Sport

Historia (nie)jednego meczu

Sześć lat temu o mistrzostwie Polski decydowało spotkanie Piast – Lech. Obecnie jest dokładnie tak samo.

Piotr Parzyszek (w środku) ogrywa Matusza Putnockiego (nr 30) i Rafała Janickiego (nr 26), zdobywając gola na wagę MP w 2019 roku. Fot. Paweł Jaskółka / Press Focus

Przed nami finisz ligowego sezonu. Wszyscy z ekscytacją czekają na sobotnie popołudnie i rozpoczęcie wszystkich ligowych meczów o godzinie 17.30. Dwie godziny później poznamy nowego mistrza Polski Anno Domini 2025. Kto nim będzie – Lech, a może jednak Raków?

Biała flaga Piasta?

A może w ogóle nie ekscytować się walką o pierwsze miejsce, bo… już wszystko wiadomo?! Wiemy, jak jest w futbolu, jak jest w lidze – nie tylko u nas, w innych krajach również. Są różne układy, układziki, długi do oddania. Niekoniecznie musi chodzić o pieniądze. Nikt tego nie powie, ale przecież jest wzajemna sympatia jednych z drugimi. Tak jest w wielu miejscach, tak też jest na linii Górny Śląsk – Wielkopolska. Może wynika to w tym konkretnym wypadku z historii, ze wspólnych uwarunkowań, a może ze wspólnych interesów. Kiedy trzeba sobie pomóc na piłkarskiej murawie, to jedni na drugich mogą liczyć. Przypomnijmy sobie siódme zdobywane mistrzostwo Polski przez Lecha w 2015 roku. O tytuł w grupie mistrzowskiej walczyła wtedy trójka: Lech, Legia i Jagiellonia. O wszystkim mógł zdecydować mecz w przedostatniej kolejce 3 czerwca 2015 w Zabrzu pomiędzy Górnikiem a Lechem. Gospodarze nie bardzo poważnie podeszli do rywalizacji z Kolejorzem, przegrywając na swoim terenie 1:6. Na koniec rozgrywek poznaniacy mieli punkt przewagi nad Legią i dwa nad Jagą.

Cztery lata później o tytuł w ESA37 w grupie mistrzowskiej rywalizowały Piast i Legia. Ostatnia kolejka tego pamiętnego sezonu rozgrywana była w niedzielę 19 maja 2019 roku. Dla pewności gliwiczanie musieli wygrać przy Okrzei. Rywalem zespołu prowadzonego przez Waldemara Fornalika był Lech. Grającym pod wielką presją gospodarzom za bardzo nie szło. Grali, jakby mieli spętane nogi. Jeden błąd rywala, a konkretnie nieporozumienie pomiędzy bramkarzem Matusem Putnockim a Rafałem Janickim, udało się wykorzystać Piotrowi Parzyszkowi i to gliwiczanie, a nie Legia cieszyli się z tytułu. Ten mecz przeszedł do historii nie tylko gliwickiej piłki.

Teraz spotkanie obu zespołów znowu zadecyduje o tytule. Jak będzie? W Wielkopolsce echem odbiły się słowa odchodzącego trenera Piasta Aleksandara Vukovicia, który w „Kanale Sportowym” powiedział: – Lepiej, żeby Raków za dużo od nas nie oczekiwał. Nie czuję już żadnej presji i nie narzucam jej na nasz zespół. Przed meczem z Górnikiem czuliśmy większą presję, było to dla nas bardzo istotne spotkanie i pod kątem tradycji, i sytuacji w tabeli, w której chcieliśmy mieć dwa punkty więcej niż w poprzednim sezonie. Chcieliśmy wygrać i ten cel osiągnęliśmy. Podejście na mecz z Lechem będzie inne i nie będę od tego uciekał. Oczywiście, nie pojedziemy do Poznania na wycieczkę, ale nie mamy presji czy oczekiwań. Lech jest faworytem, ma wszystko w swoich rękach, a my musimy zobaczyć na skład, w którym tam pojedziemy. Mecz z Górnikiem kosztował nas dużo sił, Patryk Dziczek ledwo go skończył, oprócz niego paru innych piłkarzy też odczuwa trudy tego spotkania – mówił trener Vuković. W Wielkopolsce zastanawiają się, czy to nie jest wywieszenie białej flagi.

Zakaz premii motywacyjnej

No to może premia motywacyjna dla piłkarzy z Gliwic od Rakowa? Przypomnijmy, co było na finiszu rozgrywek 2021/22. Raków prowadził do 32. kolejki, kiedy przyjechała do niego Cracovia. Było to w niedzielę 8 maja 2022. Remis 0:0 przy Limanowskiego oznaczał, że na czoło wysforował się wtedy Lech, który tego samego dnia, grając 2,5 godziny później i znając wynik meczu w Częstochowie, wygrał. Kogo Kolejorz pokonał? Piasta w Gliwicach 2:1! Wskoczył na pierwsze miejsce, a na koniec zdobył ósme mistrzostwo.

Po meczu Rakowa z Cracovią mówiło się, że krakowianie otrzymali premię motywacyjną z Poznania w wysokości miliona złotych. Sami zainteresowani zaprzeczyli, że tak było. O tak zwanej premii motywacyjnej – przynajmniej oficjalnie – nie może być teraz mowy, bo grożą za to sankcje. We wrześniu 2023 PZPN wprowadził zmiany w Regulaminie Dyscyplinarnym. Zgodnie z nim „każdy, kto w jakikolwiek sposób, w imieniu swoim lub drużyny, będzie próbował wpłynąć na rezultat spotkania, musi liczyć się z konsekwencjami. Są to chociażby kara pieniężna nie niższa niż 10 000 zł, dyskwalifikacja na minimum 6 miesięcy, zakaz udziału we wszelkiej działalności związanej z piłką nożną czy nawet wykluczenie z PZPN”. Jest się więc czego bać, ale z naszych informacji wynika, że proceder… dalej ma miejsce!

Michał Zichlarz