Energia i pokora
3:0 z Macedonią Północną, 4:0 na wyjeździe z Armenią – efektownie wyglądają wyniki selekcjonerskiej „reaktywacji” Jerzego Brzęczka.
W Erywaniu kontuzjowanego Filipa Rózgę (z lewej) zastąpił Oskar Pietuszewski (z prawej) i ustrzelił dublet. Fot. Mateusz Sobczak/PressFocus
REPREZENTACJA U-21
Ani „mało optymalna” - jak nazwał ją sam Jerzy Brzęczek – podróż na Zakaukazie, ani konieczność gry w 32-stopniowym upale nie przeszkodziły naszym młodzieżowcom w efektownym zwycięstwie w Erywaniu. - Wygrać w Armenii w tym terminie nie jest łatwo żadnej drużynie, więc dodatkowo wielki szacunek dla chłopaków – eksselekcjoner drużyny narodowej seniorów, od paru tygodni u sterów kadry U-21, po końcowym gwizdku emanował dobrą energią, radością i... szczerością z odrobiną przekory. - Jeszcze nie jestem tak stary, żeby nie mieć energii. Ale też jestem za stary i za siwy, żeby nie mieć pokory w kontekście faktu, że to dopiero początek naszej drogi – mówił wysłannikowi portalu „Łączy nas piłka”. Na samym końcu tejże drogi, wiodącej przez młodzieżowe ME 2027 w Serbii i Albanii, są igrzyska w Los Angeles rok później.
Bohaterem starcia w Erywaniu został najmłodszy w naszej ekipie Oskar Pietuszewski. Skorzystał ze starej zasady „niefart jednego jest szansą drugiego”: pojawił się na murawie po kontuzji Filipa Rózgi i najpierw otworzył wynik, a potem postawił kropkę nad „i”. Wcześniej, w piątek, trafił do siatki Macedończyków, również zaczynając mecz na ławce. - Tak budujemy atmosferę w drużynie, zarządzanie tymi chłopakami – Jerzy Brzęczek nie chciał zdradzać szczegółów prowadzonej przez siebie polityki personalnej, ale – jak widać – jest ona (na razie) skuteczna.
Na samouwielbienie jednak zdecydowanie za wcześnie. - Jest wiele rzeczy, z których naprawdę możemy wszyscy być zadowoleni i chłopaki również to czują. Pamiętajmy jednak, że te eliminacje się dopiero rozpoczęły, a prawdziwe testy naszej jakości dopiero przed nami – przypomina srebrny medalista igrzysk w Barcelonie.
I to już za miesiąc – dodajmy. 10 października na Arenie Katowice zagramy z Czarnogórą, cztery dni później – w Szwecji. Obydwu tym ekipom – jak Biało-czerwonym – marzy się walka co najmniej o drugie miejsce, dające baraż. Wtorkowe bezpośrednie starcie ekipa z Bałkanów rozstrzygnęła na swą korzyść dzięki dwóm bramkom w doliczonych dziesięciu (!) minutach. Faworyci naszej grupy, Włosi, z Macedonią Północną przez ponad godzinę grali w osłabieniu (Brando Moruzzi w osiem minut zobaczył dwie żółte kartki), zdołali jednak w dziesiątkę zdobyć zwycięską bramkę i prowadzenie dowieźć do końca. Z Italią zagramy 14 listopada.
(DaL)
