Kasy ciągle nie ma
Ruch Chorzów nadal nie otrzymał pieniędzy od miasta i innych akcjonariuszy. Walne zgromadzenie skończyło się szybciej niż zaczęło.
Prezes Seweryn Siemianowski (z lewej) nie ma ostatnio lekko, ale chociaż praca trenera Waldemara Fornalika daje powody do zadowolenia. Fot. Marcin Bulanda / Press Focus
RUCH CHORZÓW
W poniedziałek odbywało się nie tylko spotkanie z Chrobrym Głogów, ale również nadzwyczajne walne zgromadzenie spółki Ruchu Chorzów. Nic jednak na nim nie ustalono, nie podjęto żadnych uchwał – odrzucono jedynie uchwałę w sprawie przyjęcia porządku obrad, co realnie skutkowało zakończeniem zgromadzenia. W praktyce więc w ogóle się ono nie odbyło i nie poruszono tematów zapowiadanych w jego planie opublikowanym przed miesiącem – jak split akcji, emisję nowych akcji czy zmianę statutu spółki (na non profit). Podstawowym punktem zgromadzenia było podwyższenie kapitału zakładowego spółki o 4,15 mln złotych, na co miało się złożyć nabycie akcji przez miasto Chorzów (3,8 mln zł) i spółkę Urovita (podległą Aleksandrowi Kurczykowi, 315 tys. zł).
W udostępnionej na giełdzie liście akcjonariuszy Ruch przedstawił podział akcjonariatu (z co najmniej 5-procentowym udziałem): miasto Chorzów (40,84 proc.), Zdzisław Bik (20,5), Aleksander Kurczyk (20,03), Carbonex (9,52, podlegający Bikowi). Najwięcej jednak zależy od miasta, które rok temu o tej porze przekazało klubowi 3,8 mln zł. To pieniądze nie tylko na bieżące funkcjonowanie, ale również na wynajem Stadionu Śląskiego, do czego zobowiązał się Chorzów jeszcze za poprzedniego prezydenta, a za co zwyczajowo zakłada najpierw Ruch. W klubie podkreślają, że jeśli miasto nie znajdzie sposobu, aby przekazać te (założone przy ustalaniu budżetu Ruchu) środki, to Niebiescy będą mieli bardzo, bardzo poważne problemy.
Na ten moment sytuacja nie jest jeszcze aż taka zła, bo chodzi tylko o bieżące, drobne zaległości, ale te mogą się rozrastać. Urząd miasta boi się zrobić krok z racji problemów, jakich narobił sobie poprzedni prezydent Andrzej K., który usłyszał zarzuty. Boi się, że teraz każda transakcja będzie prześwietlana przez różne organy kontrolne kilkakrotnie, i że ktoś może się do czegoś przyczepić. W klubowych korytarzach można jednak usłyszeć, że sytuacja wcale nie jest taka zła i że miasto spokojnie mogłoby nabyć kolejny pakiet akcji zgodnie z prawem, a obawy, które go paraliżują, są przesadzone i nieuzasadnione. Miejscy prawnicy dmuchają jednak na zimne – ale czy nie za bardzo? Na pewno kombinują, jak zrobić, aby było dobrze. A Ruch czeka.
Piotr Tubacki
