcia. Infrastruktura jest więc okej. Są też wykwalifikowani trenerzy, którzy swoją wiedzą na pewno przewyższają naszych ówczesnych szkoleniowców i mogą jeszcze korzystać z programów PZPN-u. Problem jest natomiast z samymi dzieciakami. Często jest tak, że 6-latka na trening zapisują rodzice, bo chcą zrealizować swoje niespełnione ambicje, albo słysząc o profitach płynących z futbolu, chcą zapewnić swojemu dziecku lepszą przyszłość, a sobie „polisę ubezpieczeniową”. A to tak nie działa. Najczęściej więc jest tak, że te kilka godzin w tygodniu przeznaczonych na trening zostaje wtłoczone w kalendarz wypełniony innymi zajęciami dziecka. Nie ma też mowy o masowości, którą nam zapewniały podwórka, a co za tym idzie, często poziom ogólnego rozwoju jest niski. Mimo to każdy klub, każda szkółka czy trener zakładający akademię bierze każdego chłopca zgłoszonego przez rodzica, żeby mieć grupę i zarobki, bo takie szkółki żyją z opłat od rodziców. Nie ma więc mowy o selekcji. Takie są realia, w których ja i trenerzy zatrudnieni przez PZPN w każdym województwie staramy się wyławiać talenty. Cały projekt Akademii Młodych Orłów polega na tym, żeby rozwijać i zawodników, i trenerów. Jeździmy po powiatach, bo w każdym wojewódzkim związku piłki nożnej jest dwóch trenerów Mobilnej Akademii Piłkarskiej, a także po klubach i praktycznie non stop prowadzimy kursy, więc wykształcenie trenerów jest na bieżąco poprawiane. Piłka ewoluuje i też staramy się dostosować do tego programy szkolenia, które prezentujemy na konferencjach. Mogą z tego korzystać wszyscy trenerzy. Na konferencje powiatowe zapraszamy także nauczycieli wychowania fizycznego. Natomiast gdy przyjeżdżamy do klubu, który nas zaprasza, dopasowujemy program do specyfiki otoczenia. Ponadto – w porozumieniu z trenerem koordynatorem – przeprowadzamy trening pokazowy z grupą zawodników z tego klubu, żeby pokazać, jak można i trzeba pracować z dziećmi. Natomiast jeżeli chodzi o selekcję, mieliśmy narzędzie w postaci informatycznego systemu oceny zawodnika. W skrócie nazywa się to ISO i wpisujemy do niego najlepszych zawodników i najlepsze zawodniczki, które zauważyliśmy podczas treningów pokazowych oraz naszych wyjazdów na mecze. Oceniamy ich według określonych parametrów i dzięki temu powstaje ogólnopolska baza, do której mają wgląd wyłącznie skauci PZPN-u i trenerzy młodzieżowych reprezentacji Polski. We wcześniejszej fazie tego projektu zbieraliśmy oceny wystawiane przez trenerów tych zawodników i zawodniczek, a następnie organizowaliśmy trening selekcyjny. Teraz jednak staramy się zawodników i zawodniczki obserwować na treningu pokazowym w ich klubach, żeby zobaczyć jak funkcjonują w swoim środowisku. Na tej podstawie określamy potencjał.

Żaden talent nie umknie

Czy tą drogą młodzieżowa reprezentacja Polski zdobędzie w najbliższych latach medal mistrzostw świata? Na razie tylko dziewczęta w kategorii U-17 mogą się pochwalić brązowym medalem mistrzostw Europy zdobytym w ubiegłym roku i ćwierćfinałem wywalczonym na mistrzostwach świata. 

- Trenerzy reprezentacji mają bazę – wyjaśnia Jacek Matyja. - Na jej podstawie wybierani są uczestnicy ogólnopolskich zgrupowań nazywanych Zimowymi i Letnimi Akademiami Młodych Orłów, organizowanych przez PZPN w najmłodszych kategoriach wiekowych. Myślę więc, że żaden talent nie umknie. Nie dzielimy ich co prawda jeszcze na pozycje, bo przecież w wieku na przykład 10 lat nikt nie jest w stanie przewidzieć, na jakiej pozycji zakończy się piłkarski rozwój. Do 13. roku życia widać jednak przede wszystkim, kto ma nieprzeciętne zdolności do gry w piłkę, a o to nam przede wszystkim chodzi. Na pewno w obecnych reprezentacjach młodzieżowych są zawodniczki i zawodnicy, którzy przeszli przez nasze sito, więc mogę powiedzieć, że to jest dobry kierunek. Jednak to nie znaczy, że w polskim systemie szkolenia młodzieży wszystko jest już dobrze. Według mnie problemem jest początek, czyli brak systemu pracy z dziećmi w najmłodszym wieku. Dzieci w trzech pierwszych latach w szkole praktycznie nie mają możliwości rozwoju ruchowego, a to jest tzw. złoty wiek. Przypomnę, że nasze pokolenie spędzało ten czas w ruchu, bo takie były realia życia codziennego. Niestety, obecni pierwszoklasiści szkół podstawowych nie mają takiej możliwości, a nauczyciele, którzy się nimi zajmują, nie są przygotowani do prowadzenia zajęć albo wręcz boją się tych ćwiczeń, żeby nie ryzykować, bo dziecku coś się może stać. Tracimy więc na starcie okazje do wypracowania fundamentu, na którym później można budować zdolności i rozwijać talent. Ja przewrotów i innych prostych ćwiczeń gimnastycznych nie musiałem się uczyć, bo stanowiły moją podwórkową codzienność. Dlatego na WF-ie bez problemu wykonywaliśmy skoki przez kozła. Natomiast obecnie dzieci muszą to przerabiać na treningach, bo wcześniej nie miały z tym kontaktu. Tracimy więc ten czas, w którym kształtuje się koordynacja, gibkość itd., a gdy nie ma solidnych fundamentów, to już wielkiego budynku nie da się wystawić. Na nasze szkolenia i konferencje przy każdej okazji zapraszamy nauczycieli najmłodszych klas, ale jeżeli ktoś tego nie czuje, albo nie chce ryzykować, to nie skorzysta z naszych rad i podpowiedzi, więc koło się zamyka. Według mnie pierwszym punktem na liście spraw, które są do poprawienia, powinna więc być lekcja WF-u codziennie w najmłodszych klasach i to zajęcia prowadzone przez wykształconego w tym kierunku pedagoga-sportowca. Chodzi o to, żeby ćwiczenia były w formie zabaw, a nie wymuszonych zajęć obowiązkowych. To jednak wymaga zmian systemowych i na razie traktuję to bardziej jako swoje marzenie niż realny sposób na wyjście z problemu. Teoria nie pokrywa się bowiem z praktyką, a „złoty wiek” już się w życiu żadnego człowieka nie powtórzy. Znane porzekadło mówi, że czego się Jaś nie nauczy, tego Jan nie będzie umiał, i to można zastosować do rozwoju sportowego. Jako człowiek, który pamięta medal mistrzostw świata polskiej reprezentacji pod wodząAntoniego Piechniczka, marzę o tym, że to się powtórzy. Moja praca nie miałaby sensu, gdybym w to nie wierzył. Nie uważam więc mojej pracy za syzyfową, bo już widzę duże zmiany w jakości pracy zawodników i w umiejętnościach trenerów. Czekam na efekty.

Jerzy Dusik

Jacek Matyja wciąż aktywny jest nie tylko na boisku, ale także w procesie rozwijania młodych talentów. Fot. Dorota Dusik