Finał ozdobą sezonu?
GKS-y z Tychów i Katowic są gwarantem wysokiej jakości, a w ich rywalizacji wszystko może się wydarzyć!
Takich scen pod bramką Johna Murraya na Stadionie Zimowym w Tychach na pewno nie zabraknie. Fot. Łukasz Sobala/PressFocus
TAURON HOKEJ LIGA
Jeżeli w decydującej rozgrywce o mistrzostwo Polski spotykają się najlepsze drużyny sezonu zasadniczego, to nie można mówić o niespodziance. GKS Tychy od początku był uznawany za faworyta i nie zawiódł oczekiwań, prezentując w półfinale nie tylko wysokie umiejętności, zwłaszcza na własnym lodzie, ale i cierpliwość w ostatnim meczu w Jastrzębiu. Natomiast GKS Katowice pod kierunkiem duetu trenerskiego Jacek Płachta – Ireneusz Jarosz po raz czwarty znalazł się finale. Siła mentalna hokeistów z Katowic jest ich największym atutem, ale poparta jest umiejętnościami technicznymi.
Wysokie wymagania
Re-Plast Unia Oświęcim nie obroni tytułu mistrzowskiego, bo na ten stan rzeczy solidnie zapracowali zarówno hokeiści, jak i działacze.
- I trudno z tym stwierdzeniem się nie zgodzić, bo jeśli przeanalizujemy to, co się działo na przełomie listopada i grudnia, to będziemy wiedzieli wszystko – mówi Tomasz Rutkowski, były szef szkolenia PZHL, zaś obecnie ekspert TVP Sport. - Po dobrych występach w Lidze Mistrzów i w kraju działacze i hokeiści uwierzyli w swoją wielkość. Potem zespół obniżył poziom, ale to zrozumiałe, bo zawodnicy mogli się poczuć zmęczeni i znużeni takim tempem gry. Szefowie klubu nie wytrzymali ciśnienia i nie potrafili zapanować nad szatnią. Niesnaski między zawodnikami doprowadziły do rezygnacji trenera, zaś nowy nie potrafił już odbudować zespołu. Zmienił styl gry na bardziej defensywny, ale miał więcej zawodników predestynowanych do gry do przodu niż do defensywy. W poprzednim sezonie Unia miała liderów, Krystiana Dziubińskiego i Marka Kaleinikowasa, zaś teraz tę rolę próbował przejąć Kamil Sadłocha, ale jej do końca nie wypełnił.
Z tego sezonu należy wyciągnąć wnioski, a przede wszystkim trzeba działać roztropnie. Kąpiel w gorącej wodzie nie jest wskazana...
Ukłony dla sztabu
Hokeiści GKS-u Katowice, niczym wytrawni bokserzy z czasów Feliksa „Papy” Stamma, potrafią rywalowi zadać decydujący cios w najmniej oczekiwanym momencie.
- Jestem pod wrażeniem pracy całego sztabu GKS-u pod kierunkiem trenerskiego tandemu – dodaje nasz rozmówca. - Patrzę na tę drużynę z boku, ale mam wrażenie, że wszystko jest ułożone na własnym miejscu i wszyscy wiedzą co mają robić. Po nieudanym Pucharze Polski siła zespołu stale rosła i już na finiszu sezonu zasadniczego widzieliśmy odpowiednią jakość. W play offie katowiczanie pokazują się z jak najlepszej strony. Szkoda że Bartosz Fraszko doznał kontuzji, ale godnie zastąpił go Jean Dupuy. Kanadyjczyk gra pierwsze skrzypce i jeszcze bardziej mobilizuje kolegów. Pozostali też stają na wysokości zadania. GKS ma dwie niezwykle ofensywne formacje, ale pozostałe wcale im nie ustępują. Katowiczanie, według mnie, mają wszelkie dane, by zdobyć złoty medal.
Bardzo dobry play off zalicza Mateusz Bepierszcz, który solidnie pracuje na dorobek strzelecki. John Murray w bramce spisuje się bardzo dobrze i mocno wspiera zespół.
Lepsza jakość
Przed półfinałowymi spotkaniami stawialiśmy na siedem meczów, ale pomyliliśmy się, bo skończyło się na sześciu.
- Zespół z Jastrzębia ma taki, a nie inny styl i już do tego się przyzwyczailiśmy – twierdzi ekspert TVP Sport. - Ekipa trenera Roberta Kalabera miałaby szansę gdyby wygrała na wyjeździe. A mieliby tę szansę tylko pod jednym warunkiem: gdy wynik byłby niski. A tak było tylko przez chwilę. Niewiele brakowało (0,2 sek. - przyp. red.), by doszło do siódmego meczu. Jastrzębianie nie mają tak wyrównanego zespołu jak tyszanie. Trzecia i czwarta formacja odstają od pierwszych dwóch, a ponadto trener Kalaber miał kłopoty z obrońcami, którzy zmagali się z kontuzjami. Tyszanie mają cztery formacje wysokiej jakości i na dodatek kilku zawodników w piątej, którzy w każdej chwili mogą pojawić się na lodzie.
Zestawienie finalistów gwarantuje ciekawe mecze, w których może się wiele wydarzyć. Wygranie choćby jednego meczu na wyjeździe sprawi, że to zwycięzca będzie w uprzywilejowanej sytuacji. Obie ekipy mają wystarczająco dużo atutów, by finał był ozdobą tego sezonu. Ano zobaczymy...
Włodzimierz Sowiński