Sport

Dwa punkty straty do Rakowa

Trudno racjonalnie wytłumaczyć utratę punktów przez Lecha w meczu z Radomiakiem.

Lech stracił dwubramkowe prowadzenie. Fot. Tomasz Jastrzębowski/Foto Olimpik/PressFocus

WYDARZENIE KOLEJKI

Lech miał otwartą drogę do zwycięstwa z Radomiakiem. Rozpoczął fenomenalnie, od gola Mikaela Ishaka w 5 minucie. Później bramkę zdobył Filip Jagiełło, dla którego był to dopiero siódmy mecz w tym sezonie w pierwszym składzie. Dwubramkowa przewaga wydawała się wystarczająca, tym bardziej że „Kolejorz” po zwycięstwie Rakowa nie mógł sobie pozwolić na stratę punktów. Ekipie Nielsa Frederiksena zabrakło jednak koncentracji.

Jak inaczej wytłumaczyć sytuację z 79 minuty, gdy Wojciech Mońka popełnił fatalny błąd w wyprowadzeniu piłki, podając pod nogi przeciwnika? Przeciwnikiem tym był Capita, który takich okazji nie marnuje. Przymierzył, uderzył, pokonał Bartosza Mrozka. Później nadszedł doliczony czas i znów defensywa Lecha popełniła niewytłumaczalny błąd. Po dośrodkowaniu golkiper próbował piąstkować, ale trafił futbolówką w Antonio Milicia. Do piłki doskoczył Abdoul Tapsoba i zapewnił Radomiakowi remis. Co ciekawe, po ostatnim gwizdku trener radomskiej ekipy Joao Henriques nie był szczególnie zadowolony. Na jego twarzy widać było niedosyt, bo Lech powinien zostać pokonany.

Skończyło się na podziale punktów, który jest bolesny dla poznaniaków. Przypomnijmy, że po rundzie jesiennej trudno było nam sobie wyobrazić inny zespół, który mógłby zdobyć mistrzostwo Polski. Tymczasem Lech w głupi sposób tracił punkty i został wyprzedzony przez Raków. Tydzień temu obie ekipy zrównały się punktami, więc szanse "Kolejorza" na powrót na szczyt znów wzrosły. Cóż jednak z tego, skoro poznaniacy wypuszczają wygraną z rąk w starciu z ligowym średniakiem. Radomiak miał zostać zmiażdżony, na to też wskazywały początkowe minuty, ale „Kolejorz” w ostatniej chwili dał mu pole do popisu, popełniając błędy. Niech piłkarze Lecha nie będą zdziwieni, jeśli na koniec sezonu okaże się, że zabraknie im paru punktów do złotego medalu.

Lech czeka jeszcze prestiżowe i trudne spotkanie z Legią Warszawa. W jego aktualnej dyspozycji wielceprawdopodobna jest porażka. Poznaniacy mogli przedłużyć swoje marzenia, mogli liczyć na to, że częstochowianie potkną się w meczach z Koroną lub Jagiellonią. Grając jednak w taki sposób, jak z Radomiakiem, liczenie na utratę punktów przez przeciwnika nie ma większego sensu... „Umiesz liczyć, licz na siebie”.

- Tracimy ważne punkty, musimy wziąć się w garść i zdecydowanie poprawić. Dopóki są matematyczne szanse na mistrzostwo, będziemy walczyć. Chcemy dalej robić swoje, skupiać się na każdym kolejnym meczu - powiedział po ostatnim gwizdku strzelec gola Filip Jagiełło. Matematyka może rzeczywiście sprzyja w pozytywnym myśleniu o zakończeniu sezonu, ale realia są takie, że Raków rzadko popełnia błędy, a w ostatnim czasie na pewno rzadziej od drużyny trenera Nielsa Frederiksena.

Pewne jest to, że gdy na koniec sezonu Lech zajmie drugie miejscu, z trudem przyjdzie mu radość ze srebrnego medalu. W końcu mistrzostwo było bardzo blisko...

Kacper Janoszka