Kwestia płynności
WYMIANA KOSZULEK - Wojciech Kuczok
Jestem Niebieski, to żadna tajemnica, przez dekadę w „Wyborczej” pisałem o Ruchu nieobiektywnie często, o co miewano do mnie pretensje, albowiem felietonista dziennika ogólnopolskiego powinien zachować stosowne proporcje i uwzględniać hierarchię wydarzeń sportowych. Tyle że wedle mojej osobistej hierarchii centrum świata piłkarskiego zawsze była Cicha 6, dzisiaj raczej „Cicha 6”, bo ani ulicy, ani stadionu już nie ma - dawną uliczkę zacisznego osiedla willowego zastąpiła Drogowa Trasa Średnicowa, a obiekt jest w rozbiórce (wedle oficjalnej wersji to pierwszy etap budowy nowej Cichej, ale ja jestem krótkowidzem – jak coś znika, to ni ch.ja nie umiem sobie wyobrazić, że to początek pojawiania się…).
Bycie wiernym kibicem Ruchu to zwłaszcza w ostatniej dekadzie zgoda na jazdę w rollercoasterze w wersji extreme – zjazdy na złamanie karku i szalone wzloty. Nerwica gwarantowana, bo jak to na takiej wariackiej kolejce, jeśli przychodzi chwilowe uspokojenie i wagonik się wznosi, to tylko po to, aby za moment runąć z wysokości – zawsze masz świadomość, że ulga jest tylko chwilowa i prowadzi wprost do kolejnego upadku i wgniecenia w fotel.
Owóż, kiedyśmy wszyscy poczuli ulgę za sprawą powrotu Waldka „Kinga” Fornalika, który nieomal z marszu poukładał drużynę i sprawił, że zapunktowała w kolejnych pięciu meczach, a jakość gry poprawiła się radykalnie – przed kumulacją czterech spotkań w ciągu dwóch tygodni, z których dwa ostatnie Ruch zagra z krakowskimi liderami I ligi, klub wydał komunikat zatrważający. Ja się tam na ekonomii nie znam, ale zaprzyjaźniona księgowa mi mówi, że jeśli klub zwraca się o wsparcie finansowe do kibiców, bo brakuje mu pieniędzy na bieżące funkcjonowanie, a krótkoterminowa pożyczka miałaby pomóc rozładować zator płatniczy i wynikający z niego „delikatny poślizg związany z częścią płatności wobec zawodników i sztabu szkoleniowego”, to może nie być dobrze, a nawet być bardzo źle. Im więcej zdrobnień i zapewnień, że chodzi o „dosłownie kilkudniowe” opóźnienia, a klub zapewnia, że już lada chwila wyemituje akcje na kilka milionów, tym trudniej zrozumieć, skąd tak pilna potrzeba natychmiastowej pożyczki dwustu tysięcy złotych.
Na chłopski rozum, a tylko takim dysponuję w kwestiach zaległych opłat w klubach sportowych – może to oznaczać, że się ktoś na przykład zbuntował, bo już doświadczył u innych pracodawców, że „kilkudniowe poślizgi” lubią się rozmnażać, a także rozrastać. Co więcej – idzie za nimi arbitralne przekonanie nierzetelnego pracodawcy, że wszyscy powinni mieć oszczędności i przecież niewielkie opóźnienie wypłaty nikomu życia nie zrujnuje. A jednak, są ludzie żyjący bez asekuracji finansowej, mniemam, że także wśród piłkarzy takich nie brakuje, i nawet jeśli biorą na wiarę zapewnienia o niewielkich poślizgach i drobnych zatorach, ze stresu mogą dostać zatoru albo wpaść w poślizg.
Dla niektórych brak wypłaty na czas to zwykły dyskomfort, dla innych to dramat egzystencjalny. Owóż, nawet jeśli piłkarze nie strajkują (a czynią to zwykle w ostateczności), nie wychodzą demonstracyjnie na mecz z opóźnieniem, wstrzymanie wypłat działa cokolwiek deprymująco. Drużyna Niebieskich przez ostatnie pół roku stażu trenera Szulczka wyglądała, jakby nie dojadała; tyle co przyszedł Fornalik i wskrzesił w tej ekipie ducha, przywrócił energię i pomysł na grę, a tu się teraz pojawia utrata płynności finansowej.
Jak znam życie boiskowe, na utratę płynności w grze to mieć wpływ może. Za prezesury Seweryna Siemianowskiego Ruch się dźwignął sportowo i ekonomicznie, ba, nieomal wstał z martwych, wracając z czwartego poziomu rozgrywkowego – i nawet, jeśli przytrafił się kolejny spadek, kryzys sportowy i stadionowa bezdomność, wszyscyśmy mieli satysfakcję z tej jednej chociaż przyczyny, że Ruch odzyskał finansową wiarygodność, regularnie oddaje długi i płaci na czas. Przeto zwrot o pożyczkę do stowarzyszenia kibiców spadł jak grom z jasnego nieba i mnie osobiście przyprawił o palpitacje. Godając po naszymu: „Jerona, zaś to samo?!”. Trzymam oczywiście kciuki, wybieram się dzisiaj na Stadion Śląski z nadzieją na to, że Ruch potraktuje Chrobrego Głogów równie niegościnnie jak zeszłej jesieni (za „wczesnego” Szulczka Niebiescy wygrali 5:0), ale jakaś zgaga w krtani pali, jakiś niepokój spłyca oddech. Bałamutny frazes o tym, że poeta głodny jest najbardziej płodny, w świecie futbolu tym bardziej
