Krętacze górą!
Z DRUGIEJ STRONY - Bogdan Nather
Niedawno Komisja ds. Licencji Klubowych PZPN po analizie nadesłanych w ramach rozszerzonego nadzoru finansowego dokumentów stwierdziła, że Lechia Gdańsk oraz pierwszoligowa Kotwica Kołobrzeg nie wywiązują się z nałożonych w ramach tego nadzoru obowiązków. W związku z powyższym obu klubom zwieszono licencje na rozgrywki w sezonie 2024/25, a ponadto nałożono zakaz transferowy z jednoczesnym ograniczeniem rejestracji wszystkich nowych piłkarzy. Do klubu z Trójmiasta kłopoty finansowe wracają niczym bumerang, więc nie było to dla mnie żadne zaskoczenie. Trąbiło się o tym od dawna, tymczasem działacze futbolowej centrali albo bagatelizowali problem, albo po prostu mają refleks szachisty. Na drzwiach prezesa Lechii (obojętnie kto tę funkcję sprawuje) zamiast imienia i nazwiska powinna wisieć wizytówka z napisem „Obiecać nie grzech”. Piłkarzy solennie zapewniano, że na święta Bożego Narodzenia otrzymają jakieś „drobne”, tymczasem dostali figę z makiem. W stosunku do gdańszczan nie mam już żadnych złudzeń, Lechia od lat przypomina rzadką rybę głębinową, która może żyć tylko pod wielkim ciśnieniem.
W tym samym szeregu kroczy Kotwica Kołobrzeg. O jej prezesie Adamie Dziku nasłuchałem się od byłych piłkarzy i trenerów tylu niepochlebnych opinii, że głowa pęka. Trener Jan Furlepa czekał kilka lat na wypłatę zaległości, bo tyle toczyła się rozprawa w Sądzie Polubownym PZPN. Nie muszę chyba dodawać, że dostał relatywnie mniej, bo naliczone odsetki plus część kwoty głównej pochłonęła gaża adwokata.
Teraz zawodnicy Kotwicy są w dramatycznej sytuacji, bo nie dostali ani wypłat za kilka miesięcy, ani zaległych premii za awans na zaplecze ekstraklasy. Długi rosną (rosły?) z dnia na dzień, bo klub nie rozliczał się na czas także z agentami piłkarzy. Tymczasem prezes szantażował zawodników i groził, że nie zobaczą żadnych pieniędzy. Jak chciał to zrobić? Po prostu postawić klub w stan upadłości. Żeby było ciekawiej, trener Ryszard Tarasiewicz i członkowie jego sztabu otrzymywali pieniądze na czas. Podobno w styczniu ma się pojawić nowy inwestor, z którym klub jest niby dogadany. Jakoś w to nie wierzę, tak jak nigdy nie wierzyłem w garbate aniołki.
Innym klubem ekstraklasy, który zmaga się z problemami finansowymi, jest Pogoń Szczecin. To drugorzędna sprawa, czy jej dług wynosi 50 milionów złotych, czy „tylko” 27 milionów. Deficyt budżetu „Dumy Pomorza” wkrótce przebije sufit na wylot. Znalazł się dobroczyńca (a może naiwniak?) z Kanady, który chciał przejąć kontrolę nad klubem. Wierzycielom Alex Haditaghi proponował 8-procentowy zwrot z pożyczek i spłatę długów do 2027 roku. Ci jednak stanęli okoniem i być może sami będą musieli wypić piwo, którego nawarzył prezes Jarosław Mroczek i spółka.