Mają marzenia
Krono-Plast Włókniarz Częstochowa Wielką Sobotę spędzi w Lublinie, mierząc się z mistrzami Polski.
Jason Doyle nie zawodzi w zespole Włókniarza. Fot. Marcin Karczewski/PressFocus
Trudne zadanie
Częstochowskie „Lwy” zaliczyły falstart, przegrywając u siebie z BayerSystem GKM-em Grudziądz 39:51. Biało-zielonym z trudnością przyjdzie więc walka o jakiekolwiek ligowe punkty w Lublinie. Doskonale zdaje sobie z tego sprawę trener czterokrotnych drużynowych mistrzów kraju, Mariusz Staszewski. Szkoleniowiec zaznacza, że w ekstralidze nie ma łatwych przeciwników do pokonania. – Wiadomo, że Motor jest wybitnie mocnym zespołem. Tak czy inaczej każdy mecz będzie miał dla nas duży poziom trudności. Nigdzie nie będzie łatwo – mówi Mariusz Staszewski.
Co zformą zawodników?
Trener Włókniarza na pewno może liczyć na Jasona Doyle’a. Jeszcze przed sezonem mówiło się, że rajder z Australii będzie pierwszą „strzelbą” Włókniarza. Udowodnił to w premierowym starciu przeciwko grudziądzkim „Gołębiom”, gromadząc 15 punktów w sześciu swoich gonitwach. Ponadto był jedynym żużlowcem gospodarzy, który ograł rozpędzającego się z zawodów na zawody Michaela Jepsena Jensena. W meczu z GKM-em nieźle poradził sobie także Piotr Pawlicki (10+2), choć poniekąd wierzono, że stać go na więcej. Z pewnością nad skuteczniejszą jazdą wciąż muszą popracować pozostali przedstawiciele częstochowskiego klubu.
– Niestety, forma innych zawodników na razie nie jest za wysoka. Już w sparingach widać było, że dyspozycja niektórych naszych zawodników jest różna – raz lepsza, raz gorsza. Musimy się „rozjechać” i popracować nad tym, aby w kolejnych meczach nie tracić korzystnych sytuacji wynikowych już we wstępnych fazach batalii – dodaje nasz rozmówca.
Wymarzony wynik
W sobotniej rywalizacji – zdaniem ekspertów – Włókniarz skazany jest na pożarcie przez Motor. Ambicji jednak nigdy za wiele, a z tego Staszewski i prowadzona przez niego ekipa są właśnie znani. Szef sztabu szkoleniowego „Lwów” zapowiada walkę. Ma nawet swój wymarzony końcowy wynik potyczki lubelsko-częstochowskiej, choć dla wielu fachowców wydawać się on może nierealny. – Marzę o rezultacie 46:44 na naszą korzyść, ale będzie o to niezmiernie ciężko – zakończył.
Norbert Giżyński