Finał Pucharu Polski to ogień!
Na ten mecz warto czekać. Zdumienie może odjąć nam mowę.
Już za momencik, już za chwileczkę Puchar Polski trafi z Krakowa do Szczecina lub Warszawy. W zeszłym roku trofeum zdobyła Wisła, na zdjęciu feta z tej okazji na Rynku. Fot. Krzysztof Porębski / Press Focus
W przyszłym roku minie sto lat od pierwszego finału Pucharu Polski, więc tych niezwykłych finałowych momentów trochę się uzbierało. Przypomnijmy niektóre z nich.
I
Pierwszego gola w finale Pucharu Polski strzelił Władysław Kowalski 5 września 1926 roku około godziny 15.42. Bramka padła z karnego, było to w meczu Wisły Kraków ze Spartą Lwów na stadionie Krakowie. Ten piłkarz – na co dzień księgowy i kierownik dziekanat Wydziału Prawa na Uniwersytecie Jagiellońskim – był wyjątkowym, kąpanym w gorącej wodzie „dzikiem”: miał temperament i zdarzało się, że wymierzał sprawiedliwość rywalom od razu na boisku. Jako skory do bitki w starciach krajowych i międzynarodowych płacił za to dyskwalifikacjami. Został rozstrzelany przez Sowietów podczas próby przekroczenia granicy 21 września 1939 roku.
II
Najważniejszy finał Pucharu Polski wszech czasów wygrał w 1951 roku Ruch Chorzów (wówczas Unia). Najważniejszy, bo nigdy wcześniej i nigdy później zdobycie tego trofeum nie oznaczało równocześnie zdobycia... mistrzostwa Polski. Ruch w finale pokonał Wisłę (wówczas Gwardię) 2:0, więc mimo, że w lidze przegrał z nią u siebie w ekstraklasie, a miesiąc później zajął miejsce za nią (był dopiero... szósty!), to nie miało to znaczenia. O takim rozwiązaniu zdecydowały władze komunistyczne, reaktywując po wojnie „turniej tysiąca drużyn”. Uczestnicy wiedzieli jednak o tego rodzaju rozstrzygnięciu jeszcze przed startem rozgrywek, więc pretensje Wisły w 1989 roku, domagającej się wtedy przyznania po latach tytułu mistrzowskiego za zwycięstwo w lidze były nieuzasadnione. Po ostatnim gwizdku kibice Ruchu, którzy przyjechali do Warszawy (finał odbył się na Stadionie Wojska Polskiego) specjalnymi pociągami, wbiegli na boisko i na rękach znieśli piłkarzy w boiska.
III
Czasem o wszystkim decydują… buty rezerwowego. W finale roku 1952 na stadionie Wojska Polskiego spotkały się dwie warszawskie drużyny – Legia (wówczas CWKS) i Polonia (wówczas Kolejarz). Na skrzydle u tych drugich grał Zdzisław Wesołowski, który „nigdy nie dbał o sprzęt, nie interesował się liczbą i jakością korków, więc na śliskim terenie (finał odbył się w grudniu) grało mu się niczym na ślizgawce”. Zauważył to rezerwowy Ryszard Kulesza (późniejszy selekcjoner), więc podał mu swoje buty. Wesołowski je założył i zaraz potem… wbił jedynego gola w finale.
IV
Legia, dzisiejszy finalista, a zarazem rekordzista pod względem liczby zdobytych pucharów, pierwsze trofeum wywalczyła w 1955. W finale rozbiła Lechię Gdańsk 5:0, a wszystkie gole strzelili piłkarze urodzeni niedaleko siebie na Górnym Śląsku: Ernest Pohl, który zdobył dwie bramki, na świat przyszedł w Rudzie, Henryk Kempny – również z dwoma golami – w Bytomiu, a Marceli Strzykalski – w Nowym Bytomiu. Podobnie było zresztą rok później: w kolejnym finale Legia wygrała z Górnikiem 3:0, a bramki strzelili Edmund Kowal (urodzony w Bobrku), Lucjan Brychczy (urodzony w Łabędach) i Strzykalski.
V
W 1962 roku finał pierwszy raz odbył się 22 lipca, czyli w Narodowe Święto Odrodzenia Polski i jednocześnie po raz pierwszy na Stadionie Śląskim. W finale Zagłębie Sosnowiec pokonało Górnika Zabrze i był to jeden z największych sukcesów sosnowieckiego klubu w historii. Zbigniew Myga, as Zagłębia, opowiadał mi kiedyś, że zaraz po tym finale sosnowiczanie pojechali do Warszawy, a stamtąd na obóz do Bułgarii. Świętowanie odbyło się więc w pociągu, a premia wyniosła 25 tysięcy złotych do podziału.
VI
Górnik Zabrze dopiero gdy za czwartym razem doszedł do finału – pierwszy raz zdobył trofeum. Finał był pamiętny: jedyny raz w dziejach odbył się w Zielonej Górze i było to najważniejsze piłkarskie wydarzenie „w dziejach Ziemi Lubuskiej”. To dlatego, że rywalem byli piłkarze z okręgówki, czyli drużyna Czarnych Żagań, która wcześniej wyeliminowała m.in. Polonię Bytom, Pogoń Szczecin, Wisłę Kraków i ŁKS. Finał był jednak wyjątkowo jednostronny, dziennikarze określili go mianem „pół-sparigu, pół-treningu”. Czarni byli bardzo dzielni, ale z ekipą Pohla, Lentnera czy Szołtysika nie mieli szans… Skończyło się 4:0. Edycja zakończyła się skandalem, bo jako że Górnik jednocześnie zdobył mistrzostwo Polski, Czarnym należał się start w Pucharze Zdobywców Pucharów. PZPN wolał jednak zgłosić… Legię (dlaczego właśnie ją?). Nie zgodziła się jednak UEFA, więc… żadna z polskich drużyn nie wystartowała.
VII
W 1968 roku finał na Stadionie Śląskim między Ruchem Chorzów a Górnikiem Zabrze. Wygrali zabrzanie 3:0 po hat-tricku Włodzimierza Lubańskiego. Najbardziej zaskakująca była frekwencja. Myślicie, że przyszło 80 tysięcy? Skreślcie jedno zero – przyszło tylko 8 tysięcy ludzi... Dodajmy jednak, że trzy dni wcześniej również na Śląskim dokładnie między tymi samymi drużynami rozstrzygnęła się sprawa mistrzostwa. Właśnie przy 80 tysiącach widzów Ruch wygrał 3:1.
VIII
Dla wielu najlepszy finał pod względem poziomu w historii. W 1972 roku zmierzyli się w nim dwaj ówcześni hegemoni – Górnik i Legia. Mecz był symbolem potęgi polskiego futbolu klubowego, obie drużyny zagrały wspaniale. „ Nie wiem, dlaczego nieprzerwanie cisnęło mi się porównanie z dramaturgią ringów bokserskich” – pisaliśmy w „Sporcie”. Obie drużyny potrafiły bowiem zadać mocny cios po ciosach, gdzie inni by nie wstali. Do przerwy po dwóch golach Roberta Gadochy Legia prowadziła 2:1, ale druga połowa to fenomenalna gra Górnika – wygrał 5:2, a cztery bramki strzelił Lubański. Trenerem zwycięzców był Jan Kowalski, który opowiadał mi potem, że przez ten mecz opuścił… komunię syna, Janusza, który po latach też został znakomitym trenerem.
IX
Kiedy reprezentacja Kazimierza Górskiego była rewelacją mistrzostw świata w 1974 roku, w Polsce bezsprzecznie najlepszą drużyną był Ruch, który wygrał ligę i puchar. W finale ograł 2:0 Gwardię, a obie bramki w ciągu minuty zdobył Joachim Marx. – Miałem nie grać w tamtym finale, bo skręciłem nogę. Bardzo chciałem jednak wystąpić, więc zacisnąłem zęby i wyszedłem na plac. W przerwie trener Michal Vičan uznał, że go okłamałem, więc chciał mnie zmienić. W oczach płaczki mi stanęły. „Trenerze, niech mnie pan jeszcze zostawi na kwadrans. A potem może mnie pan zdjąć” – opowiadał mi Marx. Mimo bólu, w ciągu kilku chwil, zdobywa dwa jedyne gole w tym meczu: w 49. i... 50. minucie.
X
W 1975 roku pierwszy raz w finale zagrały dwa zespoły z niższych lig: drugoligowa Stal Rzeszów oraz rezerwy ROW-u Rybnik, które potrafiły wyeliminować wcześniej Legię. Padł bezbramkowy remis, na stadionie Cracovii zdecydowały więc karne. Miały niecodzienny przebieg: strzelcy – drugi, trzeci, czwarty, piąty i szósty nie potrafili zdobyć gola! Doszło też podczas konkursu jedenastek do zdumiewającej sytuacji, dziś się nie praktykuje: w ostatniej kolejce Stal strzeliła na 3:1 i było wiadomo, że sprawa trofeum jest rozstrzygnięta. Mimo to sędzia pozwolił wykonać jeszcze karnego przegranym. Skończyło się więc 3:2.
XI
W 1981 roku zdarzył się skład finału taki jak... teraz! Legia na stadionie w Kaliszu spotkała się z Pogonią. Okres był gorący, Polska stała przez strajki, stan wojenny ogarnie kraj pod koniec tego roku, ale wcześniej, półfinał Legii z Odrą w Opolu został przesunięty ze względu na żałobę po śmierci… prymasa Stefana Wyszyńskiego. Znak czasów. Legia pokonała w finale rozgrywek Pogoń, która akurat była beniaminkiem ekstraklasy. Zrobiła to dzięki bramce zdobytej dwie minuty przed końcem dogrywki! Jak będzie teraz?
XII
W 1983 roku niecodzienne wydarzenie: spotkały się zespół z trzeciego poziomu rozgrywek (Lechia Gdańsk) z zespołem z drugiego poziomu (Piast Gliwice). Już nigdy potem to się nie zdarzyło. Oba zespoły zmierzyły się w połowie drogi na dożynkowym stadionie w Piotrkowie Trybunalskim. Na finale był Lech Wałęsa, który miał powody do radości. Wygrała Lechia, która w nagrodę pojechała na wczasy nad Balaton, a potem w Pucharze Zdobywców Pucharów zagrała z wielkim Juventusem z mistrzami świata oraz Zbigniewem Bońkiem w składzie (strzelił zresztą Lechii bramkę).
XIII
Od 2014 roku jeden mecz, który decyduje o tym, kto zdobędzie trofeum, odbywa się 2 maja, w Dniu Flagi Rzeczypospolitej Polskiej. Najbardziej znanym finałem rozegranym dzień wcześniej, 1 maja, jest ten z 1986 roku, gdy spotkały się dwie śląskie drużyny – Górnik Zabrze, który właśnie zdobył mistrzostwo, oraz GKS Katowice. Mecz miał sensacyjny przebieg, do dziś jest uznawany za najlepszy w historii GieKSy. Katowiczanie, po hat-tricku Jana Furtoka i bramce Marka Koniarka, wygrali 4:1. Po meczu Furtok poszedł do szatni gości i poprosił o szampana, którego wcześniej zamówiono dla zespołu Górnika. Dali mu.
XIV
Najbardziej wstydliwy finał. W 1998 roku Amica Wronki ograła 5:3 Aluminium Konin na stadionie Lecha Poznań. Sędzia Marek Kowalczyk dał „popis”. Po meczu wzburzeni piłkarze przegranej drużyny nie chcieli nawet ustawić się do dekoracji. Tysiące kibiców na trybunach groziło arbitrowi linczem. Wniosek pokonanych o unieważnienie wyniku nie został uwzględniony, choć Wydział Dyscypliny PZPN doliczył się aż 16 ewidentnych pomyłek arbitra. Został zawieszony na trzy miesiące. Po latach prokuratura nie sprawdzała nawet tego meczu, bo rozegrano go przed wprowadzeniem zapisu o ściganiu i karaniu za korupcję w sporcie po 1 lipca 2003 roku. Na szczęście to minione już czasy...
Paweł Czado