Sport

Iga jak... igła

REMANENT - Jerzy Chromik

Wspominam moją nieodżałowaną babcię. Siedziała na stołeczku pod piecem kaflowym, czasami przysypiała, a po przebudzeniu prosiła o pomoc, bo straciła z oczu... igłę.

– Poszukaj, wnusiu, na podłodze, ale to może być szukanie w stogu siana.

Ostatnio szukam Igi na korcie, tak jak kiedyś babcia igły, gdy cerowała mi spodnie. Szukam tamtej mistrzyni, bo choć mam okulary na nosie, to ostatnio z trudem ją odnajduję w transmisjach. I po prostu bardzo się martwię.

Zaraz po moim wpisie na dawnym Twitterze: „Powoli przypomina to szukanie Igi w stogu siana” – zadzwonił Andrzej Person.

– Przeczytałem i złapałem za telefon. Chcesz rozpętać burzę na przednówku? Pewnie pojawią się setki pytań i zejdzie lawina komentarzy. Pytań nie na miejscu, ale takich naszych, polskich: gdzie ona jest, co się z nią dzieje, kończy się jej czas? A to jest, przyjacielu, nadal numer 2 w świecie, w dyscyplinie, którą uprawiają miliony. Nie jest to chodzenie po ścianie na czas, nie jest to bieg na jedno okrążenie stadionu, a tenis! Uwielbiany przez świat, oferujący miliony za przejście chociażby rundy kwalifikacyjnej turnieju wielkoszlemowego. O co ci chodzi?!

Chodzi mi o sportsmenkę, którą od lat podziwiam! Która zawładnęła moją wyobraźnią, a ta nie liczyła już na zbyt wiele w sporcie. Chodzi o nasz fenomen jak z bajki o Kopciuszku. A nie o to, czy Iga wygrała, czy przegrała mecz, bo nikt przy zdrowych zmysłach nie liczy na nieustanne zwycięstwa. Chodzi o to, co się z nią ostatnio dzieje, gdy przegrywa.

Żal mi tej młodej kobiety, która przed każdym meczem wnosi na plecach nie tylko cztery rakiety i zapasowe buty, a co najmniej 50 kg nadbagażu, a której konstrukcja psychiczna nie pozwala nawet na zbędny dekagram. Już przed laty dostrzegłem pierwszy zły objaw. Tik nerwowy oka. Zadzwoniłem do komentatora tenisa Michała Lewandowskiego i zapytałem, czy coś mi się przywidziało. Odpowiedział, że sztab o tym już wie. Minęło kilka lat, teraz ponoć już nawet specjaliści z USA próbują Idze pomóc.

Myślę coraz częściej o jej dzieciństwie, o rodzicach, którym w życiu nie udało się być razem. O córkach, które musiały zmierzyć się z codziennym pytaniem – kogo bardziej kochasz? Najpierw woziła Igę na treningi mama, ale potem zaczęły się od siebie oddalać. Jeśli tak łatwo przywołujemy zdanie, że każdy sukces ma wielu ojców, a porażka jest sierotą, to w przypadku Igi zarówno sukces, jak i porażka są półsierotami. Świątek trzeba szanować i cenić za to, co osiąga mimo ograniczeń, a nie atakować, że nie jest cyborgiem i nie wygrywa na zawołanie.

Od lat Iga ma w swoim boksie psycholożkę. Z Darią Abramowicz są razem nie tylko na korcie. Spędza z nią wakacje, decyduje o kucyku u fryzjerki. Może ta nadopiekuńczość przeszkadza, może bywa zbędna. Może w tej relacji jest o jeden gest za daleko. Może. A może gdyby nie ona, to Świątek nigdy by się nie znalazła w tym miejscu, w którym jest. Bo przecież taki Wim Fissette, rozpoczynając pracę z Igą, powiedział, że jej największym atutem jest... mentalność. Zwątpiłem już wtedy w ten dobry wybór po Tomaszu Wiktorowskim. Czy Belg cokolwiek wiedział o Polce? Po ostatniej porażce w Dubaju jego wyciągnięta dłoń spotkała się z obojętnością. Zły znak.

Nie tylko w tenisie nawet najtwardsi nie radzą sobie z presją. Połamane rakiety to tylko symbole. Andriej Rublow wyznał właśnie, że jeszcze całkiem niedawno zastanawiał się nie nad tym, czy ma grać, ale czy ma po co żyć. Kilka lat temu o rok starszą od Igi tenisistkę zdjęto z wiaduktu, gdy chciała skoczyć na autostradę. Wróciła do gry, było coraz lepiej, ale po przegranym w Pradze finale i hejcie właśnie ogłosiła koniec kariery. Bo tak to jest, że największy hejt spada na tych najbardziej utalentowanych, gdyż oczekiwania wobec nich są największe. A nie da się wejść do czyjejś głowy i posprzątać. Nie ma takiego mopa, nie ma takiego odkurzacza.

Łatwiej znaleźć igłę w stogu siana.


Co się dzieje z Igą, gdy przegrywa? Fot. Press Focus