Mała wiara, wielki skok
Paweł Wyszyński, 24-letni trener Marii Żodzik, ocenił, że szanse na osiągnięcie w deszczu 2,00 m były bardzo małe. On sam dawał tylko 30 procent.
Michał Wyszyński to pierwszy trener-medalista MŚ urodzony już w XXI wieku. Fot. Michał Laudy / Press Focus
Maria Żodzik zdobyła w niedzielę srebrny medal w skoku wzwyż w mistrzostwach świata – to jedyny krążek Biało-czerwonych w Tokio. 27-letnia reprezentantka Polski w stolicy Japonii poprawiła rekord życiowy na 2,00. Wygrała Australijka Nicola Olyslagers z takim samym wynikiem.
Trener urodzonej w białoruskich Baranowiczach lekkoatletki Michał Wyszyński przyznał, że 40-minutowa przerwa spowodowana przez ulewę podczas finałowego konkursu była bardzo trudnym momentem. – Moja wiara była wtedy 30:70 procent. To był bardzo ciężki moment konkursu. Szansa była mała, ale jak widać, wystarczyła – stwierdził trener wicemistrzyni świata.
– Maria przesadza, jak mówi, że ten skok na 2,00 był technicznie fatalny. On nie był nad poprzeczką wybitny, ale samo wybicie i rozbieg były dobre. Maria wyszarpała ten medal, chęcią zdobycia go – ocenił szkoleniowiec. W Polsce wyżej skakała jedynie Kamila Lićwinko – 2,02 i 2,01, ale tylko w hali 10 lat temu.
O Żodzik powiedział, że jest zawodniczką, która „swoje w sporcie przeżyła” – do Polski przyjechała w 2022 roku po tym, jak Rosja zaatakowała Ukrainę. Żeby związać koniec z końcem, pracowała w McDonaldzie. Wiosną 2024 otrzymała obywatelstwo, w lipcu wystartowała na igrzyskach olimpijskich dla nowej ojczyzny, ale w Paryżu odpadła w kwalifikacjach i zmieniła trenera. – Polegaliśmy na rozmowie. Przedstawiłem jej projekt i plan treningowy. Za każdym razem coś eliminowaliśmy i dodawaliśmy. Szukałem nowych sposobów i dzięki temu to zadziałało – ocenił Wyszyński.
Zapytany, czy Żodzik to tytan pracy na treningach, odparł szczerze, że „różnie bywa”. – Głód medalu decyduje o tym, czy ktoś staje na podium. Wszystkie dziewczyny ze światowej czołówki są na podobnym poziomie sportowym – zauważył szkoleniowiec.
– Naszym celem były mistrzostwa świata. Próbowaliśmy zrobić wszystko w rok, żeby przynajmniej się tu dostać i awansować do finału. Wyszło jeszcze lepiej – przyznał szkoleniowiec. – Uważam, że praca przed kolejnym sezonem będzie bardzo podobna. Być może większą rolę odegrają obozy i fizjoterapeuci, sztab medyczny. Trenujemy w Białymstoku, dajemy radę, wykorzystując tamtejszą bazę. Ale marzę o sprzęcie specjalistycznym do skoku wzwyż, takim, jaki PZLA ma na zgrupowaniach. Fajnie by było mieć to prywatnie, ale do tego długa droga – analizował Wyszyński.
Medal Żodzik jest pierwszym zdobytym przez polskiego lekkoatletę trenowanego przez szkoleniowca urodzonego w XXI wieku. Wyszyński to bowiem rocznik 2001. Zainteresowanie medialne nim i jego zawodniczką po medalu jest normalne. – Mnie też jednak już się marzy, żeby ta cała burza po medalu się uspokoiła. Ten zgiełk też nie jest mi na rękę – wskazał.
Trener podkreślił, że polski sport, a szczególnie skoki, się odmładza. – To zmiana pokoleniowa, o której każdy mówi. Teraz trzeba skrupulatnie obserwować, czy idzie to w dobrą stronę. Dzieci garną się do lekkiej atletyki. Pytanie tylko, najważniejsze, czy my jesteśmy w stanie je przy tej lekkiej utrzymać – podsumował Wyszyński.
(t, PAP)
126 350 ZŁOTYCH (brutto) – w przeliczeniu po kursie 3,61 zł za dolara – zarobiła Maria Żodzik za srebrny medal MŚ w Tokio, wyceniany na 35 tys. dolarów.
