Sport

Futbol niesprawiedliwy

Legia Warszawa powinna wygrać z Jagiellonią, a nie zdobyła choćby jednej bramki.

Goncalo Feio podczas niedzielnej rywalizacji mógł czuć złość. Fot. PAP/Leszek Szymański

WYDARZENIE KOLEJKI

Jeżeli futbol byłby sprawiedliwy, dzisiaj byśmy wygrali. Ale nie jest! Jako sportowcy musimy jednak zaakceptować ten wynik, podnieść się i być lepszymi! – stwierdził podczas konferencji prasowej po meczu z Jagiellonią trener Legii Goncalo Feio. Portugalczyk nie minął się z prawdą. Gdyby warszawianie mieli chociaż odrobinę szczęścia, rzeczywiście wygraliby z mistrzem Polski. Porażka była w dużej mierze wynikiem pecha, z którym nie potrafił poradzić sobie przede wszystkim Ilja Szkurin. Białorusin dwukrotnie trafiał do siatki i... dwukrotnie jego gole zostały anulowane. Najpierw na centymetrowym spalonym był Maxi Oyedele, a przy drugim trafieniu wyrzucający piłkę z autu Radovan Pankov znacząco przekroczył linię boczną. Sędziowie wykazali się czujnością, a Legii pozostała jedynie rozpacz po porażce.

Rozpacz, bo warszawianie właściwie stracili już jakiekolwiek szanse na zajęcie miejsca w lidze gwarantującego udział w europejskich pucharach w przyszłym sezonie. Podopieczni Goncalo Feio znajdują się na piątym miejscu, a do podium brakuje im jedenastu punktów. Żeby grać w międzynarodowych rozgrywkach klubowych, muszą wygrać więc w Pucharze Polski (przewidując już porażkę w dwumeczu z Chelsea). To ogranicza pole manewru Legii, ponieważ jej przyszłość zależy tylko i wyłącznie od jednego meczu, od finałowego starcia z Pogonią Szczecin. Sytuacja nie jest dla Legii dramatyczna, ale z pewnością daleka od komfortowej. Kibice z Warszawy wierzyli w to, że „Wojskowi” w tym sezonie, pomimo walki na kilku frontach, będą w  stanie znaleźć się także w ekstraklasowej czołówce. Ten scenariusz jednak się nie już spełni.

Wytłumaczeniem dla Goncalo Feio może być absencja kilku kluczowych piłkarzy. Z trybun przy Łazienkowskiej mecz oglądali Bartosz Kapustka, Paweł Wszołek czy Marc Gual. Nie ma to jednak znaczenia w kontekście tego, że zespół stracił ważne punkty z – jeszcze do niedawna – bezpośrednim rywalem w lidze. Teraz dystans do trzeciej w tabeli Jagiellonii jest już ogromny. Pozostaje jedynie pytanie, kto za ten stan odpowie? Zazwyczaj w takich sytuacjach winę zrzuca się na trenera. Portugalski szkoleniowiec po spotkaniu z Jagiellonią powiedział, że nie ma żadnych nowych informacji w sprawie przedłużenia swojego kontraktu, a... nie ma zamiaru się tym martwić. Umowa podpisana z Goncalo Feio 10 kwietnia 2024 obowiązuje do końca bieżącego sezonu. Oceniając pracę trenera, trzeba jednak wziąć pod uwagę nie tylko niezadowalające wyniki w ekstraklasie, ale także dojrzeć  pozytywy – Legia przede wszystkim dostała się do ćwierćfinału Ligi Konferencji, zagra we wspomnianym finale krajowego pucharu. Opinia o Portugalczyku nie może być więc jednoznacznie zła. Dlatego z ciekawością będziemy czekać na ewentualne decyzje władz Legii, które na razie są nie do przewidzenia. Może wybrany pod koniec marca 2025 roku dyrektor sportowy Michał Żewłakow ma już pomysł na to, kto będzie szkoleniowcem zespołu w przyszłym sezonie?

Na koniec pochwały należą się Jagiellonii, która podniosła się po porażce z Lechią i remisie z Piastem i zdobyła komplet punktów przy Łazienkowskiej. Czy będzie w stanie odwrócić losy rywalizacji z Betisem, z którym w pierwszym meczu ćwierćfinału LK przegrała 0:2? To byłby już szczyt  szczęścia.

Kacper Janoszka