Już byli w ogródku…
Dwie setne sekundy – dokładnie tyle zabrakło biało-czerwonej sztafecie mieszanej 4x400 m, by cieszyć się z brązowego medalu, utraconego na finiszowych „kratkach”!
Obraz Justyny Święty-Ersetic tuż za metą mówi wszystko… Fot. PAP/EPA
MŚ W TOKIO
Maksymilian Szwed, Natalia Bukowiecka, Kajetan Duszyński i Justyna Święty-Ersetic przez większą część biegu finałowego byli na miejscu medalowym, ale stracili je na ostatnich kilku metrach. Ten medal miał dać liczącej 62 sportowców polskiej reprezentacji tlen, bo w pozostałych konkurencjach o podium będzie jeszcze trudniej…
W porównaniu do porannych eliminacji, w których Polacy - po dyskwalifikacji Kenii - zostali sklasyfikowani na „promocyjnym” 3. miejscu - w składzie biało-czerwonej sztafety doszło do jednej zmiany: Annę Gryc zastąpiła najszybsza polska biegaczka na dystansie okrążenia, czyli Bukowiecka. To był skład bliski tego, który cztery lata temu na tym samym Narodowym Stadionie w stolicy Japonii sięgnął po sensacyjne olimpijskie złoto - teraz Szwed zastąpił Karola Zalewskiego.
I właśnie 21-letni halowy wicemistrz Europy ruszył na trasę jako pierwszy. I nie miał łatwego zadania, bo startował z zewnętrznego toru i nie widział rywali. Pobiegł jednak bardzo dobrze i przekazał Bukowieckiej pałeczkę na czwartej pozycji. – Jestem bardzo zadowolony z tych biegów. Przegrana o dwie setne walka o medal na mistrzostwach świata jednak boli. To byłoby coś fantastycznego – mówił Szwed.
Justyna we łzach
Czterysta metrów później Polacy byli już na drugiej pozycji, a po biegu Duszyńskiego na trzeciej. Jako ostatnia na bieżnię wyruszyła Święty-Ersetic. Polka przez całe okrążenie odpierała atak Brytyjki Nicole Yeargin, ale dosłownie na ostatnich metrach dała się minimalnie wyprzedzić Belgijce Helenie Ponette, a chwilę później utonęła we łzach. O braku medalu zdecydowały dwie setne sekundy.
– Jest mi bardzo trudno, bo czułam odpowiedzialność na ostatniej zmianie. Walczyłam bardzo mocno i bardzo niewiele zabrakło, troszeczkę szczęścia, troszeczkę może można było coś zmienić w biegu, ale to „wróżenie z fusów”. Mieliśmy dziś trzy czwarte sztafety z igrzysk z Tokio i chcieliśmy do wspomnień dołożyć kolejny medal - komentowała najbardziej doświadczona w polskiej kadrze Święty-Ersetic.
– Szkoda, że nie powtórzyliśmy sukcesu, ale na pewno możemy być zadowoleni. Pokazaliśmy, że walczymy, że nie odpuszczamy i ciągle jesteśmy w czołówce światowej – podkreślała Bukowiecka.
- Nie mogę być zły z czwartego miejsca na świecie. Bolą mnie jednak dwie setne. Gdybyśmy przegrali o pół sekundy, to nie byłbym zły - skwitował Szwed. - Niewiele nas dzieliło od tego, abyśmy byli w siódmym niebie. Szkoda, megaszkoda. Na własnej skórze poczułem prawdziwość powiedzenia, że czwarte miejsce dla sportowca jest najgorsze. Jest najbardziej gorzkie - podsumował Duszyński.
Natalia czuje ulgę
Już następnego dnia, ledwie 20 godzin po emocjach związanych ze sztafetą, specjaliści od 400 m przystąpili do rywalizacji indywidualnej. Bukowiecka - brązowa medalistka igrzysk w Paryżu - po kontrolowanym biegu bez problemu zameldowała się w półfinale. Od startu utrzymywała się w czołówce, a na mecie była druga z czasem 50,16. W serii Bukowieckiej szybsza była jedynie Wadeline Venlogh, Amerykanka reprezentująca od niedawna Haiti (49,91).
– Poczułam ulgę. Czułam się zmęczona po finale sztafety, ciężko się spało. Dziś kontrolowałam bieg. Na treningach wygląda to wszystko dobrze. Szybkościowo jestem superprzygotowana. Teraz mam dzień na regenerację i mam nadzieję, że w półfinale uzyskam najlepszy czas w sezonie – zapowiedziała Bukowiecka. Najszybsze w eliminacjach były liderka światowych tabel Salwa Eid Naser z Bahrajnu (49,13) i Amerykanka Sydney McLaughlin-Levrone (49,41) - rekordzistka świata na płotkach, która w Tokio rywalizuje tylko na płaskim dystansie.
Walecznie do biegu indywidualnego podeszła także Święty-Ersetic, ale z czasem 51,80 zajęła w swojej serii 5. miejsce i nie uzyskała przepustki do kolejnego etapu. – Treningi potwierdzają, iż jestem dobrze przygotowana. Od dłuższego czasu nie umiem jednak tego pokazać na bieżni – przyznała mistrzyni Europy z Berlina (2018).
Maks zostawił serducho
Finał sztafety dużo sił kosztował Szweda. Niedzielny bieg 1. rundy rywalizacji na 400 m był już trzecim startem Polaka w tokijskich mistrzostwach. Łodzianin mający za sobą intensywny, obfity w sukcesy i dobre starty, sezon zajął w swej serii 8. miejsce. Uzyskał czas 45,67 i nie awansował do rywalizacji półfinałowej.
– Zostawiałem na bieżni całe serducho, ale to był już bieg na oparach. Patrząc z perspektywy na cały sezon, to na każdej imprezie docelowej wykonywałem plan, przywoziłem medale. Wisienką na torcie byłby medal w sztafecie mieszanej, ale się nie udało. Chciałem w tym sezonie biegać poniżej 44 sekund, ale musiałem przygotować za dużo szczytów formy. W 2026 będę celować tylko w mistrzostwa Europy i tam ma być sukces – zadeklarował młodzieżowy wicemistrz Europy.
(t)
