Kara za zabicie meczu
W Częstochowie daje się wyczuć rosnące napięcie, bo zbliża się coś naprawdę dużego i wyjątkowego.
Choć od spotkania z Radomiakiem minął już tydzień, wciąż wzbudza ono kontrowersje. Fot. Grzegorz Misiak / Press Focus
Pisząc i mówiąc dzisiaj o Rakowie, trudno uciec od tematu, że częstochowski lider PKO BP Ekstraklasy na sześć kolejek przed końcem rozgrywek jest kandydatem numerem jeden do mistrzostwa Polski. Obojętnie, czy odniesiemy się do ligowych algorytmów, matematyki, trzypunktowej przewagi nad poznańskim Lechem plus lepszy z nim bilans spotkań i czteropunktowej nad trzecim w tabeli białostockim obrońcą tytułu, czy patrząc tylko przez pryzmat prezentowanej ostatnio dyspozycji „Medalików” – osiem meczów bez porażki, tylko jeden remis – wszystko przemawia za drużyną spod Jasnej Góry. To lejtmotyw dominujący we wszystkich rozmowach w mieście.
Lepiej gonić czy być ściganym
Da się też odczuć rosnące napięcie, bo zbliża się coś naprawdę dużego i wyjątkowego. Tymczasem trener Marek Papszun zapytany o to, czy lepiej jest bronić swoich pozycji i z góry spoglądać na innych, czy jednak atakować zza pleców lidera, uspokaja, że drużyna jest przygotowana mentalnie do walki o złoto. – Mówi się, że lepiej gonić. Z drugiej strony lepiej jednak mieć przewagę, bo to jest komfort – uważa szkoleniowiec lidera ekstraklasy. – Ostatnio właśnie ten wątek poruszyłem z zespołem, żeby dobrze to interpretowali. Bo dzisiaj mamy komfort, a za dwie kolejki może czuć dyskomfort. Trzeba umiejętnie ten luksus wykorzystać. Dlatego traktuję tę sytuację komfortowo, ponieważ nie mamy presji ze względu na to, jakim jesteśmy klubem i jakie były oczekiwania wobec nas przed sezonem, bo nie byliśmy stawiani w gronie faworytów. Ani sami też nie mamy prawa tak się pozycjonować. Natomiast, jak wielokrotnie udowodniliśmy, jesteśmy ambitni. Jeżeli nadarzy się tylko okazja, to zawsze będziemy walczyli o najwyższe cele, bo tak jest w tym klubie od 2016 roku.
Nie potrzebują prezentów
Przy okazji trener Papszun powiązał ten wątek z poprzednim spotkaniem z Radomiakiem. Nawiązał do słów portugalskiego trenera „Zielonych” Joao Henriquesa, który na pomeczowej konferencji prasowej stwierdził, że Raków nie zasłużył na zwycięstwo, bo nieprawidłowo zdobył zwycięską bramkę. Dodał, że Raków jest bardzo dobrą drużyną, ale nie potrzebuje takich prezentów, by zdobyć mistrzostwo. Dostało się także polskim sędziom i polskiej ekstraklasie. – Jestem tu obcokrajowcem, szanuję wszystkich, ale dzisiaj sędziowie nie okazali nam szacunku. Druga bramka to był klarowny faul! To smutny dzień dla ekstraklasy. Jeśli sędzia tego nie widział, to powinien to zobaczyć VAR – skomentował Portugalczyk. Widać ta krzywdząca Raków hipoteza zagranicznego szkoleniowca mocno ubodła trenera Papszuna, skoro wrócił do niej po kilku dniach. – Konsultowaliśmy tę sytuację w gronie osób, które się znają jeszcze lepiej niż ja na przepisach i oczywiście bramka była absolutnie czysta. Dlatego chciałbym się odnieść do trenera gości, który zarzucał sędziom brak szacunku dla jego drużyny, a tym samym okazał brak szacunku mojej drużynie. Insynuował. Manipulował tą sytuacją, zrzucając odpowiedzialność na sędziów, że oni nam po prostu pomagali. To jest słabe zachowanie. Dziwię się, że nie jest piętnowane, bo toleruje się zachowania trenerów, obcokrajowców, którzy często właśnie w ten sposób się zachowują albo jeszcze gorzej. I nie zwraca się na to uwagi. Już abstrahuję, że bramkarz gości od 75 minuty powinien być poza grą, bo odkopnął piłkę, która opuściła już boisko, co jest nieportowym zachowaniem.
Od początku grali na czas
Zdaniem częstochowskiego trenera goście powinni więc grać w dziesięciu, bo Maciej Kikolski pierwszą żółtą kartkę za grę na czas otrzymał już w... 30 minucie, co jest ewenementem. – Nieprawdą jest też, że chłopak od podawania piłek nie chciał podać jej bodajże Zie Ouattarze, bo ona została dwukrotnie podana, a on ją odkopnął, a drugą chciał po prostu wyrwać. To zostało skomentowane jako nieczysta gra z naszej strony, co jest absurdem, bo to my chcieliśmy grać. Dochodzimy do sytuacji absurdalnych, że nie oceniamy tego, co się dzieje na boisku. Widać takie mamy środowisko i żyjemy z sensacji, sytuacji wyciągniętych z kontekstu, nie patrząc na to, która drużyna chciała grać, a która od początku zabijała mecz i za to została ukarana – podsumował Papszun.
Zbigniew Cieńciała