Kop Leona
Rozmowa z Janem Suchem, byłym reprezentantem Polski, olimpijczykiem z Monachium (1972) i trenerem
W PlusLidze za nami już siedem kolejek. Podoba się panu bieżący sezon?
– Liga jest bardzo ciekawa. Decyzja o spadku aż trzech zespołów spowodowała, że na dole walka idzie na całego. Na koniec rozgrywek będzie sporo rozczarowań... Liga się mocno spłaszczyła. W poprzednich sezonach były trzy, cztery zespoły, które nadawały ton, teraz kandydatów do medali jest sześciu, a nawet siedmiu: Jastrzębski Węgiel, PGE Projekt Warszawa, Asseco Resovia, Aluron CMC Warta Zawiercie, Bogdanka LUK Lublin, Skra Bełchatów czy ZAKSA Kędzierzyn-Koźle. Nikt też nie odstaje poziomem, jak na przykład Czarni Radom przed rokiem, więc i zespołów zagrożonych degradacją jest wiele.
W gronie potencjalnych medalistów wymienił pan Asseco Resovię. Na razie jednak ten bliski pana sercu klub (nasz rozmówca czterokrotnie zdobył z nim mistrzostwo Polski: 1971, 1972, 1974 i 1975, był również jego trenerem – przyp. red.) jest bliżej strefy spadkowej niż gry o medale.
– To prawda, ale wciąż uważam, że na koniec będzie w czołówce. Na razie gra jednak słabo. Nie udała się zamiana rozgrywającego Fabiana Drzyzgi na Gregora Ropreta. Mam wrażenie, że Słoweniec jest za spokojny. Rozgrywający musi mieć charyzmę, błysk i inicjatywę. Być przywódcą. Tego w nim nie widzę. Drugi z rozgrywających, Łukasz Kozub, po niezłym meczu w Warszawie, gdy, wchodząc z ławki, uspokoił grę, w kolejnym spotkaniu z ekipą z Częstochowy ewidentnie nie wytrzymał presji. Wystawiał za nisko – stąd bloki na Karolu Kłosie – i niedokładnie. Ropret wszedł za niego i gra wyglądała lepiej. Obaj to nie są jednak zawodnicy, jak na klub chcący walczyć o mistrzostwo Polski. Teraz przed Resovią trzy bardzo ważne mecze: w Olsztynie z Indykpolem AZS-em, u siebie z Cuprum Stilonem Gorzów Andrzeja Kowala i kolejny wyjazd, do Gdańska. W nich trzeba zdobyć przynajmniej sześć punktów. Jeśli przegramy, sytuacja stanie się bardzo trudna.
Co jest przyczyną słabości Asseco Resovii? Wydawałoby się, że w klubie jest wszystko, by odnieść sukces: pieniądze, czołowi siatkarze świata i dobra organizacja...
– Faktycznie, możliwości są olbrzymie. Ten zespół powinien bić się o mistrzostwo Polski. Klemen Cebulj, jeden z czołowych przyjmujących świata, nie zawsze mieści się w podstawowym składzie, co świadczy o sile tej drużyny. Na razie jednak rzeszowianie tylko momentami grają doskonale – Stephen Boyer wali z zagrywki, Bartosz Bednorz nie myli się w ataku, a za chwilę popadają w marazm, z którego nie potrafią wyjść. Być może zespół jest aż nadto doświadczony? Kłos i Zatorski najlepsze lata mają za sobą. Nie ma w drużynie iskierki szaleństwa. Brakuje mi też więzi, oddania jednego za drugiego, woli walki. Przeciwieństwem Asseco Resovii jest zespół z Częstochowy. Mój wychowanej z SMS-u, Łukasz Żygadło, wykonał świetną robotę. Mając dużo mniejsze pieniądze, w Częstochowie zbudowano ciekawy zespół, który już pokonał Jastrzębski Węgiel i Resovię. Ja sam, a nie było to przecież aż tak dawno, gdy w sezonie 2003/04 wprowadzałem rzeszowski klub do ekstraklasy, miałem budżet 400 tysięcy złotych na cały zespół. Teraz za tę sumę nie kupi się... jedną trzecią Bednorza. Powinniśmy dążyć do tego, by budżety klubów były jawne, jak to miało miejsce, gdy grałem i trenowałem we Francji. Wówczas, wiedząc, kto jakimi dysponuje pieniędzmi, można ocenić, kto jest dobrym, a kto złym trenerem.
Przyjście Wilfredo Leona do Lublina podniosło poziom?
– Oczywiście. Jego sprowadzenie to bardzo ciekawy ruch. Takich zawodników jest tylko kilku na świecie. Niesamowicie kipi na zagrywce. W tym elemencie przypomina mi Mariusza Wlazłego. Jak moje jako trenera drużyny walczyły przeciwko Skrze, zamykałem oczy, gdy Mariusz szedł na zagrywkę. Wolałem nie patrzeć, co się będzie działo. Bogdanka LUK z Leonem wygląda bardzo dobrze. Jest piekielnie mocna, a już w poprzednim sezonie o mało nie weszła do strefy medalowej.
Kandydaci do spadku?
– GKS Katowice, MKS Będzin, Barkom Każany Lwów, Indykpol AZS Olsztyn, w którym już doszło do zmiany trenera. Norwid Częstochowa i Cuprum Stilon Gorzów też nie mogą być pewne swego. Grono jest więc bardzo szerokie. Po pierwszych meczach pewniakiem wydawał się mój były klub ze Lwowa, ale ostatnio wygrał w Częstochowie, pokazując niezłą siatkówkę. Bardzo się z tego cieszę, bo byłem orędownikiem jego przyjęcia do PlusLigi. Zresztą kiedyś przez to nie wpuścili mnie na Ukrainę, bo zarzucono mi, że chcę przyłączyć Lwów do Polski...
...?
– To naprawdę się wydarzyło. Gdy Barkom Każany starał się o miejsce w PlusLidze, w ukraińskich mediach pojawiły się wielkie nagłówki: „Polska chce Lwów!” i w artykułach wymieniono między innymi moje nazwisko. Kiedy jechałem w odwiedziny do Ukrainy, nadgorliwy urzędnik nie pozwolił mi przekroczyć granicy. Nie ma co jednak do tego wracać.
Michał Micor
Fot. Asseco Resovia