Sport

Klęska w derbach

Wicemistrz Polski leży na łopatkach. Do tego rysują się przed nim nieciekawe perspektywy.

Kapitan Śląska, Aleks Petkow, ma powody, by rozpaczać... Fot. Mateusz Porzucek/PressFocus

ŚLĄSK WROCŁAW

Na razie wrocławianie zawodzą na całej linii, a ostatnia lokata w tabeli (ledwie dziewięć punktów w 13 meczach) jest tego namacalnym dowodem. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że kopanie leżącego to żadna sztuka, ale, do jasnej cholery, ktoś musi wstrząsnąć piłkarzami Śląska. Skoro nie potrafi tego zrobić sztab szkoleniowy i działacze, z dyrektorem sportowym Davidem Baldą na czele, to na co liczy ekipa z Oporowskiej w dalszej części sezonu?! Nie wierzę, że trener Jacek Magiera i jego podopieczni pogodzili się z losem, czyli degradacją do I ligi.

Nie byli sobą

– Ewidentnie nie był to nasz dzień pod każdym względem – przyznał po poniedziałkowym meczu z Zagłębiem Lubin szkoleniowiec wrocławian. – Nie byliśmy zespołem, który trzymał strukturę i grał w pojedynku. Wygrała drużyna lepsza, boli, że stało się to właśnie w derbach. Gratuluję Zagłębiu, bo wygrali ten ważny mecz. Bardzo istotny dla kibiców, dla regionu. Nie podołaliśmy, ponieważ nie byliśmy sobą. Nie było agresywności, nie tworzyliśmy wielkich szans, żeby strzelić gola. Stracony gol w 20 sekundzie nie ustawił meczu, bo jeszcze było 90 minut na odrabianie strat. Nie przejęliśmy jednak inicjatywy, rywal był bardziej agresywny, konkretniejszy. Mieliśmy problemy z wyprowadzeniem piłki z własnej połowy, potem mecz był rwany, szarpany. Przerwy nie pomagały. Martwego czasu było 30 minut, więc trudno o płynność i złapanie wiatru w żagle. Nas to wybijało, a Zagłębie się nakręcało. Nie było podań i ataku przestrzeni za linią obrony. Schodziliśmy nisko po piłkę, osamotniony był Sebastian Musiolik. Byliśmy daleko od siebie, odległości były po 20-30 metrów. To nie ułatwia grania, a przeciwnik to wykorzystuje. Byliśmy spóźnieni, zabrakło zdecydowania w skoku pressingowym. Biorę to na siebie, bo gdzieś został popełniony błąd. Będziemy to analizować i wyciągać wnioski. Teraz jesteśmy źli, to chyba jedno z najgorszych spotkań, odkąd jestem tutaj trenerem. To oczywiście nie umniejsza Zagłębiu. Przed moim zespołem jest dużo pracy, będziemy dyskutować i zbierać informacje, aby przygotować się do meczu z Górnikiem.

Korekty w składzie

W zespole gości w Lubinie zabrakło między innymi 23-letniego pomocnika Piotra Samca-Talara, który doznał kontuzji w meczu z Radomiakiem. – Badanie USG wykazało naderwanie jednego z mięśni, Piotrek został wyeliminowany na mecz z Zagłębiem, ale jeżeli wszystko dobrze pójdzie, do soboty powinien być gotowy do gry przeciwko Górnikowi Zabrze – wyjaśnił trener Magiera.

Listę nieobecnych uzupełnili obrońca Łukasz Bejger oraz pomocnik Arnau Ortiz. – Taką kadrę powołałem na mecz, Łukasz zagrał w Radomiu i zarówno on, jak i my nie byliśmy zadowoleni z jego występu – wyjaśnił szkoleniowiec Śląska. – Często mówimy o nieobecnych, a zapominamy o tych, którzy grają. Dostają szanse inni, Mateusz Żukowski wyglądał dobrze w Radomiu, dlatego był w pierwszym składzie. Stoperzy grali świetnie, to samo Tommaso Guercio. Sytuacja z Piotrem Samcem-Talarem sprawiła, że trzeba było szukać innych rozwiązań. Zdecydowałem się na Petra Schwarza, który dobrze grał na „10”, natomiast Baluta wszedł na środek pomocy. Zdecydowałem się na Sebastiana Musiolika, a nie Jakuba Świerczoka licząc na skoki pressingowe. Nie wyglądało to wszystko jednak tak, jak należy.

Rozczarowali kibiców

– To był bardzo rozczarowujący mecz – przyznał bułgarski obrońca, Aleks Petkow. – Jesteśmy świadomi tego, ile to spotkanie znaczy dla klubu i dla kibiców, ale również ile znaczyło dla nas. Źle zaczęliśmy, straciliśmy gola już w pierwszych sekundach i później trudno było nam złapać właściwy rytm. Rozczarowaliśmy naszych kibiców i musimy jak najszybciej zapomnieć o tym spotkaniu i skupić się na przygotowaniach do sobotniego starcia z Górnikiem Zabrze. Mam nadzieję, że uda nam się je wygrać. Gdy tracisz gola tak szybko, trudno jest odzyskać pewność siebie w graniu. Tamten moment całkowicie zmienił nasz plan na grę i obraz spotkania. Udało nam się jednak wrócić do gry, momentami zdominowaliśmy rywala i stworzyliśmy sobie jedną, może dwie okazje. W drugiej połowie zaczęliśmy dobrze, ale znów szybko straciliśmy bramkę i padła ona zbyt łatwo. Od tamtej pory wszystko zaczęło się sypać, trudno było nam wrócić do meczu.

Bogdan Nather