Sport

Holender lubi „Piekło Północy”

Mathieu van der Poel trzeci raz z rzędu wygrał wyścig Paryż-Roubaix. Tadeja Pogaczara z walki o zwycięstwo wyeliminował upadek na bruku.

Uradowany zwycięzca i jego narzędzie pracy. Fot. Facebook Alpecin-Deceuninck

KOLARSTWO

Trzeci tegoroczny monument, czyli jeden z pięciu najważniejszych wyścigów jednodniowych w sezonie, miał tych samych faworytów, co dwa poprzednie. Mediolan-San Remo wygrał Mathieu van der Poel (Alpecin), Flandrię – Tadej Pogaczar (UAE Team Emirates) i tych dwóch świetnych kolarzy zmierzyło się w niedzielę na słynącej z brukowanych sektorów imprezie w północnej Francji. Przystępowali do niej z odmiennych pozycji – Holender, wielokrotny mistrz świata w przełajach, który uwielbia takie trasy, jako zwycięzca dwóch poprzednich edycji, a Słoweniec, triumfator Wielkich Tourów, ale jednocześnie niezwykle wszechstronny zawodnik, jako... debiutant. Co prawda Pogaczar dobrze wspominał brukowy etap Tour de France z 2022 roku, niemniej nie chciał tu wracać, bo to nie jego świat. Teraz w końcu zdecydował się na start – interesowało go tylko zwycięstwo! Co ciekawe, Słoweniec był pierwszym aktualnym zwycięzcą Tour de France, który wziął udział w tym klasyku od... 1991 roku, gdy Amerykanin Greg LeMond zajął 55. miejsce.

Tegoroczna 122. edycja wyścigu ze startem w podparyskim Compiegne i metą na welodromie w Roubaix liczyła prawie 260 km. Sektory bruku, których było 30 i w sumie liczyły ponad 55 km, zaczynały się jeszcze przed półmetkiem. Uczestnikom sprzyjała pogoda, bo jechali po suchej nawierzchni. Nie brakowało jednak defektów i upadków. Jeden z nich w znaczącym stopniu rozstrzygnął o tym, kto wygrał. 

Pogaczar zaatakował – oczywiście na „kocich łbach” – pierwszy raz, kiedy do końca było blisko 100 km. Van der Poel zrobił to nieco później w słynnym Lasku Arenberg, jednym z trzech najtrudniejszych, pięciogwiazdkowych sektorów. Kolejne przyśpieszenia faworytów sprawiły, że zostali z nimi tylko najmocniejsi. Pecha miał znakomity tej wiosny Duńczyk Mads Pedersen (Lidl), który został z tyłu z powodu defektu i marzenia o triumfie w monumencie musiał odłożyć na kolejny rok. Trzecie miejsce, które zajął w niedzielę, wygrywając finisz z małej grupki, okazało się marnym pocieszeniem... 

Po Mons en Pavele, drugim pięciogwiazdkowym sektorze, zostało ich tylko dwóch, bo osłabł kolega z grupy van der Poela, Belg Jasper Philipsen (ostatecznie zajął 11. miejsce). Niedługo potem, na niezbyt trudnym odcinku Pont-Thibault a Ennevelin, około 38 km przed metą doszło do kluczowego dla losów wyścigu zdarzenia – Pogaczar za szybko wjechał w zakręt w prawo, przewrócił się i zanim z powrotem zaczął pedałować, jego największy rywal był już daleko z przodu. Holender też zresztą miał później problemy, ale szybko wymienił rower i niewiele stracił. Na torze kolarskim w Roubaix wśród wiwatujących kibiców triumfował trzeci raz z rzędu. Słoweniec przyjechał ponad minutę po nim. 

– Cierpiałem, bo to bardzo trudny wyścig – przyznał zwycięzca. – Szkoda, że Tadej popełnił błąd na zakręcie. Do mety było jeszcze daleko, więc musiałem naprawdę się postarać, że wygrać – podkreślał. Holender docenił także klasę Słoweńca. – Wszyscy wiemy, jaki to niesamowity mistrz, więc to, co zrobił na swoim swoim pierwszym Roubaix, z jednej strony mnie nie dziwi, ale z drugiej nie jest normalne. Pewnie gdyby nie ten upadek to finiszowalibyśmy o zwycięstwo na welodromie. Myślę, że wróci tu za rok i znowu powalczy o wygraną – zakończył Mathieu van der Poel

– Czy tu wrócę? Może, zobaczymy – stwierdził Pogaczar. – To był jeden z najtrudniejszych wyścigów w moim życiu. Nie sądziłem i nadal nie sądzę, żebym miał tu duże szanse na zwycięstwo  – dodał.

Van der Poel został trzecim kolarzem w historii, który zaliczył triumf trzy razy z rzędu w Paryż-Roubaix, po Francuzie Octave Lapize (1909-11) i Włochu Francesco Moserze (1978-80). W przyszłych latach ma o co walczyć, gdyż wyścig nie bez powodu zwany „Piekłem Północy” kilku zawodników wygrało czterokrotnie. 

122. edycja wyścigu Paryż-Roubaix (259,6 km): 1. Mathieu van der Poel (Holandia/Alpecin-Deceuninck) 5.31:27 (średnia 46,9 km/h), 2. Tadej Pogaczar (Słowenia/UAE Team Emirates-XRG) strata 1:18, 3. Mads Pedersen (Dania/Lidl-Trek) 2:11, 4. Wout van Aert (Belgia/Visma), 5. Florian Vermeersch (Belgia/UAE Team Emirates-XRG) ten sam czas, 6. Jonas Rutsch (Niemcy/Intermarche-Wanty) 3:46... 45. Stanisław Aniołkowski (Cofidis) 10:55. Kamil Gradek (Bahrain-Victorious) nie ukończył.

(gak)