Sport

Historyczne zwolnienie

Erik ten Hag został pierwszym trenerem w historii Bundesligi, który stracił posadę po ledwie dwóch spotkaniach!

Jeśli ktoś chciał jeszcze zobaczyć Erika ten Haga na ławce Bayeru Leverkusen – to już nie zobaczy. Fot. PAP/EPA

NIEMCY

Fotel służący oglądaniu Bundesligi w sezonie 2025/26 nie został jeszcze na dobre rozgrzany – a tu już zonk! Bayer Leverkusen napisał historię, ale odmienną do tej z zeszłego roku, kiedy finiszował z mistrzowską paterą, nie ponosząc ani jednej porażki. Teraz dokonał rzeczy z drugiej strony piłkarskiej skrajności – zwolnił trenera po dwóch kolejkach. To rekord w całej historii Bundesligi! W przeszłości szkoleniowcom udawało się dotrwać chociaż do czwartego meczu...

Niekąpani w gorącej wodzie

Die Werkself ogłosili zatrudnienie Erika ten Haga końcem maja, podpisując z nim umowę do 2027 roku. Już wiemy, że to pieniądze wyrzucone w błoto. Holender zaczął od zwycięstwa 4:0 w Pucharze Niemiec, no ale jego piłkarze mierzyli się z czwartoligowcem. Potem przyszły beznadziejne dwa spotkania w Bundeslidze – absolutnie niemrawa porażka 1:2 z Hoffenheim i kompromitujący deczko remis z Werderem Brema, a więc zespołem, który ma w kadrze dziury większe niż w szwajcarskim serze, a od 63 minuty grał w osłabieniu i przegrywał 1:3. Mimo tego wyrównał. Takie wejście w sezon – choć oczywiście słabe – rzadko skutkuje jednak zwolnieniem trenera. Tym bardziej w Niemczech, gdzie przecież słyną z „ordnungu” i na ogół dają szkoleniowcom popracować. Szczególnie w Leverkusen, gdzie wciąż przecież pracują osoby odpowiedzialne za wyhaczenie trenera Xabiego Alonso i stworzenie wybitnego mistrzowskiego projektu. Te same osoby nie podjęłyby przecież decyzji w stylu ludzi w gorącej wodzie kąpanych. O co więc poszło?

To była konieczność

– To nie była łatwa decyzja, nikt z nas tego nie chciał – wyjaśniał dyrektor sportowy Leverkusen Simon Rolfes. – Ostatnie tygodnie pokazały nam, że zbudowanie nowego i skutecznego zespołu w takiej konfiguracji nie jest możliwe. Głęboko wierzymy w jakość naszego składu i zrobimy, co w naszej mocy, aby wykonać kolejne kroki już w nowej konstelacji. Czuliśmy, że wszystko zmierza w złym kierunku. Nie jesteśmy naiwni, wiemy, że po tak wielkich zmianach w składzie potrzeba czasu, ale w takim procesie potrzebna jest jasność i orientacja. To wnioski po okresie przygotowawczym i pierwszych spotkaniach sezonu. Kierunek był niejasny. To byłby wielki błąd, gdybyśmy zostawili wszystko tak, jak było i musimy przyznać, że to nie wypaliło tak, jak sobie założyliśmy – przyznał dyrektor Bayeru, a w podobnym tonie wypowiedział się prezydent klubu Fernando Carro, zaznaczając, że taka decyzja była „konieczna”. Jak wspomniał jednak Rolfes, błędem byłoby myślenie, że tu chodziło tylko o pierwsze mecze.

Słabo, słabo, słabo

O problemach z ten Hagiem mówiło się już od samego początku. Chodziło o dziwne metody komunikacyjne i to, że piłkarze tak naprawdę nie wiedzieli, o co mu chodzi. Warto przywołać tu przykład z odejściem lidera Granita Xhaki, którego najpierw ten Hag ignorował, w ogóle z nim nie rozmawiał, a kiedy zaczęło mówić się o jego potencjalnym transferze, przyznał, że to kluczowy zawodnik i nie ma mowy o żadnym odejściu. Szwajcar oczywiście odszedł. W niemieckich mediach można przeczytać o słabej analizie przeciwników, niskim poziomie treningów (mimo że były dłuższe niż u Alonso), słabym przygotowaniu taktycznym, pewnego rodzaju wzajemnym szoku kulturowym. Ten Hag zaliczył więc kolejny nieudany epizod po pracy w Manchesterze United. Oczywiście, należy pamiętać, że latem z Bayeru odeszło wiele gwiazd, że przyszło kilkunastu nowych graczy – ale każdy przecież od dawna wiedział, co trzeba będzie wykonać w Leverkusen.

Kto teraz obejmie Die Werkself? Na razie mówi się o Xavim, Marco Rose czy Rogerze Schmidcie.

Piotr Tubacki