Sport

Goncalo Feio: za i przeciw. Jestem za

CZADOBLOG - Paweł Czado

Zanim zobaczyłem z bliska i posłuchałem szkoleniowca Legii Warszawa, wydawało mi się, że to nieobliczalny potwór, którym zdenerwowane babcie straszą wnuki, gdy te ociągają się z zaśnięciem. Facet mający problemy z trudnymi emocjami, zachowujący się momentami jak dzieciak sfrustrowany, który nie może dostać tego, co chce. I wiecie co? Wszystko zmieniło się kiedy posłuchałem go na kilku konferencjach prasowych. Uzmysłowiłem sobie wtedy, że trzy słowa, którymi mógłbym go scharakteryzować to pasja, fachowość i hardość. Po pierwsze – uwielbia prowadzić drużyny. Po drugie – umie to robić. Po trzecie – mógłby zjeść na kolację dyletantów wyrzucających mu to i owo, ale… umie się powstrzymać. Tylko dlatego, że sam by na tym wizerunkowo stracił. Oczywiście - Feio też się uczy, zmienia, przepoczwarza. W Legii nie jest już skonfliktowany prawie ze wszystkimi, jak wcześniej,  pod koniec pracy w Motorze. Wydaje mi się zresztą – to oczywiście tylko moja teoria - że ta jego nadpobudliwość nie wynika wcale z konfliktowego charakteru. Raczej ze zniecierpliwienia, że nie wszyscy rozumują jak on, nie dostrzegają tego, co on.

A teraz przejdę do sedna. Mam przeczucie, że kibicowanie Legii niesie za sobą pewne niebezpieczeństwo. Otóż wydaje mi się, że będąc jej fanem, narażasz własną jaźń na ciągłe niezadowolenie. Wynika to ze zdumiewającego mnie faktu, że fani Legii uważają własny klub za lepszy od innych. Tak, wiem, że każdy kibic sądzi tak o własnej drużynie, ale nie każdy uważa, że każdy wynik inny niż mistrzostwo kraju nie przystaje do klasy i wielkości klubu, że mistrzostwo to obowiązek. Za tym z kolei idzie buta i nieuzasadnione poczucie wyższości.

Z tego właśnie powodu ciągle nie wiadomo czy Goncalo Feio będzie pracował w Legii w przyszłym sezonie. Zaskakują mnie te wahania. Mnie dziwi to o tyle, że mają przecież u siebie faceta, który umie, który chce i który – to rzadkość – jest przywiązany! Sugerował już, że w przyszłości nie chciałby już pracować w żadnym innym klubie w Polsce, czyli sam również uważa, że Legia jest na szczycie futbolowego łańcucha pokarmowego w naszym kraju. Doszedł tak daleko w europejskich pucharach, zdobył w pięknym stylu krajowy puchar, ale cóż – ciągle nie ma mistrza. W lidze jego drużyna zawiodła. A to obowiązek, bo przecież „Legia to nasza duma i sława…” Cóż: Feio nie zdobył mistrzostwa = Feio zawiódł. Wielu ludzi tak uważa - choćby Zbigniew Boniek.

Jeszcze jedno przemawia na korzyść Portugalczyka, kto wie zresztą , czy to nie najbardziej istotny za nim argument: szatnia! Szatnia go nie wypluwa, nie jest mu niechętna, nie gra przeciw niemu. Wręcz przeciwnie – słowa piłkarzy Legii na temat Goncalo Feio są jednoznacznie pozytywne. Wygląda na to, że wielu z nich wskoczyłoby wręcz za tym facetem w ogień.

Oczywiście: uwiedzenie szatni to niekoniecznie metoda na zwycięstwa. Są trenerzy, którzy z zawodnikami nie utrzymują właściwie żadnych kontaktów, ale wymagają i dzięki temu potrafią wygrywać. Tak jednak dzieje się zazwyczaj gdy wcześniej byli wybitnymi piłkarzami. Posłuch i wyrobienie karności to mniejszy wydatek energetyczny, poza tym nie trzeba zaprzęgać inteligencji. Ci, którzy dochodzą do trenowania wielkich, czy całkiem dużych klubów, jak Legia, nie będąc wcześniej wybitnymi piłkarzami – muszą dochodzić do sukcesów inną drogą. Choćby dzięki inteligencji. Pociągnąć za sobą szatnię, sprawić, że uwierzyła, choć przecież każdy z piłkarzy Legii gra w piłkę lepiej niż Portugalczyk. Feio sprawił, że szatnia mu uwierzyła.

Wreszcie ostatni argument, choć ten akurat przez klubowych bonzów brany pod uwagę być nie powinien: z Goncalo Feio nie ma nudy!