Sport

Im bliżej, tym lepiej...

Polska już w ósemce! Wszystkie elementy gry stały na odpowiednim poziomie i to cieszy przed kolejnymi występami.

Kamil Semeniuk (w środku) wraz z kolegami ma powody do radości. Fot. PAP/EPA

MISTRZOSTWA ŚWIATA SIATKARZY

Im bliżej kluczowych meczów mistrzostw świata w Manili, tym forma Biało-czerwonych zdaje się iść w górę. Gra jest płynniejsza oraz bardziej stabilna, co było wyraźnie widać w meczu 1/8 finału z Kanadą. Polacy nie mieli większych problemów z jej pokonaniem 3:1. Stratę seta można uznać za drobne potknięcie w kontekście solidnej pracy w pozostałych odsłonach.

W ćwierćfinale na Polaków czekają Turcy, którzy po raz pierwszy znaleźli się na tym etapie zmagań.

Siła skrzydłowych

Kamil Semeniuk w przedostatni weekend sierpnia stanął na ślubnym kobiercu, ale nie miało to wpływu na jego formę. Wręcz przeciwnie, podczas spotkań eliminacyjnych, wchodząc jako zmiennik, nigdy nie zawodził. Po meczu z Holendrami duet Bartosz Kurek – Semeniuk zyskał najwyższe noty. Trener Polaków, Nikola Grbić, uznał, że przyjmujący Perugii zasługuje na miejsce w podstawowym składzie. Tym bardziej, że Tomasz Fornal, do tej pory etatowy gracz „6”, miał drobne problemy zdrowotne. Semeniuk po raz kolejny stanął na wysokości zadania i zagrał jedną z pierwszoplanowych ról. Na 25 ataków skończył 15, 3 „oczka” dołożył blokiem i był najskuteczniejszy w naszym zespole.

Rozgrywający Marcin Komenda miał dość komfortową sytuację, bo nie tylko Semeniuk, ale również pozostali skrzydłowi, Kurek oraz Wilfredo Leon, solidnie punktowali. Siła ofensywna naszego zespołu rozłożyła się równomiernie i stąd też nikt nie miał wątpliwości, który zespół jest lepszy. Nasz dyrygent może nieco mniej korzystał w ataku ze środkowych, choć od czasu do czasu dali o sobie znać. Solidną pracę, jak zwykle, wykonał libero Jakub Popiwczak.

Unikanie błędów

W meczach eliminacyjnych irytowało nas zachowanie siatkarzy w polu serwisowym. Wiele razy nie podejmowali ryzyka, a jak już to robili, to po ich zagrywkach piłka lądowała w połowie siatki lub poza boiskiem. Trener Grbić zapewne przed potyczką z Kanadą uczulał swoich podopiecznych w tej kwestii. I mieliśmy tego wymierne efekty. W inauguracyjnym secie Polacy popełnili zaledwie dwa błędy przy ośmiu rywali, w kolejnych było ich nieco więcej. W sumie 16 przy 35 przeciwnika. To zestawienie doskonale ilustruje przewagę naszego zespołu. W pozostałych elementach Polacy również byli lepsi od Kanadyjczyków: w bloku 10-7, asy serwisowe 5-2. Dobrze funkcjonował element blok – obrona, co przełożyło się na możliwość wyprowadzania kontr. Największe zagrożenie dla naszego zespołu pojawiało się ze strony 27-letniego atakującego Sharone'a Vernona-Evansa. W ofensywie był trudny do zatrzymania, a ponadto straszył zagrywką. Jednak im bliżej końca meczu, tym więcej popełniał błędów.

Szkoda seta

Mecz trwał 96 minut, a mógł krócej, godzinę z hakiem. Przedłużył się za sprawą drugiej odsłony (27 minut). Brak koncentracji w końcowych fragmentach sprawił, że Kanadyjczycy ją wygrali. Nim do niej doszło, w pierwszej partii Biało-czerwoni solidnie punktowali, choć zaliczyli drobne potknięcie. Prowadzili 15:8, by w jednym ustawieniu stracić cztery punkty. Jednak potem gra była pod ich kontrolą.

Kanadyjczycy po takiej solidnej lekcji doszli do wniosku, że muszą się postawić, by dorównać tak renomowanemu rywalowi jak Polska. Podopieczni Grbicia wyszli na prowadzenie 20:18 i nic nie wskazywało, że dojdzie do nieoczekiwanego rozstrzygnięcia. Przy remisie 23:23 Kurek posłał piłkę w aut, zaś chwilę potem Semeniuk został zablokowany. Siatkarze Klonowego Liścia dość nieoczekiwanie wygrali tę odsłonę. Po ostatniej akcji na twarzy serbskiego szkoleniowca pojawił się grymas, ale natychmiast się odwrócił, by przypadkiem nie zobaczyli jego miny zawodnicy.

Z porażki szybko zostały wyciągnięte właściwe wnioski. Dwa pozostałe sety były już pod pełną kontrolą Polaków. Jeszcze w trzecim secie Kanadyjczycy pojedynczymi akcjami próbowali się „odgryźć”, ale praktycznie nie mieli żadnych argumentów. Ostatnia partia była już pokazem siły Biało-czerwonych.

Teraz polski zespół może spokojnie obserwować rywali oraz przygotowywać się do ćwierćfinałowego meczu z Turkami, którzy w eliminacjach postarali się o niespodziankę, wygrywając z Japonią 3:0. W efekcie z kompletem zwycięstw wyszli z grupy. Przy pełnej koncentracji jednak nie przewidujemy kłopotów, bo nasz zespół ma zdecydowanie więcej atutów. Chyba dopiero po ćwierćfinale dla Biało-czerwonych rozpoczną się schody... To jednak zmartwienie na potem, bo najpierw trzeba się uporać z Turcją!


◼  Polska – Kanada 3:1 (25:18, 23:25, 25:20, 25:14)

POLSKA: Komenda (2), Leon (14), Kochanowski (9), Kurek (15), Semeniuk (18), Huber (4), Popiwczak (libero) oraz Fornal, Sasak (1). Trener Nikola GRBIĆ.

KANADA: Herr, Hoag (7), Gyimah (5), Vernon-Evans (23), Heslinga (4), McCarthy (9), Currie (libero) oraz Young (12), Elgert, Ketrzynski (1). Trener Dan LEWIS.

Sędziowali: Çağı Ozan Sarikaya (Turcja) i Ibrahim Ismail Alblooshi (Zjednoczone Emirat Arabskie). Widzów 5306.

Przebieg meczu

I: 10:6, 15:8, 20:13, 25:18.

II: 10:9, 15:13, 20:18, 23:25.

III: 10:3, 15:11, 20:15, 25:20.

IV: 10:4, 15:9, 20:12, 25:14.

Bohater – Kamil SEMENIUK. 

(sow)