Sport

Lech ciągle ma szanse

Rozmowa z byłym trenerem Resovii, GKS-u Bełchatów czy Cracovii, w przeszłości pracującym też w akademii Lecha Poznań

„Kolejorz” ma w DNA widowiskową grę – przekonuje nasz ekspert. Fot. Gleb Soboliev / Press Focus

NA KOLEJKĘ ZAPRASZA RAFAŁ ULATOWSKI

Szerokim echem odbiła się informacja o rozstaniu Górnika Zabrze i trenera Jana Urbana. Zaskoczyła pana?

– Byłem bardzo zaskoczony. Trudno mi się zgodzić, aby w takim czasie kluby oznajmiały, że nie będą pracowały z danym trenerem w przyszłym sezonie, że nie przedłużą jego kontraktu. Tak było też w Piaście Gliwice z Aleksandarem Vukoviciem i teraz w Zabrzu z trenerem Urbanem. Wiadomo, że motywacja zawodników w takiej sytuacji spada. Skoro wiedzą, że nie będą już współpracować z tym szkoleniowcem, to wchodzą w strefę komfortu. Na nic zdają się tłumaczenia, żeby trenowali i grali, bo nowy trener będzie ich obserwował. Dla mnie to jakieś novum, że kluby ogłaszają na kilka kolejek przed końcem sezonu koniec współpracy z trenerem.

Może należy to powiązać z nadchodzącą zmianą właścicielską w Górniku?

– Nie spodziewałem się tego, ale w zawodzie trenera trzeba być przygotowanym na wszystko, również na te przykre rzeczy.

Hitem wielkanocnej kolejki będzie mecz finalisty Pucharu Polski Pogoni z liderem ekstraklasy Rakowem. Spodziewa się pan otwartego czy wyrachowanego meczu, może do jednego gola?

– Pogoń nigdy nie gra wyrachowanego futbolu. W jej wykonaniu mecz będzie otwarty, natomiast w wykonaniu Rakowa nigdy nie są otwarte, ale za to oni są skuteczni. Grają bardzo dobrze w obronie, gdzie wszyscy solidnie pracują. Mają mocną kadrę zawodników jak wchodzący z ławki Leonardo Rocha czy Patryk Makuch. Mając takie zaplecze, można różnie reagować. Raków ma świetną organizację gry. On nie porywa, ale jest skuteczny. Często na listę strzelców wpisuje się ostatnio Jonatan Braut Brunes. Raków jedzie do Szczecina, żeby wygrać i utrzymać przewagę, ale nie liczę na 1:0 po żadnej ze stron.

Wyczuwam, że w roli faworyta stawia pan częstochowian.

– Tak, bo w głowie Pogoni – szczególnie po ostatniej porażce z Piastem – jest finał Pucharu Polski z Legią (2 maja – przyp. red.). Może to złe słowo, ale trener szczecinian może już myśleć o tym spotkaniu i wystawić  taki skład, który da mu odpowiedzi na pytania, które jeszcze ewentualnie chodzą mu po głowie. Natomiast Pogoń zawsze gra otwarty futbol i tym razem będzie na pewno podobnie.

Pogoń wygrała 11 z 14 meczów u siebie, w czym lepszy jest tylko Lech. Z kolei Raków jako jedyny nie przegrał jeszcze na wyjeździe. Czy z pana trenerskiego punktu widzenia taka statystyka ma jakieś znaczenie przed tym meczem?

– Nie, myślę, że ani trenerzy, ani zawodnicy nie przywiązują dużej wagi do takich rzeczy. Nie ma to znaczenia. Każdy mecz jest inny, każdy ma swoją historię i absolutnie nie zwracałbym na to uwagi.

Raków jest goniony przez Lecha, który wiosną pogubił sporo punktów. Czy w Poznaniu jest odpowiedni „mental” do tego, aby zaatakować lidera z drugiego szeregu?

– Ostatnie zwycięstwo na trudnym terenie z Motorem Lublin mówi, że to cały czas jest pretendent do tytułu mistrzowskiego. Był taki moment w rundzie jesiennej, gdzie wydawało się, że Lech może zdobyć mistrzostwo już na jesień. Grał spektakularnie, wygrywał, zespoły za jego plecami się potykały, ale piłka napisała swój scenariusz – i to Raków jest liderem z trzema punktami przewagi. Lech będzie liczył na potknięcie Rakowa w Szczecinie, natomiast sam ma trudne spotkanie z Cracovią. Też słyszy się za kulisami, że objąć ją mogą Jan Urban i Artur Płatek jako duet trener – dyrektor sportowy. Zawodnicy, którzy chcą grać razem z trenerem Dawidem Kroczkiem, też nie pojadą do Poznania, by oddać łatwo mecz. Lechowi nie będzie lekko, ale atut własnego boiska wskazuje go jako faworyta.

Ale akurat tutaj będzie chyba ofensywny mecz. Lech najlepszy atak w lidze, a Cracovia – druga w tym aspekcie.

– Lech nie umie grać inaczej. Ma wpisane w DNA, że musi grać widowiskowo, by kibice przychodzili na trybuny. Na ostatnim meczu z Koroną Kielce był cały stadion, a to zawsze są dobre momenty. Teraz w Wielkopolsce jest piękna pogoda i sądzę, że znowu przyjdzie sporo osób.

Jak Jagiellonii udaje się tak skutecznie łączyć grę na kilku frontach? Zawsze mówiło się – nie bez podstaw – że polskie kluby mają z tym problemy, „pocałunek śmierci” i tak dalej...

– Powstają już nawet na ten temat książki. Michał Zachodny opublikował w zeszłym roku „Jak nie grać w Europie?”. Powstają prace naukowe na ten temat, ale Jagiellonia się z tego wyłamała. To zasługa sztabu, dobrych zawodników, motywacji, chęci dyrektora sportowego Łukasza Masłowskiego, który przeważnie trafia z transferami. Jest dobra chemia i napędzające zwycięstwa. To się łączy, ale docenić należy też chyba Legię – chociaż może nie w lidze...

Który z trzech czołowych klubów ekstraklasy podoba się panu najbardziej?

– Stworzyłbym z tego jeden zespół. Lecha za ofensywę i indywidualności. Raków za organizację gry w każdej fazie. A Jagiellonię za współpracę sztabu z piłkarzami.

Rozmawiał Piotr Tubacki