Sport

Futbol senioralny

WYMIANA KOSZULEK - Wojciech Kuczok

Znowu miałem koszmarny sen o sznurówkach. Chłopaki już wyszli na murawę, trener mnie upomina, żebym się spieszył, a ja nie potrafię zawiązać butów, sznurówki wiją się jak żmije w gnieździe, nie daję rady ich okiełznać, w końcu mecz się zaczyna, a ja durny, zamiast wbiec w rozwiązanych korkach (w meczach dziesięciolatków, które za sprawą synka śledzę na bieżąco, pod koniec meczu w zawiązanych grają już tylko ci, którym tatusiowie lub mamusie buty zawiązali, jak tatuś i mamusia zawiążą, to nie ma wuja we wsi), wciąż się zmagam, mijają kolejne minuty, padają gole, wielka piłkarska fiesta trwa, a ja wciąż za linią autu walczę, kurwa, ze sznurówkami i nie mogę ani wejść na boisko, ani się obudzić. Nie trzeba być po kursie psychoanalizy dla zaawansowanych, aby odczytać ten sen: jestem już za stary, żeby grać w gałę. Z synkiem pokopać, to i owszem, ale jak już się zbierze ekipa na meczyk, schodzę, albo staję na bramce, żeby nie zejść z boiska śmiertelnie. Czasy, w których zawodowo grali w piłkę moi rówieśnicy, minęły niestety bezpowrotnie. Minęły także czasy, w których były jeszcze piłkarsko czynne roczniki siedemdziesiąte. Pozostało się jarać grającymi czterdziestolatkami.

Bohaterem pierwszej rundy Pucharu Polski tygodnia okazał się niespodzianie Łukasz Piszczek. Zaprawdę mało kto miał świadomość, że niegdysiejszy gwiazdor Dortmundu i kadry narodowej, człowiek, który zagrał pełne 90 minut w finale Champions League, wciąż jest aktywnym piłkarzem. W roli grającego trenera prowadzi w 3. lidze LKS Goczałkowice, swój macierzysty klub, w który od lat inwestuje, i w którym stworzył szkółkę piłkarską Borussii. Wybrałem się do Goczałkowic na pucharowy mecz rezerw tego klubu (występuje na szóstym poziomie rozgrywkowym, ale w pucharze zagrała tak naprawdę jedynka, ja tego regulaminu nie kumam, ale nie narzekam, bo dzięki takiej sposobności Ruch II przed laty dotarł do finału PP). Drugoligowa Stal Stalowa Wola nie zamierzała odpuszczać, więc przeciągnęło się piłkarskie popołudnie w deszczu i chłodzie do pełnych dwóch godzin gry. Ze zdumieniem obserwowałem, jak czterdziestolatek przez 120 minut zarządza z boiska drużyną i prowadzi ją do zwycięstwa. Chłop nie odstaje kondycyjnie, a mądrością gry i techniką oczywiście przewyższa kolegów – na prowincjonalnym stadioniku z trybunką dla 300 widzów, szumnie nazwanym Areną Panattoni, wciąż można zobaczyć jednego z największych naszych graczy w XXI wieku. Widać, że Piszczek jest maniakalnym wprost wyznawcą roli bramkarza jako gracza z pola – golkiper LKS Alessio Valion nieustannie wybiega ze swojej świątyni, aby odbierać piłki rywalom nawet w połowie boiska, a także – to już prawdziwe kuriozum – niezależnie od wyniku i czasu gry wbiega w pole karne przeciwnika podczas rzutów rożnych. Ze słabiutką Stalą ta goczałkowicka ruletka skończyła się szczęśliwie, ale na silniejszych rywali może się okazać zgubna. Tak czy owak, Piszczek wciąż bawi się futbolem w najlepsze, teraz już na poziomie centralnym, w 1/16 Pucharu Polski.

Rekordzistą wiekowym w polskich ligach do czwartego poziomu jest obrońca Damian Pietroń, kapitan Stali Kraśnik, który wybiega regularnie na trzecioligowe boiska pomimo tego, że w sierpniu skończył 42 lata. W Polsce jeszcze Igor Lewczuk (4 dni starszy od Piszczka!) na kurpiowskiej wsi daje radę w trzecioligowym KS Troszyn. Paweł Kieszek, który stoi w bramce Pogoni Grodzisk Mazowiecki ma już 41 lat, ale wiadomo, że bramkarze są długowieczni, bo nie muszą biegać. W ekstraklasie jest oczywiście Lukas Podolski, ale w tym sezonie jest już tylko rezerwowym, poza tym wiadomo - to przypadek specyficzny, żywa legenda, która być może lada moment będzie właścicielem klubu, zmierza raczej do tego, by pełnić honory, niż spełniać sportowe obowiązki. A jak to wygląda w ligach z europejskiego topu? W zeszłym tygodniu przecierałem oczy ze zdumienia, gdy w La Liga w podstawowym składzie wybiegł przeciw Barcelonie Santi Cazorla, który w grudniu będzie miał 41. urodziny. Osiemnaście lat temu uznany za piłkarza sezonu w La Liga wciąż gra na najwyższym poziomie rozgrywkowym. Gwoli uściślenia: królem strzelców był wtedy Ruud Van Nistelrooy, a gwiazdami ligi Ronaldinho, Diego Forlan i Fernando Morientes. Trochę powiało chryzantemą… W serie A, uchodzącej za idealny piłkarski DPS, dzisiaj jedynym czterdziestolatkiem jest Luka Modrić – gra, strzela i asystuje w AC Milan, ani trochę nie sprawiając wrażenia gościa, który miałby się w jakikolwiek sposób poddać upływowi czasu. Ma realne szanse, aby w przyszłym sezonie pobić rekord Zlatana, jak dotąd najstarszego strzelca w historii najwyższej włoskiej ligi – ostatnią bramkę Ibra zdobył mając 41 lat i 166 dni oczywiście dla Milanu. Rossoneri szanują starszych panów. Na Lazurowym wybrzeżu odnalazł swoją przystań Dante i wcale się nie obija – w zeszłym tygodniu zagrał cały mecz z AS Roma w lidze Europy, gamoń ani trochę nie wyłysiał, nie osiwiał, a przecież już za trzy tygodnie miesiąc skończy 42 lata. No i jest CR7. Gra sobie w lidze, której do poważnych zaliczyć nie sposób, co cieszy, bo dowodzi, że nie ma prostego przełożenia bogactwa na sukcesy piłkarskie („petroligi” arabskie), tak jak nie ma prostego przełożenia demograficznego (w przeciwnym razie w finałach mundiali nieustannie biłyby się o medale Indie z Chinami). Za to w reprezentacji gra już przeciw całkiem poważnym rywalom i nadal bije kolejne rekordy – niech to trwa wiecznie, niech Ronaldo gra tak długo, jak Fogg śpiewał, albo do końca świata i jeszcze dłużej.