Marność nad marnościami
W Chorzowie jak u Koheleta, można zastanawiać się nad sensem tego wszystkiego. Jeśli Ruch nie wygra ze Stalą Stalowa Wola, wnioski owych rozważań nie będą miłe.
Chcielibyśmy zamieścić zdjęcie uśmiechniętych piłkarzy Ruchu, ale niestety nie możemy... Fot. Marcin Bulanda/Press Focus
RUCH CHORZÓW
Seweryn Siemianowski w rozmowie z portalem niebiescy.pl przed spotkaniem z Miedzią Legnica zapewniał, że trener Dawid Szulczek ma pełne zaufanie i przy Cichej nie ma tematu zmiany trenera. Chorzowski prezes zdecydował się więc na bardzo ryzykowany krok, bo jeśli wyniki Ruchu nie ulegną poprawie, odkręcać się z tych słów może szybciej niż mu się wydaje. Szczególnie jeśli „Niebiescy” nie ograją w niedzielę ostatniej drużyny I ligi, z którą jesienią przegrali na wyjeździe 0:2.
Będzie piekło
Z 8 tegorocznych rywali w 1. lidze 6 to zespoły, z którymi niewygranie samo w sobie wstydu nie przynosi. Oczywiście w kontekście indywidualnym, bo kiedy łączy się to w trwającą 2 miesiące serię, rezultat jest fatalny i taki być w Chorzowie na pewno nie powinien. Natomiast dwa pozostałe spotkania to rywalizacja z ekipami, które były niżej notowane od Ruchu - Pogoń Siedlce i Górnik Łęczna. Z tymi pierwszymi „Niebiescy” zremisowali na inaugurację roku, beznadziejnie rozpoczynając mecz, natomiast z ekipą z Lubelszczyzny niedawno przegrali 0:2, mimo że mieli kilka dogodnych sytuacji na zdobycie gola. Stal Stalowa Wola to kolejny zespół z grona tych, które są niżej notowane niż Ruchu. Trzeba to zaznaczać, nawet mając na uwadze, jak katastrofalnie grają 14-krotni mistrzowie Polski tej wiosny. „Stalówka” zamyka tabelę, więc teraz chorzowianie muszą się przełamać i kropka. Po porażkach z GKS-em Tychy i Miedzią było gorąco, ale jeśli Stal wyjedzie ze Śląska choćby z punktem, to wokół Cichej rozpęta się prawdziwe piekło. „Niebiescy” po wyjątkowo trudnym maratonie zaczynają teraz serię gier z ekipami z drugiej połowy I ligi i jak jesienią - muszą je regularnie ogrywać, żeby jeszcze uratować ten sezon.
Przesadnie napompowani
Z Miedzią Ruch przegrywał 0:2 po 6 minutach, notując kolejny w tym sezonie mecz, który rozpoczyna tak, że... pożal się Boże. - Mam nadzieję, że w niedzielę w końcu zdobędziemy 3 punkty, bo strasznie nam tego brakuje. Wychodzimy bardzo nerwowi na spotkania i to ma duży wpływ na to, jak wygląda nasza gra. Przed meczem jest przepompowanie, zbyt duża mobilizacja, wszyscy sobie zbyt wiele oczekują. Potem jest jedno, drugie niecelne podanie, piłka wpada w nasze pole karne i jest mnóstwo nerwów. Wszyscy wrzucają sobie za dużo na głowę. To jest piłka nożna, a ludzie mają w życiu poważniejsze problemy niż my, jako sztab i piłkarze. Tak trzeba do tego tematu podejść. Inne metody motywacji były już przerabiane - przekonywał trener Dawid Szulczek. Ruch jest w spirali i z tym nie ma co dyskutować. Jedno negatywne wydarzenie powoduje kolejne. Gdy zespół jest w formie, wszystko mu wychodzi, a gdy jest bez formy - nie wychodzi mu nic i potem na boisku wygląda, jak wygląda (czyli rozpaczliwie).
Wracają do sierpnia
Jesień rozbudziła w Chorzowie apetyty. Mówiło się o próbie ataku na miejsca 1-2, ale teraz cały dorobek zebrany wtedy przez Szulczka i ekipę został poniekąd wyzerowany i klub wrócił do punktu wyjścia. Mimo tego... wciąż jest najwyżej notowanym spadkowiczem. - Gdy przychodziłem do Ruchu, praca była dwutorowa. Większa uwaga była poświęcona przygotowaniu drużyny na kolejny sezon, żebyśmy byli mocniejsi w I lidze. Jesień potoczyła się tak, że wszystkim zaczęła kiełkować myśl, że można włączyć się do walki o awans. Niestety, zostaliśmy brutalnie zweryfikowani i będziemy korzystać z opcji, o której mówiliśmy w sierpniu. Prezes też wyraził się jasno, że chcemy to budować razem i tego się trzymamy. Niestety, bo chcieliśmy przyśpieszyć te działania.
Piotr Tubacki
Powództwo oddalone
Wrócił temat band LED-owych na stadionie w Gliwicach, które zostały uszkodzone w trakcie meczu Ruchu Chorzów z GKS-em Tychy w czerwcu 2023 roku, gdy „Niebiescy” wynajmowali ten obiekt. Zniszczeniu uległy wówczas pojedyncze elementy, które chorzowianie chcieli naprawić we własnym zakresie, ale władze Piasta oczekiwały zapłaty za cały system, co wyceniły na ponad 927 tysięcy złotych. Sprawa trafiła do Piłkarskiego Sądu Polubownego. Wczoraj poznaliśmy jego orzeczenie, które odrzuciło wniosek gliwiczan. Wyrok jest jednak nieprawomocny. „Roszczenie jest bezzasadne z uwagi na fakt, że GKS Piast Gliwice nie był właścicielem zniszczonych band LED, lecz ich dzierżawcą i nie poniósł w związku z pożarem szkody związanej z uszczupleniem jego majątku” -czytamy w komunikacie giełdowym Ruchu. Piast może złożyć wniosek do ponownego rozpatrzenia, więc temat nie jest jeszcze zakończony.
(PTub)