Sport

Gratulacje dla Kamila Grosickiego!

Rozmowa z Włodzimierzem Lubańskim, złotym medalistą olimpijskim z Monachium z 1972, uczestnikiem MŚ 1978, 75-krotnym reprezentantem Polski, zdobywcą 48 goli w narodowych barwach

Włodzimierz Lubański podczas wizyty na stadionie Górnika Zabrze. Fot. Marcin Bulanda / Press Focus

W reprezentacji Polski swój ostatni mecz rozegrał pan w środę, 24 września 1980 roku, z ówczesnym trzecim zespołem Europy – Czechosłowacją. Miało to miejsce na Stadionie Śląskim. Pamięta pan tamto spotkanie?

– Trochę czasu od tego momentu już upłynęło (uśmiech)! A czy pamiętam? Oczywiście, pamiętam, bo było to dla mnie wielkie przeżycie! Bardzo fajne przyjęcie na Śląskim, bardzo miłe podziękowanie, wiele osób schodziło na boisko, dziękując za te lata, kiedy grałem w narodowych barwach. To było naprawdę coś, to było rzeczywiście ogromne wyróżnienie. Wszystko to, co się działo tamtego dnia, było dla mnie czymś wyjątkowym.

Pamiętam tamten mecz – to był 80. występ Włodzimierza Lubańskiego w reprezentacji i 50. strzelona bramka. Potem wszystko „zredukowano” do 75 meczów i 48 goli…

– Trudno na ten temat dyskutować... To wszystko zostało, że tak powiem, skoordynowane przez statystyków i federacje. Ja wiem, ile meczów w reprezentacji Polski grałem, bo szanowałem sobie bardzo mocno każdy taki występ. Dla mnie wszystkie te gry były wyjątkowe, nigdy ich nie zapomnę. Natomiast to, co robią statystycy, to ich sprawa. Mam poczucie, że grałem w większej liczbie meczów, niż to teraz oficjalnie jest zapisane.

Gdy we wrześniu 1980 kończył pan grę w reprezentacji, miał pan 33 lata. Teraz żegnany – również na Stadionie Śląskim – Kamil Grosicki ma prawie 37 lat, bo urodziny obchodzi w niedzielę. Tak naprawdę to Włodzimierz Lubański mógł występować jeszcze na mundialu w Hiszpanii w 1982 roku!

– Zgadza się, można było wszystko jeszcze jakoś przedłużyć, ale proszę pamiętać, że byłem wtedy po ciężkiej kontuzji. I w takim okresie kariery, że zastanawiałem się, czy dalej grać; przede wszystkim chodziło o poziom, bo po tym fatalnym dla mnie urazie ciężko było mi wrócić do wcześniejszej dyspozycji (chodzi o kontuzję więzadeł, której Lubański nabawił się w meczu z Anglią na Stadionie Śląskim w czerwcu 1973 roku – przyp. red.). Wydaje mi się, że wtedy – jesienią 1980 roku – tamta moja decyzja była całkowicie prawidłowa.

W piątek pożegnamy Kamila Grosickiego, który w reprezentacji Polski zagra po raz 95. Jak ocenia pan tego piłkarza?

– Fakt rozegrania w biało-czerwonych barwach tylu meczów mówi sam za siebie. Nie dostaje się takiego kredytu grania w kadrze, jeżeli nie jest się zawodnikiem pożytecznym. Kamil jest takim typem zawodnika, który reprezentacji przynosił bramkowe sytuacje, bo ma drybling i szybkość. Pod tym względem jego walory są znane i duże gratulacje, że osiągnął taką liczbę meczów w reprezentacji.

Dobrze, że reprezentacja Polski wraca na Stadion Śląski?

– Można mówić o historycznych aspektach związanych ze Stadionem Śląskim. Zawsze był on szczęśliwy dla reprezentacji, dostarczył kibicom w Polsce wielu emocji i przeżyć. To ma historyczną wagę. Natomiast dodajmy, że mamy w kraju i inne stadiony. Teraz jest jednak specjalny moment, pożegnanie Kamila Grosickiego.

Gramy towarzysko z Mołdawią, a już we wtorek mecz z Finlandią w Helsinkach. Finowie jeszcze wcześniej, bo w sobotę, grają u siebie o punkty w naszej grupie G z wielkim faworytem – Holandią. Jak pan jako wybitny reprezentant widzi szanse Biało-czerwonych na awans do przyszłorocznego amerykańskiego mundialu?

– Miejmy nadzieję, że naszą obecną reprezentację stać na awans, na grę na najwyższym poziomie. Wielu naszych piłkarzy gra w renomowanych klubach europejskich, mam więc nadzieję, że wszystko pójdzie w dobrym kierunku, bo oczekiwania względem tego zespołu rzeczywiście są bardzo duże.

Rozmawiał Michał Zichlarz