Sport

Gole w ostatniej minucie

Wygląda na to, że o sezonie 2024/25 będziemy długo pamiętać – także z tego powodu.

Jan Ziółkowski strzela w meczu Legia - Lechia bramkę w ostatniej minucie. Fot. PAP / Leszek Szymański

WYDARZENIE KOLEJKI

Bywalcy ligowych stadionów doskonale zdają sobie sprawę z oczywistej oczywistości: sezony mogą być zajmujące, ale niekoniecznie trzymające w napięciu do ostatniej chwili, często wiele rozstrzygnięć zapada przecież wcześniej niż w ostatniej kolejce. Dzieje się tak, gdy góra albo dół zbytnio odstają od stawki. Tym razem może być tak, że o tym, kto będzie mistrzem, kto będzie na podium i kto zostanie zdegradowany, przekonamy się dopiero w ostatniej chwili ostatniej kolejki.

Świetne jest to, że – czego jak czego – emocji w obecnym sezonie nie brakuje. Do tego, zauważcie, w każdej kolejce wszystko może zmienić się w ostatniej akcji meczu i to… niejednego meczu!

Do końca pozostało jeszcze pięć kolejek. Na razie wcale nie jest tak, że u góry wszyscy wszystko wygrywają, a na dole wszyscy wszystko przegrywają. Niczego nie można być pewnym. Ta kolejka to również udowadnia. Każdy walczy do końca – zarówno ten na górze, jak i ten na dole.

W minionej serii spotkań padły aż cztery gole w ostatniej minucie lub nawet w doliczonym czasie (we wcześniejszej, 28. kolejce – nawet pięć). Zarówno kibice na trybunach, jak i piłkarze na murawie doskonale zdają więc sobie sprawę, że nie warto odpuszczać i należy grać do końca, do ostatniego gwizdka. Niektóre z tych bramek nie były może istotne, za to inne wręcz przeciwnie – zmieniały wszystko i wlewały nadzieje w serca małej wiary…

Po kolei.

Jako pierwszy w ostatniej minucie strzelił Tomasz Mokwa. Gol obrońcy Piasta oznaczał remis, który gospodarze uratowali w ostatniej chwili. Oczywiście nie było w tym momencie słychać wielkiego gromadnego westchnienia ulgi gliwiczan czy też jęku żałości gości z Kielc. Obie drużyny zajmują bezpieczne miejsce w środku stawki i ta nagła zmiana wyniku nie oznaczała upadku w przepaść.

Jako drugi w ostatniej minucie (tak dokładnie to szóstej doliczonego czasu) strzelił Roman Jakuba. Gol ukraińskiego stopera był mocnym zakończeniem rollercoastera, jakim okazał się mecz Puszczy Niepołomice z Radomiakiem. Gospodarze walczą o życie, robią wszystko, żeby uniknąć degradacji. Pięć minut przed końcem wyrównali, ale zaraz potem znów zaczęli przegrywać i niektórym wydawało się pewnie, że nie da się z tego meczu już nic wyciągnąć. Gol Jakuby dał niezwykle ważny punkt. Sprawił, że Puszcza jest w tej chwili na ostatnim bezpiecznym miejscu.

Jako trzeci w ostatniej minucie strzelił zdolny młodziak Tomasz Pieńko dla Zagłębia, co definitywnie przesądziło sprawę niespodziewanego zwycięstwa gości w Białymstoku i dało poczucie ogromnej ulgi lubińskiej ekipie. To zwycięstwa sprawiło, że Zagłębie definitywnie oderwało się od maruderów i wygląda na to, że uratuje ten sezon bez potrzeby drżenia o byt do ostatniej chwili.

Jako czwarty, ostatni w ostatniej minucie strzelił kolejny obrońca Jan Ziółkowki. Ten gol, jak żaden z wymienionych, wywołał euforię u jednych i rozpacz u drugich. Dużo zmienił! Legia dzięki niemu wygrała przecież z Lechią i może powalczyć realnie o czwarte miejsce w lidze. Natomiast gdańszczanie przez tę bramkę zostali zepchnięci na powrót do strefy spadkowej – tyleże znajdująca się przed nimi pozycję wyżej Puszcza ma tyle samo punktów.

Ogółem dziewięć goli w ostatniej minucie podczas ostatnich dwóch kolejek. Myślicie, że w najbliższy weekend padną takie kolejne?

Paweł Czado