Sport

Lubię włożyć palec

Z DRUGIEJ STRONY - Paweł Czado

Reprezentacja Polski mecze domowe podczas eliminacji do najbliższych mistrzostw świata ma rozegrać na Stadionie Śląskim! W takim wypadkach jestem jednak jak Tomasz Didymos: wątpię. Musi się to rzeczywiście zdarzyć, żebym uwierzył. Nie do końca więc na razie wierzę, w głowie mam wylęg myśli. Podzielę się niektórymi.

Po pierwsze: mam nadzieję, że nie jest to gra PZPN-u, w której Stadion Śląski jest jedynie przynętą na węgorza, straszakiem. Że nie chodzi o to, by rumor jaki się robi, skłonił władze Stadionu Narodowego do obniżenia wymagań pieniężnych za wynajem, bo wiadomo, że tu jedynie o pieniądze chodzi. Wiadomo, że Śląski będzie zwyczajnie tańszy. Mam nadzieję, że nawet jeśli szefowie Narodowego zwiną uszy po sobie i obniżą wymagania, PZPN nie wróci już do rozmów z nimi. Przynajmniej do rozmów o wyłączności;

Po drugie: tak, o wyłączności. Właśnie to uważam bowiem za największy skandal i bezczelność. Zauważcie bowiem jaki ten stołeczny monopol ma rozmach, niespotykany wręcz w nowoczesnej Europie. Gdzie indzie dają zagrać poza stolicą. Włosi, Hiszpanie czy Niemcy rozumieją, że reprezentacja jest przecież dobrem całego kraju, występuje więc w różnych miastach. Owszem, we Francji i Anglii mecze najczęściej – co nie znaczy, że zawsze – odbywają się w stolicy. Znajmy jednak proporcje – gdzie takiej Warszawie do Paryża czy Londynu? Jej wpływ na życie kraju jest niewspółmiernie mniejszy. Przecież tam nawet nie ma pola golfowego! A jeśli weźmiemy wielki cyrkiel i zatoczymy nim okrąg ze stukilometrową średnicą, to nawet w Polsce nie będzie miejscem gdzie mieszka najwięcej ludzi. W Warszawie żyje jakieś 1,8 mln, w górnośląskiej konurbacji – w zależności od kryteriów – od 2,2 do 3,5 mln;

Po trzecie: wcale nie uważam, że wszystkie mecze w eliminacjach powinny odbywać się tylko na jednym stadionie, nawet tak wspaniałym jak Śląski. Owszem, nie wyprę się faktu, że kocham to miejsce, wiele tam przeżyłem i jestem nawet współautorem książki o Kotle Czarownic. Ale – w myśl tego, co podałem w punkcie drugim – uważam, że mecze powinny być rozgrywane w różnych miejscach kraju. Stadiony takie jak Śląski, ale także i ten warszawski, powinny mieć jedynie gwarancję przynajmniej jednego meczu w cyklu eliminacji. Myślę, że powinno szanować się wszystkich;

Po czwarte: w myśl tego nie będę więc pastwił się nad cudacznym wskazywaniem jakim to stadion w Warszawie jest szczęśliwym dla Biało-czerwonych obiektem. Porażki z Portugalią i Chorwacją w Lidze Narodów – ją Narodowy także zawłaszczył - były szóstą i siódmą w ostatnich dwunastu latach, czyli od kiedy istnieje ten obiekt. Dla porównania: siódmą porażkę na Stadionie Śląskim reprezentacja Polski zanotowała dopiero w 1981 roku podczas meczu z RFN, który akurat był meczem, kiedy pierwszy raz byłem na Stadionie Śląskim, czyli… 25 lat po otwarciu chorzowskiego giganta. Jest różnica, prawda?

Po piąte: dezynwolturą niektórych stołecznych dziennikarzy w ogóle bym się nie przejmował. Wielu z nich ma w tym jedynie osobisty interes. Przecież mecze reprezentacji obsługują głównie dziennikarze mieszkający i pracujący w stolicy, kwestią jedynie ich wygody jest więc rozgrywać każdy domowy mecz na warszawskiej Pradze. Żeby było jasne – nie mam zamiaru obrażać kolegów z Warszawy: wielu z nich jest świetnych, a przy tym normalnych.