Sport

Jeden Olaf

REMANENT - Jerzy Chromik

Z Zaorskim po kraju! Skąd skojarzenie? Była w PRL-u taka cykliczna audycja radiowa „Z Kolbergiem po kraju”, dziennikarze jeździli po wsiach w poszukiwaniu śladów tradycji ludowej, nawiązując do peregrynacji XIX-wiecznego badacza folkloru. Od dawna mamy z Januszem coś z misji Kolberga.

Ileż to już za nami spotkań z miłośnikami „Piłkarskiego pokera”? Na pewno nie dwa i nie trzy, a sporo więcej. W Warszawie kilka, bo tu mamy najbliżej, ale był też mój rodzinny Radzyń Podlaski, a w ten weekend... Skierniewice.

Z czym kojarzy się to wspaniałe miasto? Bezsprzecznie z bohaterską Unią, która w Pucharze Polski poczynała sobie nad wyraz śmiało. Dopiero chorzowski Ruch przerwał jej wspaniałą passę 29 meczów bez porażki i wyeliminował trzecioligowców z rozgrywek PP.

Ja też miałem z tym 40-tysięcznym miastem po drodze, raz nawet z Kazimierzem Górskim. Było to pod koniec ubiegłego stulecia. Jechaliśmy razem z Łodzi Fabrycznej, a przesiadka wypadła w Skierniewicach. Niby tylko godzina na tamtejszym dworcu kolejowym, ale w środku nocy. Starszy pan był już mocno zmęczony, a młodszy też nie za rześki. Podstawili wreszcie skład na trasę Skierniewice – Warszawa Wschodnia. Pan Kazimierz zajął w pustym przedziale miejsce przy oknie, schował twarz za kurtką i zasnął. Pociąg ruszył. Szybko, bo już po kilku minutach pojawił się konduktor. Pokazałem mu bilet i ściszonym głosem dodałem:

– Pan nie budzi, w rogu śpi Kazimierz Górski, razem kupowaliśmy bilety, więc ma na pewno!

– No przecież widzę, że Górski – odpowiedział stróż biletowego porządku.

Niewykluczone, choć tu stuprocentowej pewności nie mam, że też przez Skierniewice wracałem z Łodzi Niciarnianej w 1984 roku. I właśnie na tym dworcu spisywałem nagrane przez dyktafon pierwsze zdania wywiadu z Dariuszem Dziekanowskim. I może nawet tam został wymyślony tytuł „Spowiedź napastnika”.

W miniony weekend Skierniewice podczas III Turnieju Charytatywnego „Piłkarski poker” gościły wiele gwiazd, w tym Olafa Lubaszenkę. W sobotę był bowiem seans filmowy, a po nim spotkanie z widzami (ponad 200 osób). Jedna Wenta – pamiętacie taką jednostkę czasu? No to od soboty mamy nową – jednego Olafa! Przedzierał się przez śnieżycę z Krakowa do Skierniewic przez ponad pięć godzin, by przez 180 minut czarować zgromadzonych. Zdradził, że pierwszy raz zdarzyło mu się, że słuchając po drodze radia kierowców niedługo potem mijał w rowach kolejne auta, o których była mowa.

Potem Lubaszenko licytował kolejne pamiątki. Do koszulki filmowego Olka Groma dołożył swoje okulary, by ta miała wyższą cenę. Poszła za 1600 złotych, a okulary były warte... 1100. A potem, już po cichu, w rogu sceny, Olaf dorzucił kilka banknotów do puszki wolontariuszy, i to nie o niskim nominale. Zrobił to tak, by nikt nie zauważył tego gestu. Po czym natychmiast ruszył w drogę, bo nazajutrz musiał znaleźć się w Poznaniu. Są aktorzy nadzwyczajnego serca, niemający nic wspólnego ze zmanierowanymi celebrytami z nikomu niepotrzebnych seriali tv.

A w niedzielnym turnieju znowu zagrał między innymi Kokon Łódź z Powiślem Warszawa. Pierwszy mecz komentowałem z Darkiem Szpakowskim, w zastępstwie Wojtka Gąssowskiego, który nie mógł dotrzeć i zaśpiewać „Gdzie się podziały tamte spotkania niezapomniane?”. Dzięki Piotrowi Marciniakowi, pomysłodawcy charytatywnego święta „Piłkarskiego pokera”, nastoletnia Natalia, ofiara wypadku drogowego sprzed trzech lat, dostała kwotę pozwalającą na niemal półroczną rehabilitację, a aukcje gadżetów powiązanych z filmem jeszcze trwają.

Mistrza nie ma, bo tego pokera wygrali wszyscy! Chapeau bas, Skierniewice! Się pomaga!

Proporczyk Czarnych Zabrze, zwycięzców ostatniego turnieju, oczywiście z autografem Jana Englerta. Wylicytowany bodaj za 3600 zł.