Sport

I po co ten medal?!

Mucha nie siada, felieton Tomasza Muchy

O Mario (nie)boska! Dlaczegóż to uczyniłaś Polsce?! Mam na myśli tego srebrnego rodzynka w Tokio, w skoku wzwyż kobiet. Oj, lekkoatletko Żodzik, urodzona w Baranowiczach na Białorusi, niepotrzebnie ratowałaś honor polskiej lekkoatletyki! Dla polskiej lekkoatletyki lepiej wszakże byłoby, gdyby z mistrzostw świata wróciła bez choćby jednego medalu, abstrahując od pochodzenia tej, która nas nim obdarzyła.

Zwariował, powiedzą. Dlaczego to lepiej - ktoś zapyta - nie mieć sukcesiku niż mieć? Ano dlatego - odpowiadam - że ten sukcesik, znając nasze realia, znów zamaże rzeczywiste niedołęstwo dyscypliny i jej stan agonalny w roku 2025. Znów będzie świetnym alibi, że przecież nie jest tak źle, nie jest wcale najgorzej, bo jednak tu mamy medal, a tu byliśmy blisko, o włos, o dwie setne od drugiego, że tu jakieś piąte miejsca wyrwaliśmy, że mamy miejsca w szerokim i wąskim finale (dobrze, że nie wspak), że mamy aż 30 parę punktów, prawie dwa razy więcej niż rok temu na igrzyskach (ooo, szczytujemy już prawie!!!) i tak dalej w ten szumny deseń. Będzie po prostu - znam to za dobrze od dekad, słyszę przynajmniej raz na dwa lata - rżnięcie głupa i wmawianie dookoła, że czarne jest białe, a przynajmniej szare. I róbmy swoje dalej.

I tak to sobie dalej będzie hulać w najlepsze. Znakomici nasi lekkoatleci, a światowi średniacy, będą się wozić co miesiąc na kolejne zgrupowania po ciepłych krajach, z budżetu państwa na konta spływać będą regularnie całkiem godziwe stypendia, dziewczyny na Instagramach zachwalać będą nowiuśkie - i jak zwykle wszystkie znakomite - odżywki, kremiki i suplementy, po wyczerpujących zimowych przygotowaniach, odmawianiu sobie nocnych randek i drinków, młodzi zdolni biegać będą i skakać za euro na kolejnych zagranicznych mityngach, a w sierpniu/wrześniu znów pojadą na jakieś mistrzostwa i będziemy słuchać mniej więcej tak: „kurde no, na ostatnim treningu (sprawdzianie, rozgrzewce - niepotrzebne skreślić) wszystko było świetnie, noga kręciła, ale nie wiem, co się stało, że tak słabo poszło, ale NA PEWNO wyciągniemy wnioski”… I będziemy nie nadążać za skwaszoną i rozbawioną na przemian sprinterką Swobodą (na łuku byśmy ją pewnie dogonili) sapiącą, że jest zmęczona i ma dość, bo przebiegła się trzy razy w sezonie i zasługuje już na odpoczynek (i zapewne na hamburgera).

A komentować na żywca te dramatyczne chwile w telewizorze znów będzie - mający dużo wolnego czasu i zawsze za mało fuch do opędzlowania - sam prezes Polskiego Związku Lekkiej Atletyki Chmara Sebastian, a w boksie ekspertów zasiądzie nowa i uśmiechnięta twarz polskiej królowej, Hołub-Kowalik Małgorzata, ciesząca się jak dziecko na każde tytułowanie „członkini zarządu” i raz za razem płomiennie recytująca, jak to zarząd z troską pochyla się nad kolejnymi problemami rodzimej lekkoatletyki…

No żesz ku…wa!

Nie wiem, jak Czytelnicy, ale ja tego dupczenia słuchać nie jestem już w stanie. Podobno w gabinetach TVP nikt władny - na czele z dyrektorem TVP Sport Kwiatkowskim (!) - nie ma odwagi podziękować panu prezesowi za nieoceniony wkład w rozwój telewizji i sztuki komentarza, że gratulują i życzą powodzenia na nowej drodze. Dziwne o tyle, że ten sam dyrektor bez mrugnięcia okiem i z sobie wiadomych powodów przepędził na zbity pysk z kabiny ekspertów Marka Plawgo, na długo zanim ten został zastępcą w PZLA komentatora Chmary...

Pisałem już to kiedyś, przed/po ubiegłorocznych wyborach w PZLA - ale widać grochem o ścianę i można w kółko; to tak oczywiste, że odczuwam już żenadę we własnym uporze - gdy naturalnym, zdawałoby się, zadaniem szefa sportowego związku na dużej międzynarodowej imprezie powinna być rola lidera ekipy, a więc: pilnowanie dziesiątek spraw związanych z reprezentacją, motywowanie sportowców (albo ich strofowanie), rozmawianie z trenerami, fizjoterapeutami, i innymi członkami ekipy, wsłuchiwanie się w bolączki i potrzeby drużyny narodowej, ale też podpytywanie kolegów z zagranicy, co w trawie piszczy i jak to robią, że są lepsi - ów prezes jak gdyby nigdy nic dzień w dzień przez cztery godziny niezmordowanie dmucha w sitko i przebiera się w szaty bezstronnego (?) komentatora występów swoich podwładnych…

Czego nie rozumiem? Czy to ja jestem nienormalny, czy świat mediów zgłupiał do reszty? Czyli - idąc tym tropem - zatrudnijmy do komentowania meczów piłkarskiej kadry prezesa Kuleszę (ooo!), siatkarskiego czempionatu w Polsacie - prezesa Świderskiego, koszykarskiego Eurobasketu w TVP - prezesa Bachańskiego, a meczów Igi Świątek w Canal Plus - prezesa Łukaszewskiego. Bądźmy konsekwentni do bólu, bawmy się dalej!

Jasne jest, że nie winą jednego Chmary tylko jest ta bryndza, którą od kilku lat serwują nam sowicie dotowani przez państwo (i państwo Czytelników też!) lekkoatleci; to w największym stopniu pokłosie zaniedbań poprzednich zarządów, które - gdy żarło na igrzyskach w Tokio i było 9 medali, a także wcześniej - zapomniały, że oprócz gwiazd trzeba przypilnować i zadbać o ich zaplecze. Tylko zaraz… Ten sam Chmara - zapracowany komentator, dyrektor mityngów i innych eventów - był w tych zarządach zastępcą prezesa... Czyli wiedział, jak jest i co się szykuje, ale liczył zapewne, że jak wygra wybory i już sam poprowadzi Biało-czerwoną ekipę, wszystko nagle zamieni się w złoto. No, trochę się przeliczył, ale i tak dobrze jest - złota nie ma, ale mamy srebro polskiej Białorusinki!

Oj Mario (nie)boska! Toś nam ugruntowała beton…

Oj, Mario Żodzik, niepotrzebnie ratowałaś honor polskiej lekkoatletyki! Fot. Michał Laudy/PressFocus