Sport

Liść

CZADOBLOG - Paweł Czado

Wojciech Kowalczyk to były znany piłkarz. Uznanie przyniósł mu fakt, że dzięki niemu Legia wyeliminowała w pucharach Sampdorię Genua, wrażenie robi też zdobycie srebrnego medalu olimpijskiego w Barcelonie (oczywiście tylko ignoranci mogliby to równać do mundiali, tam grały wtedy jedynie reprezentacje młodzieżowe). Po zakończeniu kariery Kowalczyk nie zdecydował się na pozostanie w futbolu, zajmując się za pieniądze głównie… drwiną.

Drwi z ludzi, przede wszystkim z piłkarzy i trenerów, bo do futbolu jednak mu najbliżej. Przykład pierwszy z brzegu? Grzegorza Krychowiaka porównał do „grzyba”. Wybrał się bowiem na grzybobranie i wywalił w mediach społecznościowych, że w trakcie poszukiwań znalazł... Krychowiaka. „Stary prawdziwek Krychowiak zaplątany w trawie” - rzucił. To klasyczny przykład jakości jego jadowitych ataków. Gawiedź i hołota go oczywiście uwielbia, tani poklask go buduje. W międzyczasie uwierzył chyba w kuriozalną opinię bliskich mu kiboli Legii, że jest „ostatnim wielkim idolem”.

Wyzywani piłkarze, trenerzy, działacze - nie reagują. To oczywiste: nie chcą wdawać się w medialną pyskówkę, wiedząc, że ostatnie słowo zawsze będzie należało do błaznującego Kowalczyka.

Dlatego rozśmiesza mnie nagłe oburzenie na Tymoteusza Puchacza, byłego reprezentacyjnego piłkarza, który nie wytrzymał i sam właśnie w grubych słowach oświadczył, co myśli o Kowalczyku. „Fajnie, nie pi**doli się i tak dalej. Ale to jest brak szacunku. Jakby mi coś takiego powiedział, to bym mu w**ebał liścia. (…) ”.

Oczywiście - forma przekazu jest bardzo słaba, ale przecież w knajackim stylu Kowalczyka. Doskonale ją zrozumiał, bo… zaprasza oponenta na rodzinneBródno. W domyśle - żeby wymienić liście. Myślicie, że „Kowal” za pieniądze byłby w stanie tytłać się w jakichś freak-fightach? No, cóż…