Katastrofa w Los Angeles
Mimo powrotu swoich gwiazd, Lakers doznali sromotnej porażki na własnym parkiecie.
Pod nieobecność Stephena Curry'ego Atlanta Hawks pokonali Golden State Warriors. Fot. PAP/EPA
San Antonio pokonali Philadelphię. Oba zespoły są mocno osłabione, ale znacznie więcej graczy brakowało w ekipie gości. Nie było kontuzjowanych Joela Embiida, Tyrese'a Maxeya, Paula George'a, Jareda McCaina i Kelly'ego Oubre juniora. Mimo to przyjezdni po trzech kwartach prowadzili (95:91). Ostatnie 12 minut należało do Spurs. Harrison Barnes i Stephon Castle zdobyli po 9 punktów, jednak najlepszym strzelcem był Jeremy Sochan. Reprezentant Polski rozegrał bardzo dobre spotkanie, zdobył 23 punkty, miał 9 zbiórek i 2 asysty. Trafił 11 z 17 rzutów z gry. To najlepszy wynik punktowy Sochana w tym sezonie! - Bycie agresywnym, granie w zgodzie z własnym sobą, po prostu granie w koszykówkę - przyznał Sochan zapytany o sekret pierwszego od Bożego Narodzenia 20-punktowego występu. - Koledzy znajdowali mnie na dogodnych pozycjach i po prostu miałem dobry dzień. Mój styl sprowadza się do bycia obecnym po obu stronach parkietu, dawaniu potrzebnej energii i łączeniu wszystkiego w całość - przyznał 21-latek.
Koszmarna seria przytrafiła się Cleveland. Liderzy Wschodu wpadli w duży kryzys, w Arizonie przegrali po raz czwarty z rzędu. Cavs trafili na świetną formę Kevina Duranta, który zdobył aż 42 „oczka”. Gospodarze już po pierwszej połowie przegrywali 11 punktami (51-62), a potem było nawet gorzej. Durant miał też 6 zbiórek oraz 8 asyst i przez cały mecz nadawał ton grze swojego zespołu. Dzielnie wspierali go dwaj rezerwowi - Royce O'Neale (15 pkt, 5 „trójek”) oraz Tyus Jones (16 pkt, 4 „trójki”). Co ciekawe, Suns grali tego wieczoru bez Bradleya Beala oraz dwóch centrów, Nicka Richardsa i Masona Plumlee. Ekipa z Arizony toczy dramatyczną walkę, by zakwalifikować się do fazy play in, obecnie jest na 10. miejscu w Konferencji Zachodniej, ale identyczny bilans (34-37) ma 11. Dallas.
Sensacyjnie wysoką porażką gospodarzy zakończył się sobotni mecz w Los Angeles. Do składu Lakers wróciły gwiazdy - LeBron James (po siedmiu meczach pauzy), Luka Doncić, Rui Hachimura oraz Austin Reaves. Bulls nic sobie z tego nie robili. Obrona gospodarzy praktycznie nie istniała, przyjezdni w każdej kwarcie zdobyli co najmniej 30 „oczek”, a w całym meczu aż 146! Fantastycznie grał Josh Giddey, któremu niewiele zabrakło do... quadruple-double (podwójna zdobycz w 4 kategoriach). 22 letni rozgrywający „Byków” zanotował 15 punktów, 10 zbiórek, 17 asyst i 8 przechwytów. Coby White rzucił 36 „oczek”, a Matas Buzelis dodał 31 punktów.
Po drugiej stronie robił co mógł Doncić (34 pkt, 8 zbiórek, 6 asyst). - Szczerze mówiąc, to był najgorszy występ naszej obrony, może w całym roku, ale na pewno w ciągu ostatnich 3 miesięcy - mówił rozgoryczony trener JJ Redick. - Nasze wyniki w tym sezonie opierały się na grze obronnej. To ona zadecyduje o naszym sukcesie w ciągu następnych trzech tygodni i w ewentualnym udzialew play offie - dodał szkoleniowiec Lakers.
Piątek: Washington - Orlando 105:120, San Antonio - Philadelphia 128:120, Oklahoma City - Charlotte 141:106, Minnesota - New Orleans 134:93, Miami - Houston 98:102, Dallas - Detroit 123:117, Utah - Boston 99:121, Portland - Denver 128:109, Phoenix - Cleveland 123:112, LA Clippers - Memphis 128:108.
Sobota: Atlanta - Golden State 124:115, Indiana - Brooklyn 108:103, New York - Washington 122:103, Sacramento - Milwaukee 108:114, LA Lakers - Chicago 115:146.
(p)