Sport

Dziewiąte niepowodzenie

Dzięki przejściu z PSG do Realu Madryt Kylian Mbappe miał w końcu wygrać Champions League.

26-letni Kylian Mbappe jeszcze nie sięgnął po puchar Ligi Mistrzów. Fot. IMAGO/ PressFocus

LIGA MISTRZÓW

Kylian Mbappe jest bez wątpienia jednym z najlepszych piłkarzy na świecie. Od lat udowadnia, że jest jednostką wybitną, która z futbolówką potrafi zrobić niemalże wszystko. Do pełni szczęścia Francuzowi brakuje dwóch osiągnięć – jednego indywidualnego i jednego drużynowego. Po pierwsze – Mbappe jeszcze nigdy nie sięgnął po Złotą Piłkę. Po drugie – nadal czeka na pierwszy triumf w Lidze Mistrzów. I na dobrnięcie do tego drugiego celu na pewno jeszcze chwilę poczeka. 26-latek odpadł w środę wraz z Realem Madryt w ćwierćfinale najważniejszych klubowych zmagań na Starym Kontynencie. Była to jego dziewiąta próba wygranej LM i po raz dziewiąty poległ. W sezonie 2016/17 z Monaco dotarł do półfinału, a później przez siedem lat z rzędu nie osiągnął sukcesu z PSG. Przeniósł się więc do Realu, który ma w sobie gen zwycięstwa. Wierzył w to, że obroni tytuł „Królewskich” sprzed roku, ale w pierwszym sezonie znów zaznał smaku niepowodzenia. Mbappe tylko raz w karierze dostał się do finału Champions League, w sezonie 2019/20, gdy paryżanie przegrali z Bayernem. W środowym meczu z Arsenalem, który zakończył się porażką „Los Blancos” 1:2 (1:5 w dwumeczu), Mbappe zszedł z boiska szybciej, niż planował przez drobną kontuzję stawu skokowego.

Odpadnięcie Realu nie jest oczywiście winą francuskiego gwiazdora. Zrzucanie odpowiedzialności za wynik w Lidze Mistrzów na „klątwę Mbappe” jest bardzo prostym wytłumaczeniem, które nie ma pokrycia w rzeczywistości. Madrytczycy w tym sezonie grają po prostu słabo. Większość piłkarzy prezentuje znacznie gorszą dyspozycję od oczekiwanej. Oczywiście od Francuza także wymaga się więcej, ale z pewnością nie jest on główną przyczyną niezadowalających wyników.

Aczkolwiek teoria o wspomnianej klątwie mogłaby mieć trochę sensu w jednym przypadku – gdyby w tym roku PSG cieszyło się ze zwycięstwa w Lidze Mistrzów. A przecież taki scenariusz nie jest wykluczony. Zespół Luisa Enrique co prawda przegrał we wtorek z Aston Villą 2:3, ale dzięki zaliczce z pierwszego meczu (3:1) gra dalej i w półfinale stanie naprzeciwko Arsenalowi. Po odejściu Mbappe PSG gra świetnie, może nawet lepiej niż z tym gwiazdorem w składzie. Ciężar odpowiedzialności za gole spadł na barki Ousmane’a Dembele, który radzi sobie zadziwiająco dobrze. Patrząc na poczynania ekipy ze stolicy Francji w tym sezonie, nikt nie byłby szczególnie zdziwiony, gdyby awansowała ona do finału rozgrywek.

A w nim, niezależnie od tego, czy półfinał wygra Arsenal z Jakubem Kiwiorem w składzie, czy PSG, powinniśmy zobaczyć co najmniej jednego reprezentanta Polski na boisku. W drugiej parze półfinałowej zmierzy się Barcelona z Interem. W „Dumie Katalonii” mamy dwóch Biało-czerwonych – Wojciecha Szczęsnego oraz Roberta Lewandowskiego, których pozycja w drużynie jest w miarę stabilna. W przypadku golkipera sytuacja ta może się odmienić, gdy do pełni sił po urazie kolana wróci Marc Andre ter Stegen. Na razie Polak nie ma zamiaru opuszczać bramki Barcelony, ale świadomy jest tego, że Niemiec może go szybko wygryźć ze składu. Tym bardziej że ter Stegen był kapitanem Barcelony, dopóki nie musiał rozpocząć leczenia. Z kolei w barwach Interu grają Nicola Zalewski oraz Piotr Zieliński. Pierwszy z nich wystąpił w pierwszej odsłonie ćwierćfinału przeciwko Bayernowi, ale w rewanżu siedział przez 90 minut na ławce. Z kolei drugi jest coraz bliżej wyleczenia urazu mięśniowego. Możliwe, że już na mecze półfinałowe z „Blaugraną” będzie gotowy do gry.

Kacper Janoszka