Jak łyse konie
Na drodze Biało-czerwonych do zaszczytów ponownie stają Włosi. Tym razem stawką jest finał mistrzostw świata!
Kapitan Bartosz Kurek prowadzi Polaków do kolejnych sukcesów. Fot. volleyballworld.com
MISTRZOSTWA ŚWIATA
Polska i Włochy przed rozpoczęciem mundialu zaliczane były do ścisłego grona kandydatów do złota. Ich ewentualne półfinałowe starcie – tak wynikało z drabinki – elektryzowało fanów siatkówki. I oto jest. W sobotę (godz. 12.30) obie ekipy staną naprzeciwko siebie. Rywali doskonale zna Kamil Semeniuk, zawodnik Perugii, który na co dzień rywalizuje z nimi w Serie A. - Zawsze inaczej się gra, jeżeli po drugiej stronie siatki są koledzy z klubu. Te spotkania zawsze mają dodatkowy smaczek. Jest trochę więcej emocji, jeszcze bardziej chce się wygrać – podkreślił przyjmujący.
Rewanż za rewanżem
W ostatnich latach Polacy i Włosi mierzyli się wielokrotnie, stawką zwykle były medale najważniejszych imprez. W poprzednich mistrzostwach świata w 2022 roku starli się w finale. W katowickim Spodku górą byli gracze z Półwyspu Apenińskiego (3:1). Rok później w finale mistrzostw Europy wygrali Biało-czerwoni (3:0). Rewanż był słodki, bo mecz rozegrano w Rzymie. W bieżącym sezonie do spotkania doszło już w finale Ligi Narodów i znów triumfowali nasi gracze 3:0. Mecz miał nieoczekiwany przebieg, bo obyło się... bez emocji. Włosi zostali rozbici. - Tamten mecz był zaskakująco łatwy dla nas. Włosi popełniali dziecinne błędy, łącznie z pomyłkami ze strony ich sztabu szkoleniowego, co było do nich niepodobne. Starcie półfinałowe mistrzostw świata z pewnością będzie kompletnie inną historią - będzie zacięte, bo widać, że Włosi są w gazie i bardzo dobrze prezentują się w ostatnich spotkaniach. My też wchodzimy na pik naszej formy. Będzie to fajna batalia i zrobimy wszystko, aby wyjść z niej zwycięsko i awansować do wielkiego, upragnionego finału – zadeklarował Semeniuk. - Cieszy nas to, że dotarliśmy do półfinału, ale tak naprawdę wszystko najważniejsze jest jeszcze przed nami. Bój z Włochami będzie trudny. Może po ostatniej wygranej w finale Ligi Narodów wydawać by się mogło, że poszło nam łatwo, ale tak nie było. Włosi będą chcieli się pokazać z lepszej strony i zaznaczyć swoją obecność na siatkarskiej arenie – ocenił Kewin Sasak. Atakujący Biało-czerwonych przyznał, że Włochów się nie boi. - Nasza forma z meczu na mecz wzrasta. Chłopaki grają fenomenalnie. Jako cała drużyna dobrze funkcjonujemy i dobrze się czujemy – dodał.
Forma w górę
Polacy do strefy medalowej awansowali z kompletem zwycięstw, tracąc po drodze jedynie dwa sety, z Holandią w fazie grupowej i z Kanadą w 1/8 finału. Włosi natomiast nie ustrzegli się problemów. Po porażce 2:3 z Belgią ich wyjście z grupy stanęło pod dużym znakiem zapytania. Musieli wygrać z Ukrainą. Stanęli na wysokości zadania. Zwyciężyli szybko i efektownie 3:0. Od tego momentu zaczęli marsz w górę. W fazie pucharowej odprawili z kwitkiem Argentynę oraz... Belgię, rewanżując się jej za wpadkę w grupie. - Naszym marzeniem był awans do fazy medalowej mistrzostw świata. Trudno regularnie powtarzać takie wyniki, bo poziom rywali idzie w górę i się wyrównuje. Nasz awans pokazuje, jak mocne są Włochy – podkreślił przyjmujący Mattia Bottolo po zwycięstwie nad Belgami w ćwierćfinale.
Bottolo w wyjściowej szóstce włoskiej ekipy zastąpił nominalnego podstawowego przyjmującego Daniele Lavię, który doznał poważnego urazu w trakcie przygotowań do mundialu. 25-latek dobrze się jednak odnalazł w nowej sytuacji i stanowi silny punkt drużyny.
- Na początku turnieju mieliśmy rozmowę, w trakcie której powiedzieliśmy sobie, że musimy zachowywać się tak samo, jak w mistrzostwach świata w 2022. Chcieliśmy myśleć o sobie, jak o outsiderach, a nie faworytach. Dzięki temu jesteś w stanie w pełni skoncentrować się na tym, co robisz na parkiecie. To klucz do zbudowania mocnego zespołu – dodał przyjmujący.
Zaskakujący skład
Skład drugiego półfinału jest całkowitym zaskoczeniem. Nikt chyba nie stawiał, że o medale grać będą Bułgaria i Czechy. Po drodze wyeliminowały wielkich faworytów, czyli Brazylię, Słowenię oraz mających spore ambicje Niemców. Zwłaszcza dla Czechów to ogromny sukces, bo po raz pierwszy w historii awansowali do półfinału mistrzostw świata. Nasi południowi sąsiedzi wprawdzie zdobywali medale mundialu – mają ich sześć - byli nawet mistrzami świata, ale jako Czechosłowacja i bardzo dawno temu, bo w latach 1949 i 1966. Dla samych Czechów gra w fazie finałowej jest ogromnym zaskoczeniem. - Wciąż nie wiem, co się dzieje (śmiech). Jesteśmy w najlepszej czwórce na świecie. To jest wspaniały moment dla czeskiej siatkówki. Naprawdę nikt nie spodziewał się, że będziemy w półfinale. Powiedzieliśmy sobie, że daliśmy radę, mimo że nikt nie oczekiwał od nas takiego wyniku. Już jak lecieliśmy do Manili na ten turniej, to było bardzo dużo komentarzy, że wrócimy do Czech po pięciu dniach z trzema porażkami. – przyznał po ćwierćfinałowej wygranej z Iranem Lukas Vasina, przyjmujący na co dzień występujący w Asseco Resovii. - Pewnie potrzebuję trochę czasu, żeby to do mnie doszło i żebym uświadomił sobie, czego właśnie dokonaliśmy. To coś niesamowitego, jestem naprawdę dumny z naszego zespołu. Jeszcze niedawno mogliśmy tylko marzyć o awansie z grupy, a co dopiero o dotarciu do finałowej czwórki. To jest coś szalonego i niesamowitego – wtórował mu drugi z filarów reprezentacji Czech i zawodnik PlusLigi – Norwidu Częstochowa – Patrik Indra.
(mic)
Zdaniem eksperta
Jerzy MATLAK, znakomity trener, były szkoleniowiec m.in. żeńskiej reprezentacji Polski
- Do tej pory nie mieliśmy się o kogo potknąć, co najwyżej mogliśmy się przewrócić o własne nogi. Nie było szansy, żeby z kimkolwiek przegrać. Trudno ocenić nasz zespół w tym turnieju, bo żaden z rywali nie zmusił nas do większego wysiłku. Mam trochę mieszane uczucia, bo to wszystko jest takie zamazane. Okazuje się, że w polskiej reprezentacji najlepszym zawodnikiem jest ten, który miał nie grać. Kamil Semeniuk w tej chwili jest po prostu najrówniejszy i najspokojniejszy. Widać po nim, że wie w co gra i nie gestykuluje nadmiernie, nie okazuje niepotrzebnej frustracji. Brak warunków fizycznych nadrabia skocznością, techniką i myśleniem. Trudno mi sobie wyobrazić, żebyśmy kolejny mecz zagrali bez niego w wyjściowej szóstce. Włosi wyglądają coraz lepiej. W ćwierćfinale z Belgią pokazali lepszą siatkówkę niż my z Turcją. Są też w dobrej formie fizycznej. Alessandro Michieletto z tą swoją lewą ręką czy Yuri Romano potrafią być naprawdę groźni.
Zdecyduje selekcjoner
Tomasz Fornal od początku turnieju zmaga się z problemami zdrowotnymi, choć w pierwszych meczach wychodził w podstawowym składzie. Ból pleców się jednak pogłębiał. Przyjmującego w spotkaniach Kanadą (1/8 finału) i Turcją (1/4 finału) już zabrakło. Czy zagra z Włochami? Jego stan cały czas jest monitorowany. Wykonuje specjalne ćwiczenia zalecone przez fizjoterapeutów. - Sytuacja Tomka nie jest jasna. Uczestniczył w piątkowym treningu. Postępuje zgodnie z zaleceniami fizjoterapeutów. Ostateczną decyzję odnośnie jego udziału w półfinale podejmie w sobotę Nikola Grbić – przekazał Mariusz Szyszko, rzecznik naszej kadry.
W meczu z Turcją na pozycji przyjmującego za Fornala kilka razy pojawił się libero Maksymilian Granieczny. - Pewnie przed meczem się dowiemy szczegółów. Niezależnie od tego, czy będę mieć koszulkę libero, czy przyjmującego, nie myślę za bardzo o tym. Całe życie ćwiczę przyjmowanie, bronienie, więc czy ja w takiej, czy innej koszulce wchodzę na boisko, to i tak mam za zadanie robić swoje, czyli przyjmować i bronić – powiedział 20-latek.
Po Polsce Katar
Katar będzie gospodarzem MŚ siatkarzy w 2029 roku - ogłosiła w piątek w Manili międzynarodowa federacja (FIVB). Już wcześniej postanowiono, że w 2027 roku rywalizacja o medale odbędzie się w Polsce.
Ponadto FIVB zdecydowała, że za dwa lata MŚ kobiet zorganizują wspólnie USA i Kanada. Będzie to drugi turniej tej rangi w Ameryce Północnej, po MŚ mężczyzn w Meksyku w 1974 roku, w których złoty medal wywalczyli Polacy.
