Sport

Konieczność mocnej analizy

Po katastrofalnym występie w Łodzi sztab szkoleniowy Zagłębia Sosnowiec będzie szukał przyczyn pierwszej od sześciu kolejek porażki.

W trakcie i po meczu w Łodzi nie tylko Miguel Acosta robił wielkie oczy... Fot. Zagłębie Sosnowiec

Po remisie (1:1) z Resovią na inaugurację wiosennych zmagań i zwycięstwie (3:1) z drugą drużyną Zagłębia Lubin sosnowiczanie jechali do Łodzi z zamiarem przywiezienia kompletu punktów i przedłużenia serii bez przegranej do siedmiu meczów. Skończyło się jednak na pobożnych życzeniach, fatalnej postawie i porażce (1:3), za którą gracze Zagłębia po prostu powinni się wstydzić. Druga drużyna ŁKS-u obnażyła wszystkie niedoskonałości zespołu z Sosnowca, przypominającego grupę ludzi mających ze sobą pierwszy kontakt w takim gronie.

- W pierwszej połowie na pewno za bardzo oddaliśmy inicjatywę rywalom. Nie potrafiliśmy stworzyć żadnej sytuacji, bardzo źle funkcjonował pressing. Z mojego punktu widzenia wyglądało to tak, jakby zawodnicy nie grali na 100 procent i nie realizowali tego, co zakładaliśmy przed meczem - kręcił głową trener Marek Saganowski, który nie ukrywał zawodu, jaki spotkał zarówno jego, jak i kibiców Zagłębia. - Całkowicie inaczej wyglądaliśmy tydzień i dwa tygodnie temu, jeśli chodzi o wyjście do przeciwnika. Tym razem to kompletnie nie działało. Do tego doszło bardzo dużo strat i szybko obejrzanych żółtych kartek, które trochę wyhamowały grę Bartka Wasiluka - wyliczał opiekun drugoligowca.

Podobnie jak w meczu z Zagłębiem II musiał on zostawić w szatni gracza z „żółtkiem”. Wówczas plac gry opuścił Artem Suchockyj, tym razem taki sam los spotkał wspomnianego Wasiluka. Dla sprowadzonego zimą z Resovii defensywnego pomocnika była to już 8. kartka w sezonie, a to oznacza, że zabraknie go w najbliższym meczu z KKS-em 1925 Kalisz.

- W drugiej połowie trochę się ożywiliśmy, ale szybko straciliśmy bramkę, która nas podcięła. Potem strzeliliśmy gola ze stałego fragmentu gry i wydawało się, że zaczynamy odzyskiwać kontrolę nad spotkaniem. Przeciwnik jednak bardzo dobrze się bronił i wychodził z groźnymi kontratakami. Powiem szczerze, że wynik jest zasłużony, bo nie zasługiwaliśmy na wywiezienie z Łodzi choćby punktu. Musimy ten mecz solidnie przeanalizować i poszukać przyczyn tak słabej postawy. To dopiero nasza pierwsza porażka w tym roku (konkretnie pierwsza od 26 października; 1:4 z Wieczystą Kraków - przyp. red.), ale nie zmienia faktu, że od zawodników, jakich mamy w kadrze, należy wymagać zdecydowanie więcej - podkreślił trener Saganowski, który w sobotnim meczu z Kaliszem - poza Wasilukiem - nie będzie mógł skorzystać z napastnika Emmanuela Agbora, również „wykartkowanego” w Łodzi.

Krzysztof Polaczkiewicz