Sport

Ernest Wilimowski zasłużył na pamięć

Rozmowa z Maciejem „Maciarem” Rudzkim, kibicem Ruchu, członkiem Fan Clubu Deutschland

Maciej Rudzki i Johann Sittko nad grobem Ernesta Wilimowskiego. Archiwum prywatne

Kiedy kibice Ruchu zainteresowali się grobem Ernesta Wilimowskiego?

- To była nasza inicjatywa. Wspólnie z kolegą, śp. Johannem Sittko i kilkoma innymi kibicami Ruchu z Górnego Śląska, postanowiliśmy ten grób odnaleźć. Wiedzieliśmy oczywiście, kim był „Ezi”, a jego legenda robiła na nas wrażenie. Postanowiliśmy zająć się tym tematem w 2005 roku. Z dzisiejszej perspektywy to może dziwne, ale wcale nie było łatwo znaleźć tę mogiłę. Najpierw szukaliśmy kontaktu z rodziną, udało się porozmawiać z jedną z córek, która mieszkała w Hamburgu. Początkowo nie była zbyt chętna, ale przekonał ją jej mąż. Podał, gdzie jest grób, dostaliśmy namiary, jak również kontakt do mieszkającej w Karlsruhe wdowy po piłkarzu, która wówczas była już panią w sędziwym wieku.

Przyjechaliście do Karlsruhe i co dalej?

- Dotarłem z Aachen, gdzie mieszkam na co dzień, Johann przyjechał z Duisburga, pojawiła się też delegacja wspomnianych kibiców z Chorzowa. Było pięć osób. Dobrze pamiętam, był czerwiec 2006 roku, akurat trwały piłkarskie mistrzostwa świata w Niemczech. Okazało się, że ten cmentarz jest ogromny, wcale niełatwo było ten grób znaleźć. Wiedzieliśmy wprawdzie, która to alejka, ale i tak szukaliśmy prawie godzinę. Uliczki są kręte, droga rzeczywiście skomplikowana. Za pierwszym razem łatwo się zgubić… Na miejscu okazało się, że grób jest w złym stanie, po prostu zaniedbany. Trudno się dziwić, bo rodzina wyjechała na stałe z Karlsruhe, a na miejscu została już jedynie wdowa, której ciężko było zajmować się grobem. Doprowadziliśmy go do porządku. Cieszyliśmy się, że odnaleźliśmy mogiłę sławnego piłkarza, ale tak naprawdę nie wiedzieliśmy, co dalej będzie. Wówczas Fan Club Deutschand Ruchu dopiero raczkował i na miejscu nie było nikogo, kto mógłby się zajmować grobem. Ja mam do przejechania około 350 km.

Jednak grobem ktoś zajął się na stałe?

- Tak. Niedługo później pojechaliśmy na spotkanie Górnoślązaków w Niemczech w Oranienburgu, niedaleko Duisburga. Był tam jednocześnie festyn, w tym turniej piłkarski. Sprawą zainteresowaliśmy pismo Info&Tips, największą polskojęzyczną gazetę, wydawaną w Niemczech, kilkukrotnie informowała o tym, co dzieje się z grobem Ernesta Wilimowskiego. Jego historią zainteresowało się również kilku starszych Ślązaków, zaoferowali pomoc. Opiekowali się grobem, ale w pewnym momencie kontakt się urwał. Panowie byli już w starszym wieku, prawdopodobnie zmarli… Na szczęście w międzyczasie fan-club Ruchu w Niemczech się rozrósł, mamy członków także z Karlsruhe, obecnie grób jest pod naszą stałą opieką. Utrzymujemy go w dobrym stanie. Koszt ogrodnika wynosił 500-600 euro rocznie, ale zrezygnowaliśmy z niego, bo jeden z kolegów-kibiców mieszkających w Karlsruhe zaoferował, że będzie na co dzień zajmował się grobem i robi to do dziś. Opłaciliśmy też miejsce na cmentarzu, to koszt około 700 euro na pięć lat. Po śmierci żony Ernesta Wilimowskiego grób zarejestrowałem na siebie.

Okazało się jednak, że mogile grozi mu likwidacja.

- Zarząd cmentarza wysłał zapytanie do rodziny, ale nie dostał odpowiedzi. Oczywiście nie możemy dopuścić, żeby ten grób zniknął i nie dopuścimy. Zorganizowaliśmy kibicowską zbiórkę. Jesteśmy pełni optymizmu w tym względzie, cieszymy się, że ludzie pamiętają o Erneście Wilimowskim. W przyszłym roku, w czerwcu, mija 110 rocznica urodzin legendy. Chcemy godnie ją uczcić. Grób nie zniknie. Zostanie jedynie przeniesiony w inne miejsce. Ernest Wilimowski zasłużył,żeby o nim pamiętać.

Rozmawiał: Paweł Czado

Ernest Wilimowski

(1916-1997) - jeden z najwybitniejszych piłkarzy wszech czasów. 22 mecze i 21 goli w reprezentacji Polski (1934-39) oraz 8 meczów i 14 goli w reprezentacji Niemiec (1941-42). Czterokrotny mistrz Polski z Ruchem (1934, 35, 36, 38), król strzelców ekstraklasy (1934, 36, 38, 39). W 86 ligowych meczach zdobył 117 bramek, w tym jako pierwszy w historii polskiego futbolu strzelił siedem, osiem, dziewięć i dziesięć goli w jednym ligowym meczu. Zdobywca Pucharu Niemiec z TSV 1860 Monachium (1942).