Sport

Kapitan – to brzmi dumnie

Rozmowa z Arkadiuszem Jędrychem, kapitanem GKS-u Katowice

Arkadiusz Jędrych to kapitan z krwi i kości. Fot Marcin Bulanda / Press Focus

GKS Katowice dotarł do Turcji z delikatnym opóźnieniem spowodowanym anulowaniem lotu z Krakowa do Antalyi. Macie już mimo wszystko za sobą parę dni treningów. Jak się panu tu podoba?

– Mimo tego, że pogoda nas nie oszczędzała w pierwszych dniach, jest fajnie. Mamy tu inne warunki niż w Polsce, gdzie trenowalibyśmy na sztucznej murawie. W Turcji boiska naturalne są dobrze przygotowane. Dodatkowo chodzi też o to, aby się odizolować, żebyśmy tworzyli jedną grupę, która skupiona jest na ciężkiej pracy i na przygotowaniu się do meczu ze Stalą Mielec, który będzie w piątek, 31 stycznia. Mamy świetne warunki i trzeba podziękować grupie zarządczej, która zorganizowała obóz.

Turcja w zimowym okresie dla piłkarzy z europejskich klubów jest jak…

– El Dorado! Za każdym razem wygląda to podobnie. Drużyny przyjeżdżają tu z wielką radością, bo jest cieplej i boiska są odpowiednio przygotowane. Do tego należy wspomnieć o wysokim poziomie zaplecza, czyli hotelach i strefach SPA, dzięki którym można się regenerować. Stworzone tu zostały najwyższe standardy do tego, żeby odpowiednio przygotować się do rundy wiosennej. Nie dziwię się żadnemu zespołowi, który przylatuje do Turcji, uciekając od zimy. Dla większości z nich najważniejsza jest oczywiście możliwość treningu na naturalnej murawie.

Zakładam, że w GKS-ie najbardziej z pobytu w Turcji cieszy się Borja Galan, który w Polsce w ostatnich tygodniach mocno marznął.

– Tacy zawodnicy jak on, którzy kochają mieć piłkę przy nodze, cieszą się szczególnie gdy mogą grać w takich warunkach. Ale my, zwykli, przeciętni, szarzy ludzie też jesteśmy bardzo zadowoleni (śmiech).

„Kapitan GKS-u Katowice” – to brzmi dumnie? W klubie coraz częściej słychać, że nie mówi się do pana po imieniu, a określany jest pan właśnie słowem „kapitan”. To coś znaczy i chyba jednak nie jest pan taki zwykły i przeciętny?

– Choć staram się być skromny, to akurat to brzmi dumnie. Robi mi się cieplej na sercu, gdy ludzie w klubie, pracownicy i piłkarze, mówią do mnie per „kapitan”. Szanuję swoją rolę, bo wiem, w jakim klubie gram i napawa mnie to ogromną dumą. Odkąd pojawiłem się w GKS-ie Katowice – niezależnie od tego, czy byłem, czy nie byłem kapitanem – robiłem, robię i będę robił wszystko, żeby ten klub rósł w siłę. Chcę, żeby GieKSa z sezonu na sezon umacniała się w ekstraklasie i może w najbliższym czasie powalczymy o coś więcej.

Zanim GKS dostał się do elity, musiał pan przebyć z nim przez długą drogę, zaczynając od spadku do II ligi. Czy przechodząc do klubu zimą 2019 roku, sądził pan, że tak właśnie będzie wyglądała pana kariera w Katowicach?

– Nikt nie zaplanowałby takiego scenariusza. To nie była łatwa droga, szczególnie z uwagi na spadek w pierwszym sezonie. Nie było kolorowo. Wiedziałem jednak, że muszę podnieść rękawice. Mój cel był jeden – za wszelką cenę chciałem zagrać z GKS-em Katowice w ekstraklasie. Po niełatwym początku dziś mogę szczycić się tym, że razem  klubem jesteśmy na najwyższym szczeblu rozgrywkowym. Wierzę, że dobrze ogląda się nasze mecze, a my czujemy, że z każdym kolejnym dniem coraz bardziej się rozwijamy.

Jako 32-latek ma pan żal, że ekstraklasa wcześniej się panem nie zainteresowała? W końcu w tym sezonie zagrał pan we wszystkich meczach, nie schodząc z murawy choćby na minutę. To świadczy o jakości pana gry.

– Przede wszystkim cieszę się, że teraz jestem w ekstraklasie, bo bardzo mi na tym zależało. Trudno jednoznacznie powiedzieć, czy trafiłem do niej za późno. Mogę zgodzić się z tym, że fajnie byłoby, gdybym znalazł się na najwyższym szczeblu wcześniej. Przed bieżącym sezonem przeżyłem tylko półroczny epizod w ekstraklasie, ale moim zdaniem nie byłem jeszcze wtedy gotowy. Nie lubię jednak rozmawiać o tym, co było. Skupiam się na tym, co dzieje się teraz, jestem pozytywnie nastawiony na to, co przed nami. O tym, czy kluby ekstraklasy mogły się mną wcześniej zainteresować, teraz możemy tylko dywagować. Nic to jednak nie przyniesie. Najważniejsze jest to, żeby codziennie robić progres.

Z Zagłębiem Sosnowiec, podobnie jak z GieKSą, awansował pan do ekstraklasy, ale – jak pan wspomniał – po połowie sezonu 2018/19 przeniósł się pan do Katowic, do I ligi. Jak wyglądało rozstanie z Zagłębiem?

– Razem z klubem podjęliśmy decyzję o moim odejściu. Nie było momentu sporu, podaliśmy sobie ręce, podejmując obustronną decyzję o moich przenosinach do Katowic. I mimo tego, że zaraz po transferze do GKS-u znalazłem się w II lidze, był to dla mnie jedyny słuszny wybór. Po czasie jestem z niego zadowolony i twierdzę, że ten krok w tył, przejście z ekstraklasy do I ligi, był dla mnie ważny i twierdzę, że krok w tył pozwolił zrobić mi dwa większe kroki do przodu, czego owocem jest dziś ekstraklasa w Katowicach.

Rok temu zamiast w Turcji przygotowywaliście się do wiosennych zmagań w I lidze w wielkopolskiej Opalenicy. Krąży legenda o tym, że ten obóz był jednym z powodów bardzo dobrej dyspozycji zespołu wiosną 2024 roku.

– Okres w Opalenicy rzeczywiście miał w sobie coś wyjątkowego. Był jednym z kluczowych elementów do awansu. Nie będę zdradzał, co działo się u nas szatni, ale zaznaczę, że nie działy się aż tak wielkie rzeczy, jak niektórzy kibice sądzą. Faktycznie jednak ten okres przygotowawczy jeszcze bardziej skonsolidował naszą grupę. Mimo wszystko już jesienią w sezonie 2023/24 byliśmy gotowi. Jeśli prześledzi się nasze mecze z tamtego okresu, można zobaczyć, że graliśmy bardzo dobre spotkania, prezentowaliśmy jakość, a często po prostu brakowało nam dobicia przeciwnika, strzelenia jednej bramki więcej. Punktowo pierwsza runda nie wyglądała dobrze, ale z mojej perspektywy czułem, że już wtedy prezentowaliśmy solidność. Po obozie w Opalenicy wykonywaliśmy krok po kroku i w ten sposób dotarliśmy do ostatniego meczu sezonu z Arką, który zadecydował o awansie.

Czy czuje pan teraz szczególną sympatię ze strony kibiców GKS-u? Razem z Adrianem Błądem postanowił pan nie odchodzić z klubu po spadku do II ligi, a po kilku latach razem weszliście z zespołem do ekstraklasy.

– Wiemy, jak ludzie związani przez lata z GKS-em Katowice byli spragnieni awansu do ekstraklasy. Nie jestem w stanie sobie wyobrazić, co działo się w ich umysłach, gdy niejednokrotnie GieKSa była bliska awansu, a za każdym razem czegoś brakowało. Dlatego czujemy razem z Adrianem sympatię ze strony kibiców. Oni zdają sobie sprawę z tego, że poświęciliśmy kawałek swojego życia dla tego klubu. W końcu granie w niższych ligach nie jest przyjemne dla żadnego piłkarza. Każdy chce grać w ekstraklasie. Dlatego sympatia wobec nas poparta jest tym, co zrobiliśmy po spadku do II ligi. Niejeden zawodnik po prostu odwróciłby się od klubu i znalazł inne miejsce. Obaj mieliśmy wtedy taką możliwość, żeby zostać na zapleczu ekstraklasy. Nie raz rozmawialiśmy ze sobą na ten temat i wtedy podjęliśmy decyzję, że będziemy walczyć, bo w życiu nie zawsze wszystko wychodzi tak, jak by się tego oczekiwało. Wiedzieliśmy, że ciężka praca poparta dobrą organizacją w klubie przyniesie korzyści. Po czasie ja i Adrian zdajemy sobie sprawę z tego, że podjęliśmy słuszną decyzję. Powiem więcej – każdego dnia, nawet gdy byliśmy w II lidze, czułem, że GieKSa w pewnym momencie musi być w ekstraklasie. Już wtedy można było zauważyć nasz profesjonalizm i chęć gry na najwyższym poziomie. Czuliśmy, że jeżeli wrócimy do I ligi, to w ciągu kolejnych dwóch-trzech sezonów będziemy chcieli znaleźć się w elicie. Jeśli jest się w szatni przy Bukowej i gra się z herbem GKS-u Katowice, za wszelką cenę chce się wygrywać.

Czy w szatni rozmawiacie o nadchodzących przenosinach na Nową Bukową?

– Czujemy sentyment do miejsca, na którym rozgrywamy na razie mecze w ekstraklasie. Swoją drogą, moment na awans był idealny. 60. rocznica powstania klubu i do tego otwarcie nowego stadionu za pasem… Jasne, że w szatni temat przenosin się pojawia. To pozytywny bodziec, który nakręca. W końcu zaraz nadejdzie coś nowego! Będzie nowa nadzieja, nowe tchnienie. Jesteśmy gotowi na to, żeby się na nim pojawić i przy okazji godnie pożegnać się ze starym stadionem. Chcemy też zobaczyć naszych kibiców w nieco większej ilości, bo na nowym obiekcie zmieści się dwa razy więcej publiczności.

A co z pana przyszłością? Podczas meczów widać i słychać, że lubi pan sporo mówić, podpowiadać. Czy po zakończeniu kariery – choć oczywiście na nią pana nie wysyłam – będzie pan szukał swojej drogi w trenerskim fachu?

– Staram się podpowiadać chłopakom na boisku, a że mam donośny głos, to mnie słychać. Chcę, żeby moje podpowiedzi były zawsze pomocne i na razie żaden z chłopaków nie powiedział mi, żebym mówił mniej. Natomiast na moją przyszłość mam kilka pomysłów, które delikatnie krążą mi po głowie. Jednak dopóki jestem piłkarzem, chciałbym przede wszystkim skupić się na grze i nie myśleć głęboko o sprawach pobocznych. Później mógłbym mieć żal do siebie, że poświęciłem czas na coś innego niż kariera zawodnika. Ona jest dla mnie najważniejsza i chcę grać w piłkę jak najdłużej, dopóki zdrowie pozwoli.

W Antalyi rozmawiał Kacper Janoszka