Sport

Klątwa zdjęta

ŁKS na zwycięstwo w lidze na swoim boisku czekał prawie pół roku.

Strzelecką niemoc ŁKS-u w Łodzi przerwał Michał Mokrzycki. Fot. Artur Kraszewski/PressFocus

Tak należy rozpocząć relację z tego meczu: 1:0 - Mokrzycki, 730 minuta, bo stawką były nie tylko trzy punkty, ale i przełamanie ciążącej na ŁKS-ie od 17 września ub.r. klątwy. Dopiero w ósmym meczu na swoim boisku ŁKS zdobył bramkę, a jej zdobywcą był - tak jak już prawie pół roku temu - Michał Mokrzycki, również z rzutu karnego. Zniósł napięcie i wielki ciężar, jaki musiał unieść, ale rzuty karne wykorzystywał w Ruchu Chorzów i teraz w ŁKS-ie bezlitośnie: na 14 prób spudłował tylko dwa razy. W takiej sytuacji nie wypada zwycięzcom wypominać, że w rubryce „asysta” powinno znaleźć się Szczęście. Tym razem przy pierwszym golu ten dodatkowy, a jakże potrzebny członek drużyny, miał na imię VAR, bo sędziowie prawie cztery minuty zastanawiali się, czy Kacper Michalski faulował Marko Mrvaljevicia, a przy drugim w przebraniu tegoż Michalskiego wystąpił jako Gol Samobójczy.

Nastrój w drużynie i na trybunach był radosny, bo Warta nie była w stanie nawiązać walki. Wypadało jednak potwierdzić te wcześniejsze gole bramką zdobytą po zespołowej akcji i wydawało się, że ŁKS podwyższy lada chwila prowadzenie. Ambitne walczył o gola Maksymilian Sitek, ale bramkarz Leo Przybylak trzykrotnie odbijał piłkę po jego strzałach z bliska. Nie mógł trafić Mokrzycki, szukał miejsca do strzału, ale rzadko znajdował, Pirulo. Z dystansu celowali Piotr Głowacki i Kamil Dankowski - wszystko na próżno.

Wystarczyła chwila nieuwagi, by Warta skontrowała. Michał Feliks idealnie rozprowadził wymienianego wcześniej w mniej przyjemnym kontekście Michalskiego i… zrobiło się nerwowo. W samą porę trener ŁKS-u zdecydował się jednak na zmiany, ale to nie Andreu Arasa i Antoni Młynarczyk, których brak w wyjściowym składzie był zaskoczeniem, a Mateusz Wysokiński podpisał się pod końcowym wynikiem wolejem zza pola karnego. Nie bramka z karnego, nie gol samobójczy przeciwnika, a ten właśnie strzał był faktycznym przerwaniem bramkowej suszy na stadionie ŁKS-u. 22-letni chłopak z warszawskiego Ursynowa trafił do Łodzi z KKS Kalisz i w piątek zdobył swojego pierwszego gola dla drużyny z Łodzi i w ogóle w I lidze.

25 strzałów na bramkę, bilans rogów 12:1, posiadanie piłki znów na poziomie 65 procent. Warta nie była godnym przeciwnikiem łodzian, co nie dziwi, jeśli się zna jej obecne miejsce w tabeli i ostatnie wyniki (tylko punkt w tym roku). Zaskakuje jednak, jeśli się spojrzy na skład: przeważają nazwiska z dużym ligowym doświadczeniem i do tego wcale nie ligowi emeryci, bo z grających w Łodzi tylko Jakub Bartkowski i Jakub Kiełb mają więcej niż 30 lat. Klub bez stadionu, drużyna bez kibiców (choć w Łodzi było kilkanaście osób) – to nie mobilizuje.

Wojciech Filipiak

OCENA MECZU⭐


◼  ŁKS Łódź – Warta Poznań 3:1 (2:0)


1:0 - Mokrzycki, 19 min (karny), 2:0 - Michalski, 29 min (samobójcza), 2:1 - Michalski, 62 min (asysta Feliks), 3:1 - Wysokiński, 77 min (asysta Mrvaljević)

ŁKS: Bobek - Dankowski, Rudol, Guelen, Głowacki (84. Majcenić) – Sitek (68. Młynarczyk), Mokrzycki (73. Wysokiński), Kupczak, Hinokio, Pirulo (68. Arasa) - Mrvaljević (84. Norlin). Trener Ariel GALEANO.

WARTA: Przybylak - Michalski, Bartkowski, Markow (69. Wojcinowicz), Gryszkiewicz, Waluś (46. Drzazga) - Firlej, Tkaczuk (82. Shiibata), Kiełb, Żurawski (69. Gąska) – Feliks. Trener Piotr KLEPCZAREK.

Sędziował Paweł Raczkowski (Warszawa). Widzów 6581. Żółte kartki: Pirulo, Głowacki – Markow.

Piłkarz meczu - Michał MOKRZYCKI