Sport

Gdyby nie serwis...

Iga Świątek przyczyn ćwierćfinałowego niepowodzenia upatruje w kiepskim pierwszym podaniu.

Każdy mecz jest inny - to banalna, ale prawdziwa lekcja, jaką każdy - nie tylko Iga Świątek i Amanda Anisimova - wyniósł z ich bezpośredniej konfrontacji. Fot. PAP/EPA

US OPEN

Amandzie Anisimovej udał się rewanż za lipcowy finał Wimbledonu, przegrany z Igą Świątek 0:6, 0:6. W półfinale zagra z Japonką Naomi Osaką, czyli podopieczną trenera Tomasza Wiktorowskiego. Polka, która przed rokiem występy na Flushing Meadows również zakończyła na ćwierćfinale, pozostanie wiceliderką rankingu WTA, a strata do prowadzącej Aryny Sabalenki zależeć będzie od końcowego wyniku Białorusinki.

Jeden półfinał za mało

Przed ćwierćfinałowym starciem z Anisimovą Świątek wygrała w Nowym Jorku cztery spotkania i miała wielki apetyt na kolejne zwycięstwo, które oznaczałoby, że w każdym z tegorocznych Wielkich Szlemów dotarła przynajmniej do półfinału. Ich jedynym wcześniejszym starciem w gronie seniorek, był lipcowy finał Wimbledonu, w którym Amerykanka nie wygrała ani jednego gema.

Według Świątek łatwość, z jaką odniosła tamto zwycięstwo, nie wpłynęła negatywnie na jej koncentrację przed środowym pojedynkiem.

- Jeśli ktoś ma trochę wiedzy o tenisie, to wie, że to nie jest tak, że, po pierwsze, da się powtórzyć taki mecz, a po drugie - wynik z Wimbledonu był zasługą mojej gry, ale też i tego, że Amanda nie zagrała wtedy najlepiej. Tam różnica była duża, ale to nie jest tak, że zawsze będzie robić te same błędy. Wszyscy pracujemy i nikt nie zakładał, że kolejny mecz będzie wyglądał tak samo. Takie myślenie byłoby totalnie irracjonalne - przyznała Świątek.

Wszystko było inne

Triumfatorka US Open z 2022 roku w obu setach rozpoczynała od przełamania i prowadzenia, ale w obu przypadkach szybko traciła przewagę i do głosu dochodziła Amerykanka.

- Trenuję z nią, więc wiem, jak może grać. Ale dziś wszystko było inne. Ruszała się lepiej i grała lepiej. Moja gra z głębi kortu wyglądała dobrze, a o wszystkim zdecydował serwis. Nie udało mi się ugrać tylu punktów przy jej serwisie, ile bym chciałam, a sama miałam kłopoty z moim pierwszym podaniem. Na dodatek ona bardzo dobrze returnowała przy moim drugim serwisie i to zadecydowało o porażce - oceniła.

Nad kwestią pierwszego podania, które szwankowało przez większą część turnieju, pochyliła się dłużej i dogłębniej; według statystyk w żadnym z ostatnich trzech spotkań jego skuteczność nie przekroczyła bowiem 58 proc.

- Nie wygrywałam wielu punktów „za darmo” serwisem. Mimo iż w Cincinnati były mecze, w których serwowało mi się świetnie - tak jak z Jeleną Rybakiną - to przez większość czasu nie było tak, że serwowałam intuicyjnie, ale dużo musiałam pilnować techniki. Po finale w Cincinnati - pewnie dlatego, że wygrałam - nikt o tym nie mówił, ale tam też pierwszy serwis nie był dobry. W Nowym Jorku zrobiłam z nim, co mogłam. Może miałam trochę wolniejszą rękę? Nie trenowałam też pomiędzy meczami i może to miało jakieś znaczenie? Może byłam trochę mniej dynamiczna? Trudno mi ocenić, bo starałam się jak mogłam najlepiej. Dziś jednak nie trafiałam „jedynki”, a mój procent wygranych po drugim serwisie był niski. Cały czas byłam więc pod presją, nawet podczas swoich gemów serwisowych. Dlatego trudno było każdy gem tak dociągnąć, aby ona mnie nie przełamała - analizowała.

Była liderka listy światowej nie zrzucała winy na zmęczenie, bo - jak sama przyznała - nie czuła się w ten sposób, a jej mecze w US Open nie były wyczerpujące.

Bardziej mentalnie...

Anisimova po drodze do półfinału straciła tylko jednego seta - w trzeciej rundzie z Rumunką Jaqueline Cristian. Rozstawiona z numerem ósmym tenisistka z USA do ćwierćfinału ze Świątek musiała się jednak przygotować szczególnie psychicznie po tym, jak przegrała z nią w finale wielkoszlemowego Wimbledonu 0:6, 0:6 niecałe dwa miesiące wcześniej.

- Ten mecz zdecydowanie różnił się od jakiegokolwiek innego tutaj czy w ogóle jakiegokolwiek, który wcześniej grałam, ze względu na okoliczności. Naprawdę starałam się podejść do niego z odpowiednim nastawieniem, zwłaszcza w ciągu ostatnich 24 godzin przygotowywałam się bardziej mentalnie niż fizycznie. Jestem naprawdę zadowolona z tego, jak udało mi się do niego podejść i jak sobie poradziłam. Od samego początku starałam się zmobilizować. To jedna z najtwardszych zawodniczek, z jakimi kiedykolwiek grałam. Wiedziałam, że będę musiała sięgnąć głęboko do swoich umiejętności. Powrót po porażce w Wimbledonie w ten sposób jest dla mnie czymś naprawdę wyjątkowym.

24-letnia Anisimova już osiągnęła najlepszy w karierze wynik w tej imprezie. W Nowym Jorku wcześniej tylko raz - w 2020 roku - była w 3. rundzie. Obecnie dziewiąta w światowym rankingu zapewniła też sobie awans na najwyższą w karierze, piątą pozycję. Jeśli zagra w finale, to przesunie się na czwartą.


860 TYSIĘCY dolarów zarobiła w Nowym Jorku Iga Świątek: 660 tys. za singla oraz 200 tys. za finał gry mieszanej.