Koniec ery wojownika
Dzisiaj dam z siebie wszystko, bo ta chwila może się już nigdy nie powtórzyć – ta maksyma przyświecała Timothy Leifowi Oshie.
Ze względu na kontuzję pleców charyzmatyczny napastnik Washington Capitals postanowił po 16 sezonach pożegnać się rozgrywkami ligowymi. Fot. NHL
NHL
Statystyki ma imponujące: 1010 spotkań w sezonie regularnym oraz 605 pkt (302 gole+303 asysty), w play offie 106 meczów i 69 pkt (34+35), a z Washington Capitals zdobywał Puchar Stanleya po wygranej serii z Vegas 4-1 (2018 rok). Jednak kontuzja pleców sprawiła, że miniony sezon był dla niego stracony, kontrakt z klubem wygasł i w tej sytuacji Timothy Leif Oshie, bo o nim mowa, postanowił zakończyć karierę. By zakomunikować o tym fakcie, wybrał miejsce szczególne – Washington Harbour na nabrzeżu Georgetown przy fontannie, w siódmą rocznicę zdobycia cennego trofeum, gdzie on i jego koledzy kąpali się, świętując sukces. 38-letni hokeista zwołał konferencję w towarzystwie żony, czwórki dzieci, rodziny, władz klubowych oraz kolegów z drużyny. – Po 16 latach kariery zawodowej nadszedł czas pożegnań. To miejsce jest szczególne, ale tym razem nie wskoczę do fontanny i... brakuje piwa – żartował przez łzy waleczny napastnik, główny specjalista od karnych.
Tak więc historia zatoczyła koło. Oshie jest jednym z niewielu graczy urodzonych w stanie Washington, którzy mieli okazję zagrać i zrobić taką karierę w NHL. Rodzinne koleje losu sprawiły, że dorastał w Everett, w Stanwood uczęszczał do liceum, jednak w drugim roku przeprowadził się Minnesoty i jego sportowa przygoda nabrała przyśpieszenia. Cały czas nad jego edukacją hokejową czuwał ojciec, Timie, który jednak zmagał się z chorobą Alzheimera i zmarł w 2021 roku. Jego syn z Warrod High School zdobywał dwukrotnie mistrzostwo stanu (2003 i 2005) i w tym drugim sezonie został wybrany w drafcie z nr 24 przez St. Louis Blues, jednak zdecydował się występować w drużynie University of North Dakota i był jej główną postacią, zdobywając laury dla debiutanta. Przez trzy lata był czołowym strzelcem zespołu i zbliżał się do St. Louis Blues. Zadebiutował w meczu z Detroit Red Wings (2:4) w październiku 2008 i rozegrał 443 spotkania, zdobywając 310 pkt (110 goli+200 asyst) nim został sprzedany do Washingtonu przed sezonem 2015/16. W stolicy od razu zyskał sympatię kolegów i kibiców, natychmiast nawiązał też nić porozumienia z Aleksandrem Owieczkinem oraz Szwedem Nicklasem Bäckströmem, partnerami z ataku. Oshie zawsze kierował się zasadą, którą wpoił mu ojciec: „Dzisiaj dam z siebie wszystko, bo ta chwila może się już nigdy nie powtórzyć”.
Oshie rekordowe 33 bramki uzyskał w sezonie 2016/17. W następnym, ukoronowanym zdobyciem trofeum, miał 47 pkt (18+29), ale w play offie odegrał znaczącą rolę i skończył go z 21 pkt (9+13) w 24 meczach, w tym dwoma decydującymi o zwycięstwie w serii. Nasz bohater rozegrał 1000. mecz 16 marca 2024 roku z Vancouver Canucks (2:1), jednak z powodu przewlekłej kontuzji pleców rozegrał 52 mecze i miał tylko jedną asystę. W mijającym sezonie znalazł się na liście rezerwowej, bo uraz dawał się coraz bardziej we znaki. Pauzował przez całe rozgrywki i podjął decyzję o zakończeniu kariery.
Oshie to nie tylko wojownik na lodzie, ale również skuteczny strzelec karnych. Podczas igrzysk olimpijskich w Soczi (2014) w meczu eliminacyjnym z Rosjanami o wygranej USA (3:2) zadecydowały właśnie karne. Po trzech rundach na pięć kolejnych został delegowany Oshie i wykorzystał... cztery, w tym decydującego o zwycięstwie. W NHL też mógł się pochwalić 50-procentową skutecznością w karnych, decydujących o końcowym wyniku.
Amerykanin zostanie zapamiętany jako wojownik oddany drużynie, bo ona była dla niego najważniejsza!
(ws)
