Sport

Liczą na niespodziankę

W piątkowym meczu w Częstochowie drużyna z Oporowskiej nie jest skazana na pożarcie.

Serafin Szota jako kapitan poprowadzi piłkarzy Śląska w Częstochowie i w duchu liczy na sprawienie niespodzianki. Fot. Gleb Soboliev/PressFocus

ŚLĄSK WROCŁAW

Porażka z GKS-em Katowice (0:2) skomplikowała sytuację drużyny z Oporowskiej w ligowej tabeli. Teraz podopiecznych trenera Ante Szimundży czeka nie lada wyzwanie, ponieważ w piątek zmierzą się w Częstochowie z liderem PKO BP Ekstraklasy, Rakowem. Czy jednak oznacza to, że stoją z góry na straconej pozycji? Niekoniecznie, ponieważ szkoleniowiec „Medalików” Marek Papszun musi pogodzić się z absencją trzech kluczowych zawodników - Stratosa Svarnasa, Jeana Carlosa Silvy oraz Ericka Otieno. Ponadto nie zapominajmy, że ostatnimi czasy w potyczkach z Rakowem wrocławianie nie byli przysłowiowymi chłopcami do bicia. Ostatni pobyt w Częstochowie (25 maja 2024 roku) zakończył się ich wygraną 2:1, gole zdobyli Hiszpanie Erik Exposito (49 min) i Nahuel Leiva (75, z karnego). Autorem honorowego trafienia dla gospodarzy był Ante Crnac (18). Natomiast w rundzie jesiennej bieżących rozgrywek (mecz rozegrano 26 października) oba zespoły pogodził bezbramkowy remis.

Obniżony standard

W ostatniej potyczce z GieKSą w zespole ze stolicy Dolnego Śląska odczuwalny był brak „dyspozytora mocy”, Czecha Petra Schwarza. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że absencja doświadczonego pomocnika miała duży wpływ na postawę jego kolegów, jak również na końcowy wynik.

Sympatycy drużyny z Oporowskiej byli bardzo rozgoryczeni postawą swoich ulubieńców, którzy ostatnimi czasy przyzwyczaili ich do zupełnie innych standardów. Dali temu wyraz w pomeczowych komentarzach. „Wrócił nasz stary, poczciwy Śląsk – sarkastycznie zauważył jeden z internautów. - Grający niefrasobliwie, ospale (wręcz leniwie), na ogół do tyłu. Stwarzający zagrożenie przed bramką, ale własną. Jak to nieraz bywało, znalazł się również sabotażysta w drużynie, który strzelił samobója. Może warto rozważyć przesunięcie Petkowa do ataku, bo facet ma zadziwiającą skuteczność w strzelaniu bramek. Swoją drogą była nadzieja, że koledzy z zespołu zagrają bardziej ambitnie dla Schwarza, ale jak w starym, poczciwym Śląsku, znów skończyło się tylko na słowach”.

„W najlepszych klubach, gdy zabraknie jednego lidera, jest od razu kilku, by tą rolę przejąć. Tutaj po operacji Schwarza nie znalazł się nikt! Po prostu było to rzucenie ręcznika, a wyczyn Petkowa napawa jakąś odrazą! Jak można po tygodniu zrobić znów taki koszmarny błąd. No i kilku graczy typu Baluta będący głową daleko poza klubem! Żenujące widowisko, znów zmarnowane okazje, jednym słowem... koniec!” - grzmiał inny.

Kluczowa zmiana roli

W meczu z GKS-em Katowice z kapitańską opaską paradował Serafin Szota, który wyraźnie odżył po przyjściu do klubu trenera Szimundży. W grudniu spekulowano, że Śląsk w zimowym okienku transferowym rozstanie się z wychowankiem Startu Namysłów. Po przyjściu do klubu Słoweńca sytuacja i opinie o 26-letnim obrońcy uległy radykalnej zmianie. Szota przez trenera Jacka Magierę ustawiany był na boku obrony, co nie było jego nominalną pozycją. Zupełnie inny plan na zawodnika miał Szimundża, który nie zgodził się na jego odejście oraz traktował go jako stopera. Jak widać, opłaciło się, bo Szota w tej chwili regularnie wychodzi w podstawowym składzie.

Bogdan Nather