Jazda bez trzymanki
Już od jakiegoś czasu dzień bez zamieszania wokół „Dumy Pomorza” wydaje się dniem straconym.
Prezes Pogoni, Nilo Effori (w środku), zniknął i akcje klubu najprawdopodobniej wrócą do Jarosława Mroczka (z prawej). Fot. Katarzyna Dzierżyńska / Press Focus
POGOŃ SZCZECIN
Od kilku miesięcy „Portowcy” zmagają się z problemami natury organizacyjno-finansowej. 14 lutego br. wydawało się, że te kłopoty skończyły się bezpowrotnie. Tego dnia ogłoszono, że akcje należące do spółki EPA zostały sprzedane nowemu podmiotowi. Akcje Pogoni nabyła spółka Sport Strategy and Investments, a jej prezes Nilo Effori z miejsca stał się prezesem Pogoni Szczecin SA.
Ostatnie dwa tygodnie nie przyniosły jednak do klubu ze Szczecina oczekiwanych środków finansowych, które mogłyby pozwolić na poprawę jego sytuacji. Mówiąc głośno i wyraźnie, do Pogoni nie wpłynęły żadne pieniądze. Nie dotrzymano także terminów umowy o sprzedaży akcji. Wszystko to spowodowało, że pojawiły się tarcia pomiędzy byłym i obecnym właścicielem. W sobotę rozpoczęły się intensywne rozmowy o powrocie pakietu kontrolnego akcji w ręce wcześniejszych właścicieli. Kontynuowane były w niedzielny poranek, a dalsza ich część miała odbyć się po weekendzie. Ma to związek z tym, że Nilo Effori w niedzielę wyjechał z Polski, co było planowane i komunikowane przez niego już wcześniej.
Cierpliwość się kończy
– Nowy prezes Pogoni wyjechał ze Szczecina i tyle go widziano – powiedział nasz informator (proszący rzecz jasna o anonimowość). Żeby nie być posądzonym o wróżenie z fusów, dodam, że był to ojciec jednego z piłkarzy „Granatowo-bordowych”. – Były prezes Jarosław Mroczek nie doczekał się przelewu, mimo że termin już dawno minął. To samo dotyczy zawodników, którym nie wypłacono zaległości. Chłopcy nie otrzymali pensji od listopada ubiegłego roku, czekają na wypłatę premii meczowych za cały poprzedni sezon. Dali nowym władzom czas do 15 marca, po tym terminie ich cierpliwość się wyczerpie. Pod koniec bieżącego miesiąca zamierzają złożyć wnioski o rozwiązanie kontraktów z winy klubu. Władze miasta chcą ratować sytuację i pomóc znaleźć nowego inwestora, bo nie wezmą klubu na swój „garnuszek”. Chodzi o to, że Pogoń awansowała do półfinału Pucharu Polski i ma realną szansę na finał (jej przeciwnikiem będzie Puszcza Niepołomice – przyp. BN). Na mieście mówi się, że akcje wrócą do spółki EPA.
Rozwiązanie tymczasowe
Nieoficjalnie udało nam się ustalić, że poza dyskusją o powrocie akcji do spółki EPA toczą się rozmowy o wyjściu z kryzysu w innym składzie personalnym. Wiele znaków na niebie i ziemi wskazuje, że gdy akcje wrócą w ręce Jarosława Mroczka, będzie to tylko tymczasowe rozwiązanie. Najbliższe dni powinny przynieść więcej konkretnych informacji na ten temat. W tej całej przepychance biorą również udział przedstawiciele kibiców Pogoni, co pozwala mieć nadzieję, że interes klubu na tym nie ucierpi. Nadzieja to jednak nie gwarancje, o które w tej chwili bardzo trudno.
Prezes Nilo Effori, mimo krótkiego urzędowania, zdążył „wcisnąć” do zespołu trzech nowych zawodników. To chilijski obrońca Benjamin Rojas, który ostatnio był zawodnikiem CD Palestino Santiago de Chile, „bezdomny” napastnik z Brazylii Renyer Luan de Oliveira Damasceno oraz brazylijski obrońca Luizao Gustavo Oliveira da Silva z rezerw West Hamu United. Trener Robert Kolendowicz nie jest jednak w ciemię bity i nie kupuje kota w worku. Do tej pory nie skorzystał z żadnego z nich.
„Krótka piłka”
Nie mam zielonego pojęcia, jak długo będzie trwało zamieszanie właścicielskie w „Dumie Pomorza”. Faktem jest, że kolejne trupy wypadają z szafy. Drażni mnie, że bezsilni w takich kwestiach są prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej, Cezary Kulesza czy prezes Ekstraklasy SA Marcin Animucki, prawnik z wykształcenia. W takich sytuacjach powinna być „krótka piłka”, czyli cofnięcie klubowi licencji na ekstraklasę. Przecież obie wywołane do tablicy organizacje powinny chronić interesy piłkarzy, czyż nie tak? Nie trzeba unosić głowy ku niebu, żeby zobaczyć, skąd pada deszcz. Poza tym nie ma przymusu występów w ekstraklasie, a jak cię nie stać na mercedesa, to jeździsz oplem.
Bogdan Nather