Sport

Dwa końce kija

LIGOWIEC

Trener Rakowa Częstochowa Marek Papszun jest człowiekiem, którego w przypadku porażki jego zespołu trudno zadowolić. Zawsze znajdzie dziurę w całym, ot, taka jego „uroda”. Teraz winę za porażkę w Szczecinie zrzucił na sędziego, argumentując, że powinien był usunąć z boiska piłkarza Pogoni Linusa Wahlqvista. A może szanowny pan trener winnych porażki powinien szukać w swoim zespole, jako pierwszego biorąc „do galopu” Ericka Otieno? Faul Kenijczyka był tak ewidentny, że aż w oczy szczypie, tymczasem 51-letni szkoleniowiec na siłę szukał okoliczności łagodzących dla swojego zawodnika. Sternik zespołu spod Jasnej Góry powinien pamiętać, że jego piłkarze na boisku nie są nietykalni i zdarzają się sytuacje, gdy to szkoleniowcy przeciwników Rakowa zgłaszają pretensje do werdyktów arbitra, krzywdzących ich zespoły. Jak zatem widać, kij ma zawsze dwa końce.

Trener „Dumy Pomorza” Robert Kolendowicz cieszył się jak dziecko z wiktorii z liderem, bo Pogoń na wygraną z Rakowem czekała ponad cztery lata! – Czerwona kartka ułatwiła nam zadanie, ale i bez niej ciężko by Rakowowi było z nami wygrać. Sędziowie? Mecz był twardy, oba zespoły bardzo chciały wygrać. Futbol to poważna gra i czasami są kontrowersje – stwierdził.

W przeciwieństwie do szkoleniowca „Medalików”, po męsku przyjął porażkę z Zagłębiem Lubin trener Jagiellonii, Adrian Siemieniec. Nie płakał nad rozlanym mlekiem, żałował tylko, że jego zespół nie dał kibicom lepszego „zajączka”. I nie ukrywał, że przyczyną porażki były błędy popełnione przez jego zawodników.

Kapelusza trzeba uchylić przed trenerem „Miedziowych”, Leszkiem Ojrzyńskim. Daleki jeszcze jestem od trąbienia o triumfalnym powrocie tego szkoleniowca na łono ekstraklasy, ale dotychczasowe wyniki Zagłębia pod jego batutą muszą robić wrażenie. Na początku urzędowania przegrał wprawdzie z Rakowem, ale w trzech ostatnich potyczkach odesłał przeciwników do kąta, zdobywając komplet punktów. Misja ratowania ekstraklasy dla zespołu z Lubina jeszcze nie jest zakończona, ale rysujące się perspektywy wyglądają optymistycznie i dają nadzieję (bo przecież jeszcze nie pewność), że w następnym sezonie Zagłębie nadal będzie grało w elicie.

Warszawskiej Legii brawa przy otwartej kurtynie należą się za wytrwałość w dążeniu do celu i charakter. Oba gole dla stołecznej jedenastki padły dopiero w doliczonym czasie, zarówno w pierwszej, jak i w drugiej połowie. Nie mam wątpliwości, że porządnego „kopa” w górę dało zawodnikom z Łazienkowskiej zwycięstwo w Londynie z Chelsea. Chyba Goncalo Feio zaszczepił w nich ducha walki, że jak się nie ma, co się lubi, to się zasuwa, by to mieć. Proste jak konstrukcja cepa, chociaż nie do końca.

Tym razem los nie był łaskawy dla outsiderów ligowej tabeli, tylko Puszcza Niepołomice „wyczarowała” remis z Radomiakiem. Jestem bardzo ciekawy, czy zespół Tomasza Tułacza uniknie niezaplanowanej wycieczki w otchłań Betclic 1. Ligi. Na razie „Żubry” przypominają mi człowieka, którego mają stracić na szubienicy, ale który nawet stojąc na zapadni, nie traci nadziei na ułaskawienie.

Bogdan Nather