Sport

Finów nie dało się oglądać!

Rozmowa z Tomaszem Arceuszem, byłym ligowcem w barwach Legii i Motoru, od 35 lat mieszkającym w Finlandii

Oliver Antman (z lewej) dał się nam mocno we znaki w Helsinkach, teraz też jest w dobrej formie. Marcin Karczewski/PressFocus

REPREZENTACJA POLSKI

Fajnie być kibicem Biało-czerwonych po takim wieczorze, jak czwartkowy?

- Pewnie, że fajnie. Szydery miejscowych jest zdecydowanie mniej, niż po czerwcowym meczu w Helsinkach, przegranym przez Polaków 1:2.

Był pan wtedy na trybunach?

- Nie. Vaasę, w której mieszkam, dzieli od Helsinek 400 kilometrów. To wielka wyprawa, mecz zresztą był wieczorem, a ja co prawda jestem już na emeryturze, ale wciąż jeszcze pracuję. Więc zobaczyłem spotkanie w telewizji.

A potem musiał pan wysłuchiwać cierpkich komentarzy kolegów z roboty?

- Owszem, było ich trochę (śmiech). Ale jak już szarżowali za ostro, to ich gasiłem pytaniem: „A jak tam z waszymi skokami?”.

Tym razem to oni mieli się czego wstydzić.

- To prawda. Towarzyskiego meczu Finów z Norwegią, mówiąc szczerze, po prostu nie dało się oglądać! Pierwszy – niegroźny – strzał oddali chyba w 60 minucie, drugi – w samej końcówce. Jedyny pozytywny aspekt jest taki, że wypróbowano grupę 20-22-latków.

Ale – po pierwsze – trener Jacob Friisk nie wystawił najmocniejszego składu, prawda?

- Nie. Siedmiu bądź ośmiu zawodników będzie wymienionych na spotkanie z Polską; trener przyoszczędził podstawowych graczy. Przetrenował natomiast taktykę na mecz w Chorzowie, bo wyszli ustawieniem 1-5-2-3.

Z tego, co pan mówi, to „przetrenowanie” nie wyszło najlepiej?

- Nie. Sami Finowie mówią i piszą, że muszą zdecydowanie poprawić grę w stosunku do tej zaprezentowanej w środę, jeżeli chcą z Chorzowa przywieźć dobry wynik.

Wcale jednak nie przegrali wysoko – ledwie 0:1, i to po karnym.

- Owszem. Ale Norwegowie bawili się z nimi. Większość gry – zwłaszcza w 1. połowie – toczyła się w polu karnym Finów. Gospodarzom zabrakło zdecydowania i strzałów zza pola karnego, by zmusić rywala do przesunięcia linii defensywnej nieco w przód.

Na kogo nasi powinni uważać najbardziej?

- W dobrej dyspozycji jest Oliver Antman, który właśnie zmienił holenderskiego średniaka na Glasgow Rangers.

A Joel Pohjanpalo?

- Jest wciąż skuteczny, choć – z całym szacunkiem – gra tylko na poziomie Serie B. A my w obronie mamy duet z Porto.

Przemek Wiśniewski też gra „tylko” w Serie B!

- To prawda, a zagrał wspaniale. Mam nadzieję, że będzie zdrowy i gotowy na Finów. Myślę, że takie występy, jak ten w Rotterdamie, otworzą mu drogę do Serie A.

Wróćmy do Finów. Brak kontuzjowanego Lukasa Hradecky'ego między słupkami to duży problem?

- Bramkarzy Finowie mają całkiem niezłych, ale mam nadzieję, że nasi trochę przećwiczą tego, który zagra w Chorzowie (śmiech). Generalnie stawiam na 3:0.

Bo defensywa to najsłabsza formacja Finów?

- Zgadzam się. Gra obronna całej drużyny pozostawia wiele do życzenia. Po meczu z Norwegami trener Friis mówił o konieczności znacznej poprawy pressingu.

Remis Polaków został odnotowany przez media?

- Oczywiście. Wszystkie są zgodne, że remis Polaków w Holandii to fatalny dla Finów wynik.

Czego się pan spodziewa w niedzielę?

- Wymarzony scenariusz to oczywiście szybki gol dla Biało-czerwonych. Jeżeli jednak Finowie będą nastawieni wyłącznie na obronę i nie będą w niej popełniać błędów, z każdą minutą utrzymywania się wyniku 0:0 może rosnąć nerwowość w polskiej drużynie.

Widział pan w Rotterdamie piętno Jana Urbana odciśnięte na drużynie?

- Tak. Do tej pory nie potrafiliśmy wykorzystać indywidualnego potencjału chłopaków. Janek sprawił, że to się zmienia. Dowodem niech będzie gra Matty'ego Casha. Może za mało widoczni byli Sebastian Szymański czy Piotrek Zieliński. Ale wiadomo, przeciwko komu graliśmy. Z Finlandią powinno być lepiej.

Powiedział pan, że jest pan już na emeryturze. Tej piłkarskiej też, czy udziela się pan jeszcze czasem na przykład jako trener?

- Od trzech,czterech lat już nie. Ale na boisko wciąż trochę mnie ciągnie; czasem dzwonią z klubu, żeby przyjść pokopać. Trenują w nim natomiast dwaj moi wnukowie: Sebastian i Liam. Najmłodszy, Milan, pewnie też wkrótce dołączy do nich.

Rozmawiał Dariusz Leśnikowski


Tomasz Arceusz (ur. 11.09.1959) – były ligowiec (135 meczów w ekstraklasie i 26 goli w barwach Motoru Lublin i stołecznej Legii, z którą sięgnął po Puchar Polski); od 35 lat – czyli wyjazdu do tamtejszego VPS Vaasa – mieszka w Finlandii, pilnie obserwując tamtejszy futbol

Tomasz Arceusz i jego dwie piłkarskie nadzieje – wnukowie Sebastian (z lewej) i Liam (z prawej). Fot. archiwum prywatne Tomasza Arceusza

Dwaj byli legioniści: Tomasz Arceusz i Kasper Hämäläinen.Fot. archiwum prywatne Tomasza Arceusza