Kapitan
Z DRUGIEJ STRONY – Paweł Czado
Po pierwsze: wolałbym już, żeby ogon nie machał psem, żeby reprezentacja nie była postawiona na głowie. Wydaje mi się, ba, jestem o tym całkowicie przekonany, że w normalnym układzie reprezentacyjnym to selekcjoner decyduje, kto ma zostać kapitanem, to jego prawo. Może być też tak, że o tej sprawie zdecyduje choćby głosowanie wewnątrz drużyny, ale to tylko dobra wola selekcjonera. Podobnie zresztą jak zwyczaj, że kapitanem jest ten, kto rozegrał najwięcej w danej chwili meczów w reprezentacji. Nie wtłaczajmy jednak trenera w ramy chłopca z przymilnym uśmiechem, który ma spytać jakiegokolwiek piłkarza, czy ma na nią ochotę. Żeby było jasne – nigdy nie kwestionowałem i nie zamierzam kwestionować sportowej klasy Lewandowskiego, to wybitny piłkarz, z pretensjami do pierwszeństwa w polskiej klasyfikacji wszech czasów. Całkowicie kwestionuję jednak sposób, w jaki wszedł w konflikt z Michałem Probierzem, szantażując związek w zdumiewający, pełen dezynwoltury sposób: „Albo ja, albo on”. Można stwierdzić, że wyszedł z tego konfliktu zwycięsko, ale klasy w tym nie ma żadnej. Klasa sportowa nie zawsze równa się klasie. Ubolewam, że wielu traktuje Lewandowskiego jak świętą krowę, sugerując, że może postawić na swoim we wszystkim, byleby go nie urazić, bo nie będzie chciał grać dla polskiej reprezentacji. Grać na własnych zasadach. Cóż, często tak się dzieje, kiedy piłkarz rzeczywiście jest wspaniały, co zawsze sprawia większy lub mniejszy wianuszek – w tym wypadku wieniec – pochlebców. Otóż nie – piłkarz nigdy nie powinien znaczyć więcej niż ogół. Dopuszczenie do tego modelu rodzi patologię. Nie warto ustępować dla świętego spokoju. Takie ustępowanie rodzi bowiem kolejne przesuwanie granic.
Po drugie: zdumiewa mnie wręcz, że sprawa tak naprawdę marginalna urasta do sprawy kardynalnej. W ogóle nie rozumiem, dlaczego sprawa kapitańskiej opaski stała się tak ważna. Opaska kapitańska to przecież tak naprawdę przede wszystkim sprawa prestiżu. Oprócz tego tak naprawdę niewiele znaczy. To funkcja głównie honorowa, wiadomo, że to kapitan ma głównie prawo dyskutować z sędzią. Zdaję sobie jednak sprawę, że czasem blichtr jest jak miód, przyciąga. Sprawy zewnętrznego prestiżu nagle stają się ważne.
Po trzecie: bycie kapitanem oznacza umiejętność stawania na wysokości zadania w sytuacjach kryzysowych. Na ironię zakrawa wręcz fakt, że można wywołać kryzys właśnie z powodu utraty kapitańskiej opaski, choćby był to nawet wierzchołek góry lodowej niesnasek na linii piłkarz – trener.
Mam głęboką nadzieję, że PZPN, zanim wybierze nowego selekcjonera, nie wymusi na nim najpierw obietnicy, że odda opaskę Lewandowskiemu. Byłby to dla mnie samobój o ogromnej sile rażenia, jeden z największych w dziejach polskiej piłki.
Reasumując: sprawę opaski powinien według mnie rozstrzygnąć nowy selekcjoner. Tylko i wyłącznie on. Jeśli uzna, że chce ją powierzyć Robertowi Lewandowskiemu – proszę bardzo. Jeśli uzna, że jednak nie – też dobrze. Tak czy inaczej, wszystko wokół tej sprawy powinno być w jego gestii.