Sport

Jesteśmy lepszym zespołem

Rozmowa z Kacprem Ligarzewskim, bramkarzem reprezentacji Polski i Górnika Zabrze

Kacper Ligarzewski jest gotowy do walki z Chrobrym. Fot. Marcin Bulanda/PressFocus

Spodziewał się pan powołania od Joty Gonzaleza, nowego selekcjonera, na majowe mecze eliminacji Euro 2026?

- Przede wszystkim nie nastawiałem się, bo to różnie bywa, ale cieszę się, bo moja forma jest dobra. Zaskoczeniem może być jednak fakt, że w kadrze znalazło się tylko dwóch bramkarzy (jest także Marcel Jastrzębski z Orlen Wisły Płock - przyp. red.).

Zna pan nowego trenera? Wie pan o nim coś więcej niż pisały media?

- Wiem, że jest Hiszpanem, był drugim trenerem w PSG, nie ma żony, nie ma dzieci, jest oddany pracy, czyli... nie wiem zbyt dużo. Aha, wiem jeszcze, że nie mówi po polsku.

Zapewne wszyscy znacie angielski, więc z porozumiewaniem się nie powinno być problemów...

- Szczerze? Ja angielski znam piąte przez dziesiąte. To znaczy proste rzeczy rozumiem, ale biegle nie mówię. Uczę się jednak pilnie, nawet w piątek miałem lekcję. Mam też zajęcia on-line.

To dobrze, bo znajomość języków jest wartością dodaną, nie tylko do sportowego życia.

- Ja wciąż się uczę się. Skończyłem studia w Wyższej Szkole Edukacji w Sporcie w Warszawie, mam licencjat menedżera sportu. Uczę się angielskiego, więc coś tam jeszcze próbuję robić poza piłką ręczną.

Czyli za jakiś czas polski handball będzie miał menedżera z prawdziwego zdarzenia, bo nie ma ich zbyt wielu w tej dyscyplinie.

- Przydałoby się (śmiech). Choć szczerze mówiąc, jeszcze nie wiem, czy to jest to, co chciałbym robić.

No to na Ligarza-menedżera jeszcze trochę poczekamy, tym bardziej że bramkarze to długowieczny „naród”. Przykładem jest popularny „Jogi”, czyli Adam Malcher, który na poniedziałek - przy okazji spotkania z Industrią Kielce w opolskiej Stegu Arenie - zagra po raz ostatni. W wieku 39 lat!

- Sympatyczny gość, grał z moim tatą w Zagłębiu Lubin (Szymon Ligarzewski, też był bramkarzem i reprezentantem Polski – przyp. red.) i to właśnie ponoć tata wymyślił tę ksywkę, o czym dowiedziałem się niedawno. Adam jest słusznej postury, lubi dobrze zjeść, zawsze jest uśmiechnięty, więc pewnie z tego wziął się ten pseudonim.

Przejdźmy teraz do Górnika, bo pierwszy mecz 1/4 finału w Głogowie kompletnie wam nie wyszedł.

- Nawet „suche” statystyki to potwierdzają. Żadnego wyróżniającego się zawodnika, więcej błędów technicznych - my 12, rywale 7, a do tego 5 nietrafionych rzutów karnych na 9, co się rzadko zdarza, tym bardziej że karne podobno są stuprocentowymi okazjami do zdobycia bramki. Gdyby wpadły, wynik może byłby odwrotny. Łatwo się jednak mówi... Nie ulega kwestii, że zagraliśmy bardzo słabo i nie dlatego, że Głogów nas czymś zaskoczył, czy był od nas o wiele lepszy, bo to nie był jego wybitny występ. Po prostu tego dnia przeciwnicy byli słabi, a my jeszcze słabsi.

Ojcem zwycięstwa okrzyknięty został bramkarz Chrobrego Rafał Stachera, rozgrywający jeden z najlepszych meczów w sezonie.

- Przy 11 odbitych piłkach na 32-procentowym poziomie? My mieliśmy tyle samo odbitych piłek. Oczywiście, Rafał miał kilka spektakularnych odbić, ale proszę mi wierzyć - widziałem wiele jego lepszych występów. Oglądaliśmy potem wideo z tego spotkania i w drugiej połowie Chrobry przez 8 minut nie potrafił nam rzucić bramki. Jeśli więc coś takiego ma miejsce, a my nie potrafimy tego wykorzystać, to świadczy to o nas. Dlatego powtórzę - gdybyśmy zrobili 3-4 głupie błędy mniej, trafili 2-3 karne, wynik byłby inny.

Czyli rewanż zapowiada się udany. Warto pojawić się w sobotę w hali przy Wolności w Zabrzu?

- Na ten moment - patrząc na składy obu drużyn - uważam, że jesteśmy lepszym zespołem. Tydzień temu zagraliśmy bardzo słabo, ale też nie ma co się załamywać. Rewanż gramy u siebie, a przy naszej publiczności pozostaje nam pokazać klasę. Ja się bardzo cieszę, że jeśli w sobotę wygramy, to na decydujące o półfinale spotkanie pojedziemy do Głogowa i będziemy mieli doskonałą okazję, by udowodnić, że porażka w pierwszym meczu to był przypadek.

Rozmawiał Zbigniew Cieńciała